O takich występach aż szkoda pisać. Wstyd, hańba, ośmieszenie – różnie można go streścić w jednym słowie. Wyjazd Pelicans do Denver zupełnie się nie udał i z tego powodu Pels wrócili do 0.500, przedłużając tylko swoją agonię przeciwko mocniejszym zespołom.
Już początek zwiastował tragedię dla zespołu Alvina Gentry’ego, gdyż żaden szanujący zespół nie traci 20 punktów w pierwsze cztery minuty spotkania. Nie tylko defensywa zapomniała wyjść na Q1, gdyż kwarta zakończyła się skromnym 37-19 dla Nuggets.
Druga kwarta to jedyny moment godny pochwały dla Pels. Wygrali ją 10 punktami, głównie dzięki solidnej grze Jrue Holidaya. I tyle dobrego. Na drugą połowę obrona postawiła w ogóle wyjechać z Kolorado. Bo jak inaczej wyjaśnić 82 punkty w niej zdobyte przez gospodarzy? Pelicans mieli dobre posiadania w obronie, ale Nuggets i tak trafiali. Mieli też tragiczne posiadania, w których Nuggets, ku zaskoczeniu nikogo, trafiali.
Koniec końców, skończyło się na 146 oddanych punktach oraz utracie Anthony’ego Davisa, który zderzył się głowami z Nikolą Jokiciem.
Wstyd, hańba, ośmieszenie.
Nowy Orleanie, przynajmniej masz Saints.