Boogie Night Roast

Jesteśmy już po debiucie Cousinsa w nowych barwach i boy, oh boy, co to był za mecz. Były wzloty, upadki, przebłyski geniuszu, widoczny potencjał, a między wierszami niezrozumienie, tony strat, spudłowane trójki i „i have no fucking clue”- syndrome Gentriego.

Pelicans na pierwszy ogień dostali Houston Rockets, którzy mają najlepszą ofensywę w lidzę. Po stracie trzech guardów – rotacja na obwodzie wyglądała biedniej, niż nowootwarty biznes przy stawkach podatkowych p. Morawieckiego. I to było najbardziej odczuwalne, bardziej niż brak zgrania z Cousinsem, zero komunikacji, prowokacje ze strony Rockets, bezradność Alvina i trójki Sweet Lou.

Pelicans zaczęli spotkanie z przewidywalną pierwszą piątką – Jrue, Moore, Solo, Ice, Fire. Pierwsze akcje szły głównie przez Cousinsa. Wrzawa na trybunach mówiła sama za siebie – w Nowym Orleanie pokładają duże nadzieję w nowym duecie. Boogie zaczął mecz z szybkimi 6 punktami, 2 asystami i dobrymi interwencjami w obronie. Wszedł w mecz jak BOR w drzewo, ale…

… na ratunek przybył Jrue. Szybko zaczął odzyskiwać prowadzenie na rzecz Houston Rockets, oddając im piłkę w niewymuszonych stratach. Wrócił do formy z początku sezonu, a.k.a „nie potrafię kozłować, nie chce mi się celniej podać, weź się tato”. Swoją drogą to ciekawe zjawisko, drużyna ściąga jednego z najlepszych centrów w lidze, a tymczasem rozgrywający, który swoją drogą ostatnio gra na poziomie All-Star, notuje prawdopodobnie swój najgorszy mecz w Pelikanach. Jrue postanowił iść drogą Della Dempsa – przełamywanie stereotypów. Wyszło miodzio.

Właściwie cały swój czas mógłbym poświęcić na atakowanie Jrue, ale najlepszym jego roastem może być gra Tima Fraziera, który a) lepiej kozłował, b) celniej podawał, c) próbował dogadać się z Cousinsem, d) nie pchał ślepo piłki. Ten ostatni punkt jest bardzo istotny w kontekście całego meczu, a także w filozofii Gentriego. Jrue miał tak fatalną pierwszą kwartę, że brak słów. Nie da się opisać „normalnymi” słowami postawy PODSTAWOWEGO rozgrywającego Pelikanów. Jeżeli tak ma wyglądać gra zawodnika w swoim contract year to Pelicans wyszliby lepiej grając 4 na 5. Zagadka nr 1: Co ma mniej procent, niż wódka? Statystyki Jrue takie jak: TS% i EFG%.

Jak wiemy, Pelicans lubią early offence, zaczynają akcje od hand offów, wysokich pick and rolli, aby potem szukać dogodnej pozycji dla Davisa. Niestety z Cousinsem to nie przejdzie. Być może to była kwestia straty punktowej tak wielkiej jak syf w Kings, ale hej! – oni przynajmniej wygrali. Boogie pod koniec meczu nie kwapił się do biegania w kontrach. Nie byłoby w tym nic złego, w końcu Pelicans traktowali drugą połowę jak dodatkowy trening, ale Jrue nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał takiej dogodnej okazji, aby przejść obok meczu.

Jest jeszcze jeden zawodnik na którego chciałem odrobinę ponarzekać – Anthony Davis. Ja rozumiem, że można obawiać się o pozycję lidera w drużynie; że można chcieć „rzucić swoje”; ale to już była lekka przesada. Nie wiem czy Davis, wcześniej w tym sezonie, kozłował tyle co w tym meczu. Ball hog na całego. Jestem w stanie się założyć, że więcej razy przeczytałeś regulamin strony WWW, niż Davis podał piłkę do Cousinsa. Pewnie mi ktoś zarzuci, że to był pierwszy mecz; że jeszcze nie są zgrani; że do końca się nie rozumieją; chwila, to nie ja mówiłem na konferencjach prasowych, że ich gry doskonale się uzupełniają. Zagadka nr 2: Kto miał najgorszy OffRtg w tym meczu? Dla ułatwienia dodam, że jego inicjały to AD, a pierwsze imię to nie Andrzej.

Gentry, od początku sezonu, ma ciężki orzech do zgryzienia. Na jego nieszczęście gdzieś zapodział dziadka do orzechów. I na pewno nie znalazł go w osobie Cousinsa. Dlaczego?

  1. Cousins nie jest graczem, który jest plug’n’play dla takiego stylu gry,
  2. tym bardziej, gdy jest na boisku z Jrue i Davisem,
  3. bo ci chcą grać swoje, ale DMC jest zdecydowanie efektywniejszy mając piłkę w rekach.

Mogę iść drogą prawdziwego Polaka i powiedzieć Gentriemu co musiałby zrobić, bo wiem lepiej. Jednak nie zrobię tego i nie powiem, że powinien ograniczyć tempo, oddać piłkę Cousinsowi w high post; wykorzystywać do maksimum Horns Offense (w pierwszej kwarcie cudownie to wyglądało); maksymalizować ruch off-ball – zasłony od AD dla shooterów, a przede wszystkim dla Jrue; angażować Cousinsa i Davisa w KAŻDY (bez wyjątków) half-court set.

Tak, rozumiem syndrom pierwszego meczu. Warriors przegrali swój mecz 29 punktami ze Spurs, a potem zaczęli kopać każdego na swojej drodze, jednak nie ukrywajmy – Alvin musi zmienić mind set drużyny i ogrywać WSZYSTKICH z Cousinem, nie tylko Jrue i AD. Drużyna będzie efektywna, gdy wszyscy będą się rozumieć i będą świadomi na co stać DMC. Czas nieubłaganie mija, a jestem pewny, że Gentry jest tego świadomy – w końcu po coś nosi takie sikory jak wczoraj.

Podsumowując – nie jestem zły, że Pelicans przegrali. Jestem jednak rozczarowany, że zrobili to w taki sposób. Najlepszym zawodnikiem, był gracz, który był na jednym treningu, a reszta była tak fatalna jak mina babci, gdy mówisz, że jesteś na diecie. Pelikanizator Boguchwała ma teraz jeden dzień na rozwiązanie szyfru enigmy, bo mecz z Mavericks to „must-win”.

PS. Davis, pytany po meczu o powód przegranej, powiedział straty i „overthinking”. Tak, miał rację. Lepiej, żeby gracze Pelicans za dużo nie myśleli, bo wychodzi z tego tylko nieszczęście i łupież.