Loteria draftu nie przyniosła żadnych niespodzianek, obyło się bez zmian. Philadelphia 76ers po „procesie” Sama Hinkiego dostali swoją upragnioną jedynkę, po nich wybierać będą Los Angeles Lakers, którzy zatrzymali swój pick i Boston Celtics, którzy ten wybór dostali od Brooklyn Nets. Drużyna z Nowego Orleanu jest w całkiem niezłej i bezpiecznej pozycji nr 6, z którą idzie zrobić wiele różnych rzeczy.
Generalny Menadżer, Dell Demps, wytransferował swój pick w pierwszej rundzie draftu w następujących latach: 2009, 2010, 2011, 2013, 2014 i 2015. Jedyny rok, w którym pick został zachowany to rok 2012 i wybór Anthony’ego Davisa i Austina Riversa. Biorąc jednak pod uwagę wątpliwą pozycję Dempsa w organizacji – Pelicans najprawdopodobniej będą chcieli ściągnąć do siebie młodego gracza poprzez draft, starając się unikać błędów z przeszłości.
Wybór New Orleans Pelicans będzie uzależniony od wyborów drużyn z top5. Niemal pewne jest (choć to słowo przy drafcie zawsze brzmi zabawnie, patrz – Anthony Bennett), że trójką która w miejscach 1-5 się znajdzie to Ben Simmons, Brandon Ingram i Dragan Bender. Następnie zaczyna się zabawa i szachy dla włodarzy Pelikanów.
Jaylen Brown, Jamal Murray, Kris Dunn oraz Buddy Hield.
To ta czwórka graczy powinna ustawić się jako następni w nadchodzącym drafcie. Jednak ich kolejność to już kompletna niewiadoma. Czy Celtics będą chcieli potencjalnego nowego Porzingsa w osobie Dragana czy może scorera Hielda? Czy Minnesota postawi na scorera, czy może na rozgrywającego i zacznie handlować Rickym Rubio? Czego szukać będą Phoenix Suns?
Bez względu na odpowiedzi – New Orleans Pelicans i tak są w dobrej sytuacji i w każdym z wymienionych zawodników znajdą coś, czego brakuje tej drużynie
Jaylen Brown – niski skrzydłowy, czyli obsadzający pozycję, na której Pelikany nie mają wartościowego zawodnika od kilku lat. Z miejsca jest w stanie zacząć robić różnicę po dwóch stronach boiska w NBA – ma chyba najbardziej gotową budowę ciała do gry na już z czołówki draftu. Atletyczny, szybki i z dużym potencjałem. Brakuje mu nieco rzutu z dystansu, ale biorąc pod uwagę skuteczność catch’n’shoot, i tutaj można dostrzec spore pole do poprawy. Całkiem niezły obrońca.
Kris Dunn – coraz częściej mówi się o nim, że to John Wall 2.0, a sam zawodnik napomknął niedawno, że też widzi w sobie rozgrywającego Washington Wizards. Ma jednak lepszy rzut, całkiem nieźle widzi, jest dynamiczny pod koszem (świetne warunki na PG w NBA) i uwielbia, a raczej UWIELBIA biegać w kontratakach. Alvin Gentry uśmiechnął się.
Buddy Hield – mój osobisty faworyt i ulubiony zawodnik (tuż po Brandonie Ingramie) tego draftu. Najlepszy scorer NCAA, z zasięgiem Stephena Curry’ego. Potrafi rzucić i trafić z niemalże każdej pozycji. Z roku na rok robi coraz większe postępy i w tym sezonie zaczął karcić swoich obrońców również mijając ich szybkim pierwszym krokiem i kończąc akcje w trumnie. Momentami nie do zatrzymania. Ma jednak już 22 lata i to co daje w ataku, czasami oddaje w obronie. To jednak potencjalny All-Star tej ligi i idealny kumpel (buddy) dla Anthony’ego Davisa.
Jamal Murray – podobny gracz do Buddy’ego, ale młodszy i wciąż bardziej bazujący na swoim talencie i możliwości rozwoju, a nie na aktualnych umiejętnościach. Ma momenty, gdzie podobnie jak Hield, podpala się w ataku i trafia rzut za rzutem z dystansu. Typowy scorer, często przymierzany właśnie do Pelicans.
Do draftu NBA jeszcze ponad miesiąc. Drużyny zaczną dopiero intensywne workouty, gdzie nawet kilkakrotnie sprawdzą zawodników. Wszystko może się jeszcze w tym czasie zmienić – niektórych graczy pozycja drametralnie spadnie, a dla niektórych będzie to okazja, aby swoje akcje znacznie podnieść. Jedno jest pewne – Pelicans dostali w swoje ręce wartościową zabawkę i już tylko od zarządu zależeć będzie, czy zamienią to na siekierkę czy kijek.