Wyjazdy do Miami zawsze są ciężkie dla Pelicans, ale tym razem wygrana była wręcz przymusem. Heat przystpili do tego spotkania bardzo przetrzebieni kontuzjami i mimo odzyskania Gorana Dragicia powinni w teorii być na straconej pozycji.
Mimo tego, oba zespoły kontrowały się dosyć dobrze w pierwszej połowie. Nikt nie był w stanie się urwać, więc byliśmy świadkami gry punkt za punkt. Największą przewagą jaką było nam dostrzec, było dziewięć punktów po trafieniu E’Twauna Moore’a, ale Heat szybko to zniwelowali.
Przełomową okazała się być trzecia kwarta, kiedy w końcu Pelicans ruszyli do ataku. Od stanu 64-62 dla Nowego Orleanu, po kilku minutach było już 81-64 dla Pels, m.in dzięki trzem trójkom z rzędu w wykonaniu Iana Clarka razy dwa oraz Anthony’ego Davisa. Wystarczyło to, by odnieść sukces, gdyż Heat nie mieli w ogóle pary, ani argumentów aby odrobić te straty.
Ostatecznie Pels odnieśli zwycięstwo i ich bilans uległ poprawie do 17-16. 19 punktów rzucił Ian Clark, odpowiednio 17 i 16 dorzuculi Davis oraz Cousins, a 12 z ławki dodał Darius Miller.