Knicks przerywają serię Hornets

New York Knicks przerwali serię czterech zwycięstw z rzędu New Orleans Hornets wygrywając z „Szerszeniami” 87 – 100. Hornets po bardzo dobrej pierwszej kwarcie później już przygaśli, a do zwycięstwa gospodarzy z Nowego Jorku poprowadzili znakomici Chris Coopeland i Carmelo Anthony. 

Pierwszą kwartę New Orleans Hornets rozpoczęli znakomicie. Bardzo dobre piłki dostawał Anthony Davis, który kończył akcje punktami, swoje dołożył również Robin Lopez, a po indywidualnych akcjach i dobrej obronie Eric Gordon prowadził drużynę do coraz to większego prowadzenia. Jedyne zagrożenie po stronie rywali siał Chris Copeland, który w bardzo krótkim czasie niekryty trafił z miejsca trzy „trójki” z rzędu i podtrzymywał drużynę z Nowego Jorku w grze. 

Ostatnich minut pierwszej kwarty Hornets nie mogą zaliczyć do najbardziej udanych. Co prawda „Szerszenie” wyśmienicie bronili Carmelo Anthony’ego czy J.R. Smitha, którzy wspólnie byli 1-12, ale w ofensywie gra nie wyglądała już tak jak na początku i przewaga zmniejszyła się do siedmiu punktów (trzy rzuty wolne dostał Brian Roberts po tym jak został sfaulowany przez Smitha) i podopieczni Monty’ego Williamsa na drugą kwartę wchodzili przy wyniku 22-29.

Na drugą kwartę Hornets wyszli zupełnie rezerwowym składem i nie potrafili znaleźć odpowiedniego środka na obronę Knicks, co kończyło się wymuszonymi rzutami przez kończący się czas na rozegranie akcji. Po około 7 minutach gry w drugiej kwarcie Nowy Jork po bardzo dobrej obronie wyszedł na 2-punktowe prowadzenie i przejęli nieco inicjatywę w tym spotkaniu – odblokował się przede wszystkim Carmelo Anthony, który wreszcie zaczął trafiać.

Ostatecznie po 24 minutach i słabej drugiej kwarcie w wykonaniu „Szerszeni” ekipa prowadząca przez Monty’ego Williamsa musiała uznać wyższość rywali i do szatni schodzili ze stratą ośmiu punktów – 41:49. Na parkiecie mieliśmy przede wszystkim pojedynek Erica Gordona (16 punktów) i Melo Anthony’ego (20 „oczek”).

Trzecią kwartę gracze z Nowego Jorku zaczęli z górnej półki i szybko zyskali sobie przewagę nad „Szerszeniami” na ponad 10 punktów. Przez wszystkie 12 minut mieliśmy wciąż pokaz tego jak Hornets podganiają rywali na 5 punktów, ale następnie znów schodzą ponad 10 „oczek”. Było tak bardzo wiele razy, a ostatecznie ekipa Monty’ego Williamsa po 36 minutach przegrywała 61 – 77.

W 3 minuty czwartej kwarty New York Knicks po trójkach Novaka i kolejnych punktach Copelanda wyszli już na bardzo wysokie prowadzenie, a na tablicy świetlnej mieliśmy już 84 – 68.

Hornets wciąż mieli jednak szansę na powrót do gry, ale nie umożliwiał tego… Monty Williams. Do tej pory nie rozumiem decyzji trzymania na parkiecie Briana Robertsa i wpuszczenie Xaviera Henry’ego kiedy trzeba było gonić wynik. Brakowało kogoś kto wziąłby piłkę do rąk i zacząłby seryjnie zdobywać punkty, brakowało Greivisa Vasqueza lub Erica Gordona.

Kiedy ta dwójka pojawiła się na parkiecie było już za późno. Hornets nie mieli wystarczająco czasu, aby zbliżyć się do Knicks i przejąć ten mecz. „Szerszenie” ostatecznie musiały uznać wyższość Knicks i przegrali to spotkanie 87 – 100.