Dlaczego nie rusza mnie sytuacja Davisa?

Jeśli chodzi o Pelicans to nie wykazywałem dużej aktywności czy zaangażowania w ostatnich miesiącach. Mecze oglądałem (z tego miejsca chciałbym podziękować NBA za płatności z góry), ale nigdy nie wychylałem się ze swoimi opiniami bardziej, niż rozsądek nakazywał. Niestety, akurat w czasach mojej społecznej hibernacji, poszła w obieg nowina, iż Anthony Davis nie zdecyduje się latem na przedłużenie kontraktu i tym samym prosi o wymianę do innego zespołu.

 

Na tę wieść zareagowałem prawdopodobnie jak każdy inny szanujący się fan ten śmiesznej organizacji, jaką jest instytucja sportowa samozwańcze nazwaną Pelicans z Nowego Orleanu, czyli ucieszyłem się. Nie dlatego, że jestem samookaleczającym się psycholem, który przyjmuje wszystkie złe wiadomości z radością porównywalną do radości Dwane’a Casey’ego po pokonaniu Raptors. Jednak każdy koniec jakiejś ery jest początkiem nowej.

 

Era Anthony’ego Davisa była siedmioletnim potworem. Dlaczego potworem? Ponieważ wystawił fanów Pelicans na promieniowanie, tzw. fal mamy-gwiazde-lecimy-po-mistrzostwo. Krótko mówiąc, wielbiciele (co to za obrzydliwe sformułowanie) w NO – myśląc, że Davis wygra wszystko – uwierzyli, że ich drużyna będzie w stanie walczyć o najwyższe laury. Podobny tok rozumowania włączył się w mądrych głowach zarządzających ową organizacją. Strategia przewidująca wygrywanie natychmiast, zapowiadała oddawanie wyborów w drafcie, za “młodych weteranów” – sformułowanie, jak mantrę, powtarzane przez Della Dempsa. Teraz ta sielanka kończy się przy fanfarach skandalu i ogólnego poruszenia.

 

Pelicans bez swojego czołowego zawodnika, na pewno stracą na wartości. Ich niechlujstwo, obżarstwo i zachłanność doprowadziły do tego, że po raz drugi w swojej historii są zmuszeni oddać, ze swojego składu, jednego z najlepszych graczy w NBA. Anthony Davis, bo o nim mowa, jest rozgoryczony postawą zarządu klubu z Nowego Orleanu, dlatego podjął decyzję o tym, ażeby resztę kariery spędzić z dala od swojego pierwszego przystanku w profesjonalnej koszykówce.

 

Pelicans muszą się teraz zastanowić czy ze swoimi notowaniami telewizyjnymi, niskim zainteresowaniem wśród lokalnej ludności; organizacją, która wyżej stawia Saints; dobrym pomysłem będzie dalsze tkwienie w Nowym Orleanie. Nowe rozdanie oznacza wiele lat bolesnej przebudowy, a co za tym idzie – celowe przegrywanie meczów, które zostało dosyć mocno ukrócone przez najjaśniej nam świecącego Adama Silvera. Pelikanizator jest obecnie w sytuacji bez wyjścia, będą dołować przez kilka kolejnych sezonów, aby znowu pozyskać supergwiazdę. Supergwiazdę, która i tak po kilku edycjach rozgrywek będzie chciała odejść….

 

Tak mniej więcej, w dniach wypłynięcia informacji o prośbie wymiany Davisa, wygląda narracja osób postronnych. Definiując osobę postronną – w tym kontekście uznajmy, że jest to osoba nie identyfikująca się jako fan bądź fanka (poprawność polityczna) Pelikanów, nie ogląda wszystkich meczów tej zespołu, nie śledzi wydarzeń, itd. Taka narracja wyjątkowo histeryczna. To na co, przez wiele lat, wiele osób liczyło nareszcie się ziściło (ugh, rymy na czasownikach). Można by rzec, w świetle takiego referowania o sytuacji, że Pelicans są zgubieni, nie mają już drogi wyjścia, zostali ograni, a ich zarząd nie zrobił nic dobrego przez ostatnie 7 lat. Moim skromnym zdaniem nic bardziej mylnego.

Na wstępie tej części wywodu chciałbym wyjaśnić bardzo ważną jedną rzecz. Drogi fanie Pelicans, Twoja ukochana drużyna prawdopodobnie, a to prawdopodobieństwo wygląda na bardzo duże, NIGDY nie wygra mistrzostwa. Tak, przeczytałeś to dobrze i nie masz co się łudzić. Im szybciej to sobie uzmysłowisz tym będziesz zdrowszy w następnych latach, ale wracając do tematu…

Dlaczego odejście Davisa jest jak gwiazdka z nieba dla Pelicans?

 

Z niewolnika nie ma pracownika. Dokładnie Pelicans – w tej sytuacji będąc niewolnikiem, a jakże – wpadli w błędne koło próbując oprzeć budowę zespołu o AD. Oczywiście możemy wystawić taką recenzję dopiero z perspektywy czasu, znając owoce wszelkich starań. Nieudane eksperymenty (Omer Asik), kontuzje (Omer Asik i 100% innych, kluczowych graczy) czy źle dobrane kontrakty (Omer Asik, Solomon Hill) były głównymi przyczynami takiego obrotu spraw.

 

Mimo, iż rezultaty można było zobaczyć tzw. “gołym okiem” tak na dłuższą metę to nie przynosi upragnionych rezultatów. Rozbita drużyna, często wątpliwe zaangażowanie gry, brak chęci występowania w barwach Pelicans (ukochany Eric Gordon) były tylko efektami ubocznymi całej tej strategii, które były doszczętnie ignorowane. Za każdym razem brakowało tego generała, gdyż Davis nie jest graczem wokół którego można zbudować zespół z aspiracjami mistrzowskimi. Jego umiejętności, po obu stronach parkietu, dają złudzenie, że jest inaczej, na nieszczęście zarządu Pelikanów tak nie jest. Niechęć do gry na pozycji centra, bardzo częste przechodzenie obok meczów, brak instynktu lidera – pragnę zauważyć, że “prowadzona przez niego” drużyna dostała się do fazy pucharowej w tych sezonach w których obok siebie miał drugiego weterana-lidera – Quincy Pondextera czy Rajona Rondo. Po kontuzji pierwszego czy odejściu drugiego wszystko się posypało jak domek z kart. Nasz główny oskarżony jest maszynką do nabijania statystyk, może nie pokroju Russella Westbrooka, a z wygrywaniem ma tyle wspólnego co NBA z RiGCZem.

 

Anthony Davis wyręczył Pelicans swoją decyzją. I to dobrze, bo ta organizacja nie podjęłaby takiego odważnego ruchu, jakim jest oddanie swojego najlepszego zawodnika. W zasadzie nikt o zdrowych zmysłach nie oddałby człowieka, która trzyma wszystko w ryzach, jest uwielbiany przez kolegów z drużyny i przez cały Nowy Orlean. To było jednak niezbędne do wyrwania się z tego marazmu.

 

Nowy Orlean jest teraz w dużo bardziej komfortowej sytuacji, niż przy okazji Chrisa Paula. Są własnością prywatną (a poza tym uważam, że NBA powinna być zniszczona), AD uchodzi za gracza większego kalibru niż CP3, a co za tym idzie dostaną zdecydowanie lepszą ofertę, niż jakieś Aminu, Gordon, Kaman + picki.

 

Czas na przejście w inny tryb budowania zespołu, oparty na drafcie, pozyskiwaniu zawodników, którzy mają coś do udowodnienia. Należy szukać takich graczy, którzy będą chcieli codziennie ciężko trenować, a na boisku wyciskać z siebie ostatnie poty, aby jutro być lepszą wersją siebie i wspierać drużynę. Zabrzmiało to tak bohatersko, że pewnie nigdy to się nie ziści…

 

Dlaczego odejście Davisa jest czymś fatalnym dla Pelicans?

 

Cała ta szopka wokół Davisa obrała zdecydowanie większy kontekst, niż tylko sportowy. Do każdej rozmowy o stanie organizacji w Nowym Orleanie po raz enty powracają kwestie właścicielki – a raczej jej “brak”, gdyż jej atencję zajmują New Orleans Saints; słabej frekwencji na meczach czy głowy Della Dempsa (nie to że ma niefajną głowę). Cały zarząd siedzą teraz na tronie osoby roastowanej (robiłem to na pelicans.pl zanim to było modne), a to na pewno nie jest komfortowa sytuacja, szczególnie gdy zostali do tego zmuszeni.

 

Spójrzmy prawdzie w oczy – zwalmy teraz całą winę na mały rynek – małorynkowe kluby nie mają mocnej pozycji w jakiejkolwiek kategorii, którymi rządzą się prawa w NBA – media, wolna agentura, ciągle potencjalne wymiany, wypychanie gwiazd do większych klubów – jednym słowem pieniądze. Nikt nie słyszy krzyków dochodzących z jakichś śmiesznych pluskiew.

 

Bensonowa mogłaby sobie wytatuować na twarzy logo Pelicans, ale to nie zmieni narracji koszykarskiego mainstreamu. Zdecydowanie lepiej się sprzedaje historia, że Pelicans nie mają pomysłu na siebie, mają totalny burdel, a Davis to jest silna, niezależna i odważna kobieta, która wyszła w końcu z patriarchatu.

 

Pelicans mają przeciwko sobie NBA i NBPA – kary nakładane za to, że Davis nie będzie grał X minut, ale do tego jeszcze wrócimy; media – nieważne co tam się dzieje, pchamy wszystko i wymyślamy bzdury; Davisa, a także – co najciekawsze – swoich fanów.

 

Davis został wybuczany przy pierwszym posiadaniu w pierwszym meczu po trade deadline. Jednocześnie po pierwszych punktach dostał gromkie brawa. To co się wydarzy w następnych miesiącach będzie bardzo dziwne i niezręczne. Czy oklaskiwać Davisa? Docenić jego poświęcenie, że chce grać? Z drugiej strony gra tylko dlatego, że NBA zareagowała, więc może wieszać psy na lidze, że ingeruje w rotację klubów (a poza tym uważam, że NBA…).

 

W tym całym zamieszaniu Dell Demps, Gayle Benson i Mickey Loomis muszą zachować nerwy na wodzy, i nie słuchać rad z zewnątrz. Jak na razie sytuacja jest opanowana prawie wzorowo, poza kwestią gry Davisa. Posadzenie Davisa do końca sezonu szacunkowo może kosztować organizację 2 miliony dolarów. Nie jest to duża kwota, na pewno by nie zabolała. Druga stroną medalu jest jednak butny PR w oczach NBA. A sama liga jest ostatnim przeciwnikiem jaki Pelicans chcieliby wziąć na klatę.

Najgorszym jednak ogniwem w tym wszystkim są fani. Ta sytuacja dopiero pokazuje jak mało się liczymy w tym biznesie. Czy jesteś sezonowcem, czy wiernym fanem od X lat – to nie ma znaczenia. Davis nie odchodzi, bo nie czuł wsparcia od strony fanów. Dla niego najważniejszymi osobami w organizacji są jego koledzy z drużyny. Dlatego zabrał ich na obiad parę dni po ogłoszeniu swojej decyzji. Natomiast przekaz, który puszcza w rozmowie z dziennikarzami jest tak wymijający, bez zdecydowania, że to tylko udowadnia postawioną przeze mnie tezę.

 

 

Wymiana Davisa

 

Nie próbujmy robić z Pelikanów jakichś mesjaszy małych rynków tylko dlatego, że zagrali na nerwach Lakersom i nie wymienili go w lutym. Wiadome jest, że puszczali oni nieprawdziwe informację o ofertach Jeziorowców, aby się zemścić za te, ich zdaniem, manipulowanie decyzją Davisem. Jednak Lakers nigdy nie byli i nie będą graczami w grze o wymianę po Jednobrwistego. Podobnie sprawa się ma z Nuggets, Rockets, Clippers, czy kogo tam jeszcze sobie tutaj wstawisz.

 

Pelicans na pierwszym stopniu podium stawiają ofertę Celtics. Zakochani są Tatumem, który podobno nie ma przeciwwskazań, aby przenieść się do Nowego Orleanu (https://celticswire.usatoday.com/2019/02/11/windhorst-jayson-tatum-wouldnt-mind-trade-to-new-orleans/), co tylko wzmacnia ich pozycję w negocjacjach. Jedynym słusznym rozwiązaniem jest wysyłanie skautingu na mecze Lakers i puszczanie informacji, że “nooo, ten Ingram to jednak całkiem spoko jest”. Dopiero teraz zaczynają się gierki, kto w co uwierzy, kto kogo przekona. Niewykluczone, że poza Tatumem dojdzie co najmniej dwóch zawodników – mówi się o kimś z trójki: Smart, Brown, Horford – a także kilka pierwszorundowych wyborów – Pels chcą cztery.

 

Drugą drużyną, która jest w stanie zaatakować w Davisa to New York Knicks, którzy będą mieli ochotę pozyskać dodatkową gwiazdę z wolnej agentury, np. Kevina Duranta. Jeżeli wylosują pierwszy numer draftu (najprawdopodobniej Zion Williamson) to Pelicans odrzucą ofertę Celtics i pójdą na umowę z NYK.

 

Nie chciałbym teraz prorokować jak dokładnie będzie wyglądał ten deal, bo to jest bez sensu. Wszelkie te silniki do symulowania i sprawdzania wymian to dla mnie jakaś totalnie abstrakcja, którą zostawiam ludziom uważającym prawdzie życie za NBA 2k. Chciałem tylko nakreślić kto, moim zdaniem, jest w grze po silnego skrzydłowego Pelikanów.

 

Pojawiało się dużo głosów, że handlowanie z Dannym Aingem to istne samobójstwo, a decyzja o tym by poczekać do wakacji, po uprzednich obietnicach GMa Celtics, to ogromny błąd. Przecież Ainge może się w każdej sytuacji wycofać z wypowiedzianych słów i Pelsy zostaną z niczym. Nie stanie się tak ponieważ: a) Ainge już rozmawiał z graczami, którzy mogliby ewentualnie powędrować do Pelicans (https://www.boston.com/sports/boston-celtics/2019/01/31/danny-ainge-jaylen-brown-jayson-tatum-anthony-davis-rumors), b) Nie wiem jak mocno osłabnie jego pozycja w oczach całego biznesu koszykarskiego, jeżeli okaże się Dannym Krzywoustym, a tego na pewno nikt by nie chciał, c) Nad Bostonem unosi się widmo odejścia Kyriego. Ainge prawdopodobnie zrobi wszystko, aby go zatrzymać – w tym pozyskując Davisa. d) Jeżeli komentarze ojca Davisa nie zniechęciły go to co ma go zniechęcić? e) Jedyne na czym Danny może oskubać Pelicans to Tatum, wykorzystując to, że podoba się drugiej stronie i dodając do niego mniej bajerów, niż początkowo zakładał.

 

Hipokryzja

 

Uwaga, uwaga, to co poniżej jest półserio.

 

Prawdopodobnie – ojej, jak ja uwielbiam teorie spiskowe – cała ta sytuacja została opisana w starych księgach przy pomocy pióra LeBrona Jamesa, a parafował ją Rich Paul, wszystko w białych rękawiczkach. Najpierw zatrudnienie nowego agenta, komentarze LeBrona “jak to fajnie byłoby biegać po łące trzymając się za ręce, niekoniecznie w Nowym Orleanie”, kolacja po meczu w LA, a na koniec prośba o wymianę. Lakers walczyli całym swoim składem, a także wyborami w drafcie – nieskutecznie. Cały plan runął w gruzach… Przecież LeBron jest coraz starszy, Jezioranki nie mogą tracić czasu. Musieli Davisa pozyskać w lutym, bo przecież w wakacje pójdą po wolnych agentów. Na szczęście w 2020 roku AD przyjdzie za darmo, aby z LeBronem wygrać mistrzostwo.

 

Zarząd Pelicans ewidentnie zakontraktował nowego trenera za plecami wszystkich, nawet Alvina Gentriego. Nowy szkoleniowec wydał rozporządzenie, że nie interesuje go cała ta organizacja, jakiś śmieszny rozwój graczy czy nawet sytuacja z Davisem. Jeżeli Anthony chce grać, to będzie grał co najmniej 25 minut. Sytuacje przeciwne jego woli będą karane grzywną o wysokości 100 tysięcy dolarów. NBA, bo o niej przecież mowa (ech..), jednoznacznie pokazała, że pieniądze ponad wszystko, a by po nie sięgnąć nie zawaha się użyć wszelkich aparatów ucisku. Parafrazuję: “nie ma takiej podłości, której nie zdecydowałby się zarząd NBA, jeżeli zauważy potencjalną stratę pieniędzy”. Tak, nakładanie grzywny za posadzenie Davisa podłością, ponieważ moim zdaniem skandalicznym jest ingerowanie w rotację jakiegokolwiek klubu w NBA. A poza tym uważam, że NBA…

 

Sama ta sytuacja o nakazie gry Davisem przez 25 minut wręcz rozjuszyła wielkich graczy, którzy z oburzeniem obserwowali tę histerię (https://twitter.com/Matt_Barnes22/status/1094098342030626816). Nie ma to jak sprowadzić politykę całej organizacji do jednego meczu, w którym AD był w gazie (w dodatku wygranym meczu!). Ja już jednak nic nie wiem…

Podsumowując – drodzy fani Pelicans, przestańcie się martwić przyszłością swojej organizacji, bo po pierwsze nie macie na nią żadnego wpływu, a po drugie nikt się wami nie interesuje. Nie jest to pesymistyczne spojrzenie, lecz brutalna prawda. Samo odejście Davisa jest komiczną sytuacją, która wyjdzie na dobrze tej organizacji, jak i wam, dobrzy ludzie.

 

Słowem końca chciałem wyrzucić z siebie wszystko co mi leżało na sercu w kwestii burzy nt. wymiany Davisa. Napisać to wszystko na twitterze byłoby zwykłym spamem, także dzięki Rafał za udostępnienie platformy.

 

Taki banner, bo chciałem wspomnieć mojego ulubionego pelikana.