Game #2, #3: Przegrany back-to-back

New Orleans Pelicans zagrali dwa bardzo dobre spotkania w piątek oraz sobotę. Niestety, przegrali oba te starcia. Pokazało to jak silna jest Konferencja Zachodnia i ciężko będzie młodemu zespołowi z Nowego Orleanu wejść na zwycięską ścieżkę. Pierwszy mecz Pelicans przegrali z Dallas Mavericks u siebie w Nowym Orleanie 123 – 116. Drugiego dnia Pelikany wyruszyły do Houston, gdzie ulegli Rockets 126 – 123.

W meczu z Dallas kluczowa okazała się druga kwarta, w której Pelicans kompletnie stanęli ofensywnie i pozwolili Mavericks nabrać tempa i przejąć tzw. „momentum”. Ostatecznie podopiecznym Alvina Gentry’ego udało się podgonić rywala z dywizji, ale ostatnie minuty meczu należały do Luki Doncicia, który kilkoma zagraniami w ataku wygrał Mavs spotkanie. Gwoździem do trumny był nieprawdopodobny rzut z dystansu, który przypieczętował zwycięstwo.

Pelicans postawili jednak twarde warunki. Mieli fantastyczną pierwszą kwartę, w której zdobyli aż 41 punktów. Bardzo dobry mecz zagrał Brandon Ingram – 25 punktów i 8 zbiórek. Zadowalająco zagrał też Lonzo Ball – 15 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst – mimo, że podpalił się w końcówce i oddał kilka niepotrzebnych rzutów za trzy. Bardzo dobry mecz miał Josh Hart – 16 punktów i 9 zbiórek, a pierwszy raz pokazał coś również Derrick Favors – 16 „oczek” i 7 zbiórek.

Bardzo rozczarował Jrue Holiday, który pierwsze dwa mecze nie może zaliczyć do udanych – tym razem tylko 8 punktów i 8 asyst, trafiając 2 z 11 rzutów. Luka Doncić skończył mecz z triple-double, 25 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst. 24 punkty dorzucił Kristaps Porzingis, a jego pick’n’rolle z Luką były dla obrony Pellies zabójcze.

 

W meczu z Houston Rockets, Pelicans musieli radzić sobie bez Jrue Holidaya, na którego wszyscy liczyliśmy, że wróci do formy. Niestety, w meczu z Mavericks podkręcił kolano i nieznany jest dokładnie jego stan zdrowia.

Z Rockets Pelicans zaczęli bardzo solidnie, a całe spotkanie stało na wysokim i równym poziomie. Pelikany fantastycznie zamknęli w ataku Jamesa Hardena, który nie potrafił sobie poradzić z obroną Josha Harta – cichego MVP Pelicans w tym sezonie. Ciężko będzie przebić Hardenowi tak słaby występ – 8-29 z gry, 2-18 za trzy, 29 punktów (11-12 z rzutów wolnych). Rockets mają jednak w tym sezonie jeszcze jednego lidera, który dał o sobie znać zwłaszcza w kilku kluczowych posiadaniach w ostatniej kwarcie – Russell Westbrook miał na swoim koncie triple-double w postaci 28 punktów, 13 asyst i 10 zbiórek.

Najlepszym zawodnikiem meczu był jednak bez wątpienia Brandon Ingram, który wszedł na inny poziom w tym spotkaniu. Był absolutnie nie do zatrzymania w ataku, a w obronie momentami musiał grać jako center w small-ballowym ustawieniu, gdzie spisał się znakomicie. Był liderem Pelicans i to dzięki jego ofensywie drużyna trzymała się blisko Rockets przez cały mecz, a byli wręcz bardzo bliscy zwycięstwa w Houston.

BI miał 35 punktów, 15 zbiórek i 5 asyst. Zrobił to również na bardzo dobrej skuteczności, trafiając 14 z 22 rzutów, z czego aż 4-7 z dystansu. Najlepszy mecz w koszulce Pelicans miał też Lonzo Ball, który pierwszy raz w tym sezonie nie forsował gry, kontrolował tempo i trafiał rzuty. Zo dał od siebie bardzo solidne liczby w postaci 18 punktów i 10 asyst. Trafił 4-9 rzutów z dystansu.

Drugim liderem po Ingramie był jednak w tym meczu kolejny raz Josh Hart – jego wspomniana obrona na Jamesie Hardenie to jedno, ale energia w ataku to drugie. Josh atakuje obręcz, szuka wolnych pozycji, wjeżdża w obronę w kontratakach – tego dnia miał 23 punkty i 3 zbiórki. To do niego należał ostatni rzut w meczu, który mógł dać Pelikanom dogrywkę – Josh i spółka zostali jednak tak bardzo wypchnięci poza komfortowy dystans, iż rzut Harta był jedynie rzutem rozpaczy.

Pomimo 14 punktów, nieco zawiódł JJ Redick. Zwłaszcza rzutowo. To był pierwszy mecz JJa, gdzie wreszcie Alvin Gentry i jego podopieczni zdołali wypracować strzelcy wiele fajnych pozycji rzutowych, z których jednak Redick nie do końca skorzystał. Redick oddał aż 16 rzutów i trafił tylko 4. Miał kilka naprawdę dogodnych sytuacji i wiele szans – zwłaszcza pod koniec meczu, gdzie mógł dać Pelikanom remis, a nawet prowadzenie – niestety spudłował.

 

Pelicans mają bilans 0-3, ale w żaden sposób nie ukazuje on prawdziwego stanu rzeczy. Pelicans są bardzo dobrze wyglądającą drużyną na parkiecie, którzy przy każdej następnej rywalizacji będą jeszcze lepsi. Na ten moment w ekipie z Nowego Orleanu można wyróżnić trzy podstawowe problemy – zbiórka w obronie, straty i faule. To wszystko idzie bardzo szybko wyprostować, a kiedy jeszcze do składu Pellies dojdzie Zion Williamson i Jrue Holiday w formie – powinno być wyglądać naprawdę świetnie.