Coś ruszyło? Zwycięstwo ze Spurs + małe ogłoszenie

http://media.ksat.com/photo/2015/11/21/Lamarcus-Aldridge-Spurs-Pelicans_1448115907124_485250_ver1.0_1280_720.jpgHej wszystkim! Na początku trochę słów organizacyjnych. Prawdopodobnie zrezygnuję z pomeczowych relacji, na rzecz tygodniowych podsumowań – doszedłem do wniosku, że lepiej postawić na jakość, nie ilość. Co tydzień znajdziecie pokrótce opisy rywalizacji meczowych z tygodnia, a przy tym rozdamy parę plusów/minusów i pobawimy się w nieco szerszą analizę gry Pelikanów. W związku z tym, że nie będzie już monotonnych recapów pojawią się natomiast różnego rodzaju rankingi, felietony czy artykuły. Mam nadzieję, że taka forma bardziej pasuje również i Wam.

Dzisiejsze zwycięstwo z San Antonio Spurs będzie więc najwidoczniej jedną z ostatnich relacji traktującej jedynie o jednym spotkaniu. Miejmy nadzieję, że tak jak dla naszej strony jest to spora zmiana, tak dla New Orleans Pelicans ten mecz będzie swego rodzaju przełomowym w tym sezonie. Nie jest dobrze, bilans 2-11 zdołował pewnie wielu fanów Pelikanów, ale w związku z tym, że Konferencja Zachodnia ma na starcie sporo problemów nic jeszcze nie jest stracone. Trzeba walczyć, tak jak w meczu ze Spurs.

Słabo sezon zaczęli Houston Rockets czy Memphis Grizzlies, a na tymczasowym fluke(?) na zachodnim wybrzeżu wygrywają sporo Phoenix Suns, Minnesota Timberwolves czy Dallas Mavericks. Sytuacja w tabeli powinna się pomału krystalizować i wtedy będzie można ocenić w jakim miejscu znajdują się Pelicans.

Przez podopiecznym Alvina Gentry’ego teraz bardzo ciężki okres w terminarzu – przez następne dwa tygodnie chyba najcięższa przeprawa w lidze z niemal samymi najlepszymi drużynami ligi. Już przed rozpoczęciem kampanii trudność terminarzu Pellies przez pierwsze tygodnie oceniono jako drugi najcięższy w NBA – od stycznia ma się to jednak zmienić na drugi najłatwiejszy kalendarz i wówczas trzeba upatrywać swoje szanse na ostrą pogoń za czołówką Zachodu.

To wcale nie jest niemożliwe. Na ten moment za 8. miejscem na Zachodzie Pelicans są o około 4 zwycięstwa – dokładnie tyle straty miał ten zespół w ubiegłym sezonie gdy do końca rozgrywek zostały już jedynie 2 tygodnie.

 

W meczu ze San Antonio Spurs widać było jakąś zmianę, głównie mentalną. Ten zespół od pierwszej do ostatniej minuty wyszedł odmieniony – zadziorny, z charakterem i walczący o każdą piłkę. Mecz trzeba było wygrać i tak też zrobili.

Ostrogi przyjechały do Nowego Orleanu z 5-meczową serią wygranych, a ze względu na problemy kadrowe Pelicans, Gregg Popovich postanowił dać mecz oddechu Manu Ginobiliemu. W pierwszej kwarcie kontuzji kostki nabawił się LaMarcus Aldridge, który co prawda mecz do kończył, ale w jego poruszaniu się widać było pewien dyskomfort. Te problemy zespołu z Teksasu bardzo dobrze wykorzystali gospodarze.

Wszystko zaczęło się bardzo groźnie, gdy Spurs objęli szybkie i dość wysokie prowadzenie. Wówczas Pelicans przedostawali się pod kosz, ścinali po zasłonach i najczęściej kończyli punktami z linii rzutów wolnych, co dla tej drużyny jest czymś nowym. Największego przełomu byliśmy jednak świadkami w drugiej kwarcie, gdy mecz przejął Ryan Anderson. Nowoorleański Dirk Nowitzki był niemiłosierny zza łuku, a przy tym wykorzystywał wciąż missmatche i przy niższych rywalach trafiał celnie po fadeawayach i stepbackach.

Co jednak najważniejsze – druga kwarta to wreszcie pokaz świetnej obrony zespołu z Nowego Orleanu. Spurs mieli ogromne problemy w wypracowaniu sobie pozycji rzutowej i często musieli decydować się na niewygodne rzuty z dystansu czy przy świetnej obronie naszych wysokich w post. Dopiero ostatnie kilka minut to trochę szczęścia San Antonio zza łuku i podgonienie stawki.

Druga połowa zaczęła się bardzo wyrównanie, a drużynę na swoich barkach utrzymywał wciąż fenomenalny Ryan Anderson, ale dołączył do niego również Ish Smith. Rozgrywający dorzucił do swojego sezonu kolejne świetne double-double. Był to jednak chyba pierwszy taki mecz Smitha, gdy jego cyferki przełożyły się na grę i wynik zespołu. Fantastycznie mijał Tony’ego Parkera szybkim pierwszym krokiem i po penetracjach otwierał swoim kolegom sporo miejsca do rzutu i rozdawał cenne asysty. To dzięki jego akcjom Anthony Davis, Eric Gordon czy Ryan Anderson mogli zagrać to co lubią najbardziej.

To co jednak najbardziej kocham w tym meczu to małe-wielkie rzeczy Anthony’ego Davisa. Skrzydłowy wrócił do gry po kontuzji ramienia i mimo, że jego skuteczność wciąż była daleka od doskonałej to dzięki swojej obronie, odciąganiu obrońców od strzelców wygraliśmy to spotkanie. Davis po raz pierwszy w tym sezonie wyglądał jak zawodnik, który żyje meczem i chce za wszelką cenę wygrać. Emocje i walka. Miejmy nadzieję, że będzie to kontynuował i wróci do poziomu do którego nas przyzwyczaił.

Jego blok w końcówce na LaMarcusie Aldridge’u, pościg za piłką w aut i nabicie nią zawodnika Spurs. To była akcja, która odblokowała coś w głowach tego zespołu.

„To akcje, które widzi się w playoffach. To akcje w stylu musimy-dzisiaj-wygrać-ten-mecz. Gdy widzisz swojego lidera, który rzuca się po piłkę i wygrywa dla nas posiadanie, myślę, że to najlepszy sposób w jaki może pociągnąć za sobą drużynę. (Anthony) Miał dzisiaj fantastyczny mecz” – komentował Ryan Anderson

 

Ryan Anderson drugi mecz z rzędu zdobył 30 punktów, a dorzucił również 7 zbiórek i jest najlepiej punktującym rezerwowym w całej lidze.

Anthony Davis po powrocie zapisał na swoim koncie 20 „oczek”, 18 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty i 2 bloki.

Wspominany Ish Smith, którego tak bardzo komplementował Anthony Davis skończył mecz z 17 punktami, 13 asystami i był ważniejszym zawodnikiem w pewnym momencie niż grający tego dnia również Jrue Holiday (9 pkt, 7 ast).

Dla Spurs najlepiej punktowali Kawhi Leonard (22) i LaMarcus Aldridge.

San Antonio są 1-4 w ostatnich 5 meczach z New Orleans Pelicans.