Mecze pomiędzy Los Angeles Clippers a New Orleans Hornets po odejściu Chrisa Paula z Luizjany już chyba na zawsze będą elektryzujące. Nie tylko dla fanów jest to już coś więcej niż jedno z wielu spotkań, ale też na samym parkiecie często dochodzi do spięć i pyskówek pomiędzy graczami.
Chris Paul przeszedł do Los Angeles 15 grudnia, 2012 roku i od tamtej pory nic w Nowym Orleanie nie jest już takie samo. Drużyna przechodzi ciężki okres przebudowy opierający się na zawodnikach z draftu i pojedynczych wymianach, w którym Dell Demps najchętniej przyjmuje utalentowanych młodych prospektów. W tym samym czasie CP3 przeszedł przemianę, stał się zawodnikiem Clippers i nie liczą się już dla niego sentymenty związane z miastem – liczy się wygrywanie.
Już w pierwszym spotkaniu pomiędzy tymi drużynami mocno było widać, że zawodnicy mają sobie coś do udowodnienia. Hornets wygrali wówczas 97 – 90, a fani byli świadkami wielkiego spektaklu i walki gladiatorów. Nie obyło się bez kar, kiedy to Jason Smith bezpardonowo stratował Blake’a Griffina. Wtedy również kibice z Nowego Orleanu widzieli jak CP3 stanął do „walki” naprzeciwko Hornets i musieli wreszcie pogodzić się z wieścią, że stracili swojego najlepszego zawodnika.
Od tamtej pory Clippers i Hornets rozegrali w sumie 6. spotkań, w których Szerszeni 4-krotnie musieli uznać wyższość rywali z Los Angeles. Przed transferem Chris Paul przysięgał, że jego serce zostanie w Nowym Orleanie i na zawsze zostanie Szerszeniem. Tak się jednak nie stało, a rozgrywający rzucił najwyraźniej słowa na wiatr.
Dlaczego? Wciągu 2 lat gry w Los Angeles Chris Paul przyleciał do Nowego Orleanu już kilka(naście) razy. Zawodowo i na pewno do swoich kilku przyjaciół, ale ani razu nie pokusił się o spotkanie ze swoimi starymi fanami, z Luizjany, przy których tak naprawdę się wychował i ukształtował jako zawodnik. Fani z New Orleans odpuścili sobie głupie plakaty, kartony i okrzyki w kierunku CP3 po jego odejściu – wręcz przeciwnie – większość życzyła mu raczej jak najlepiej w innym klubie. Teraz zapewne są nieco zawiedzeni po tym jak ich ukochany zawodnik w New Orleans Arena zagrał już po raz drugi w innej koszulce niż tej z Szerszeniem na piersi, a mimo to, nie dokonał żadnego przyjacielskiego gestu w kierunku kibiców.
Wielu zraniło również to, że Chris Paul stwierdził, że po tym jak Hornets zmienią nazwę na Pelicans nie będzie się on już tak bardzo identyfikował z klubem jak kiedyś – że nie będzie mu to już tak bliskie jego sercu. To zabolało.
Dodatkowo po dzisiejszym zwycięstwie w Big Apple CP3 stwierdził, że Greivis Vasquez jest wkurzający.
„On po prostu mówi zbyt dużo. O wiele za dużo. Ja tak nie robię, a On? To jest po prostu wkurzające” – mówił rozgrywający Clippers
To, że Greivis Vasquez słynie z zaciętego charakteru mogło się przekonać już niezłe grono w NBA. Na pieńku miał między innymi z Nikolą Pekoviciem czy Nate’m Robinsonem po tym jak ostro grał i wkurzał swoim zachowaniem rywali. Jest to jednak jedna z ważnych części gry w koszykówkę. Z takich zachowań słynęli bowiem sami najlepsi jak mistrzowie trash-talku Michael Jordan, Reggie Miller, Charles Barkley czy Shaquille O’Neal. Jeżeli Wenezuelczyk poprzez po prostu „gadanie” mobilizuje się do lepszej gry to niech robi to jak najczęściej.
Lepiej bowiem zbyt dużo mówić, niż robić coś takiego, Panie Paul: