Falstart w Oakland

http://i.cdn.turner.com/drp/nba/pelicans/sites/default/files/styles/story_main_photo/public/pels-warriors-opener.jpg?itok=lZJCRAnMWszyscy doskonale wiedzieliśmy, że pierwsze dni nowego sezonu mogą być wyjątkowo trudne dla zawodników Alvina Gentry’ego. New Orleans Pelicans wybiegli na parkiet w Oakland w zaledwie 9-tkę, przy czym minimalna liczba dozwolona przez NBA to 8 dysponowanych do gry zawodników. Tuż przed pierwszym gwizdkiem Pellies poinformowali bowiem, że nie wystąpi jeszcze Jrue Holiday, który oszczędzany będzie w tym roku w meczach back-to-back i zespół zadecydował, że wolą go na mecz w Portland, gdzie łatwiej będzie o zwycięstwo.

Tak też Pelikany wyszli piątką Robinson-Gordon-Cunnigham-Davis-Perkins. Defensywa Warriors momentalnie zamknęła Anthony’ego Davisa, który nie potrafił uwolnić się od podwojeń i ciasnej obrony Draymonda Greena. Wysocy Golden State nie nabierali się na pump fake’i, a pod koszem łatwo unikali faulów. Bardzo szybko lider Pelicans był 1-15, podczas gdy po drugiej stronie parkietu szalał aktualny MVP – Stephen Curry, który wbijał raz po raz w ziemię Nate’a Robinsona i Isha Smitha rzucając w sumie w meczu 40 punktów.

Trzeba przyznać, że jeśli Twoim najlepszym zawodnikiem spotkania, w którym przeciwnikiem są Mistrzowie NBA jest Kendrick Perkins i Ish Smith to ciężko myśleć o czymkolwiek jak o następnym starciu. Davis wyglądał na niesamowicie sfrustrowanego całą sytuacją i swoją dyspozycją rzutową, a nie pomagał mu w tym wszystkim Eric Gordon czy Ryan Anderson, którzy nie byli w stanie dojść do dobrych pozycji rzutowych. Warriors po prostu zamknęli grę.

Wszystko wskazuje jednak na to, że po tak słabym występie może być już tylko i wyłącznie lepiej. Minuty Alexisa Ajincy mają rosnąć z każdym dniem, do zdrowia wracają już Luke Babbitt i Omer Asik, którzy mogą zagrać już nawet z Portland Trail Blazers. Wciąż brakować będzie Quincy’ego, Norrisa i Tyreke’a.

Pelicans są 1-11 w ostatnich 12 spotkaniach regularnych z Golden State Warriors. Biorąc pod uwagę ostatnie playoffy – Pelikany przegrały aż 15 z 16 pojedynków i można śmiało stwierdzić, że Wojownicy to najtrudniejszy możliwy przeciwnik dla podopiecznych Alvina Gentry’ego, którzy nie tyle co na parkiecie, ale już mentalnie mają olbrzymią przewagę.

 

Anthony Davis zakończył mecz będąc 4-20 z gry, ale zapisał na swoim koncie team-high 18 punktów, dzięki 10 zdobytym punktom z linii rzutów wolnych. Poza tym miał również 3 bloki, 6 zbiórek, ale i 5 strat. Rzadko widywać mogliśmy AD w tak słabej dyspozycji jak tej nocy.

Najlepiej ze starterów wypadł Dante Cunnigham – 13 punktów, ale co najważniejsze, aż 2 trafienia z dystansu w jedną noc (przed tym meczem miał tyle samo trafień zza łuku, ale w całej karierze) – oraz Kendrick Perkins, który w 15 minut zapisał 10 „oczek”, rzucając 5-5, wszystko grane w post-up, gdzie ogrywał Andrew Boguta. Kim jest ten człowiek?

Bardzo fajnie pokazał się przede wszystkim jednak rezerwowy Ish Smith, który z zespołem był zaledwie kilka godzin. Pierwsze minuty były dość ciężkie, bo widać było, że nie zna jeszcze systemu i w pewnym momencie nie miał pojęcia jaka zagrywka ma być grana. To jednak dzięki jego zrywowi Pelicans wciąż byli w grze – skończył z 17 punktami, 9 asystami, 5 asystami i 3 przechwytami na 7-13 z gry. Jest silnym kandydatem na solidny backup na swojej pozycji.

Obok Davisa zawiedli Nate Robinson (15 minut, 0 punktów i 5 fauli), Eric Gordon (5-17 z gry) i niewidoczny kompletnie Ryan Anderson (2-7).

 

Pelicans będą mieli szansę na odbudowanie się w meczu z Blazers, którzy są w trakcie ostrej przebudowy.