Sacramento Kings podobnie jak w poprzednich latach nie zachwyca, więc drużyna która myśli o Playoff’s powinna dać sobie z nimi rade. W tym sezonie już raz udało nam się pokonać Kings, niestety tym razem polegliśmy po dogrywce. Pellies po prostu nie wytrzymali w kluczowym momencie.
W pierwszej kwarcie minimalnie lepsi byli Pelicans, którzy rzucili o jeden punkt więcej od przeciwników. Druga kwarta lepiej zaczęła się dla gości. To nasza drużyna musiała ich gonić. Sytuacja zmieniła się po około 8 minutach, kiedy to dunk Cousinsa dał nam ponownie prowadzenie. Do końca pierwszej połowy Kings raz doprowadzili do remisu, ale po chwili wszystko wróciło do normy i Pels schodzili do szatni z wynikiem 53-47.
Początek trzeciej kwarty należał do nas. W pewnych momentach nasza przewaga nad Kings wynosiła nawet 10 punktów. Pod koniec ćwiartki, goście zaczęli się do nas zbliżać i powoli odrabiać starty.
Ostatnia kwarta, a przynajmniej kilka pierwszych minut nie zapowiadały dogrywki. Przez większość czasu Pelikany trzymały rywala na dystans, mając na 3,5 minuty przed końcem 9-punktową przewagę. Co mogło pójść nie tak? A to, że Pellies przez te 3 minuty zdobyli tylko… 2 punkty. Oczywiście goście nie poszli w nasze ślady i szybko zdołali doprowadzić do remisu, a w konsekwencji do dogrywki.
Dogrywka wyglądała podobnie jak końcówka czwartej kwarty. Większość rzutów nam nie wychodziła. Na 3 minuty przed końcową syreną Kings prowadzili 110-107. Strata jak najbardziej do odrobienia, tylko trzeba wykorzystywać swoje szanse. Nasi zawodnicy tego dziś nie zrobili i znowu w ciągu tych 3 minut zdobyli tylko 2 punkty.
Wynik: 116-109.
Najlepsi gracze w tym spotkaniu to zdecydowanie DeMarcus Cosuins (38 punktów, 11 zbiórek) oraz Zach Randolph, który w głównej mierze poniósł swoją drużynę do zwycięstwa, zdobywając 35 punktów i 13 zbiórek.
Pochwalić można również Buddy’ego Hield’a, który wpisał na swoje konto 18 punktów, serwując nam 4 trójki (na 5 prób).