Poprzednia porażka naszego zespołu mogła rozwścieczyć fanów. Bardzo słaba końcówka oraz niemoc zawodników. Dzisiejszej nocy Pellies pokazali jednak, że mają mocne nerwy i w kluczowym momencie potrafili się zmobilizować i pokazać siłę, jakiej zabrakło w meczu z Kings, tym samym pokonując gości z Filadelfii.
Początkowo drużyny szły łeb w łeb, oddając sobie nawzajem prowadzenie. Dopiero po 11 minutach gry, przewaga jednego z zespołów wynosiła więcej niż 3 punkty. Na nasze szczęście była to drużyna z Luizjany, która wygrała pierwszą kwartę 32-26.
Druga kwarta była bardzo podobna do pierwszej. Najpierw 76ers doprowadzili do remisu, później natomiast Pellies stopniowo zaczęli oddalać się od rywala osiągając wynik 66-55.
Po pierwszej połowie, mogło się wydawać, że goście zaczynają się rozkręcać. Już po 3 minutach, z naszej przewagi nie zostało nic. Trwało to jednak niedługo, bo Pels po chwili znowu byli na prowadzeniu. Po około 3 minutach 76ers znowu objęli prowadzenie oraz powoli się oddalali. Ostatecznie w tej kwarcie Sixers zdobyli 40 punktów, przy naszych 21.
Patrząc na przebieg ostatniego spotkania nadzieje na odrobienie strat wydawały się małe. Tutaj Pelicans nas zaskoczyli. Na 8 minut przed końcem udało nam się doprowadzić do remisu. Od tamtej pory wszystko układało się po naszej myśli. Kiedy do końca meczu pozostała minuta, wygrywaliśmy 127-120. Obie drużyny dorzuciły jeszcze po 4 punkty i mecz zakończył się wynikiem 131-124.
Na szczególne pochwały zasługuje Jrue Holiday, który zanotował 34 punkty.
Kiedy Holiday zdobywał punkty, nasz drugi rozgrywający – Rajon Rondo, zaliczył aż 18 asyst, dorzucając do tego 13 punktów i 5 przechwytów.
W ekipie 76ers najlepiej zagrali JJ Redick (28 punktów) oraz Ben Simmons (27 punktów, 10 asyst).