New Orleans Pelicans już od lat mają problemy z Memphis Grizzlies. Pierwsze spotkanie wygrali Grizzlies, a tym razem rewanż miał się okazać dla Pelicans bardzo kluczowy. Pelikany w kryzysie musiały wreszcie przełamać swoją niemoc i wygrywając z Memphis u siebie wygrali dwa spotkania z rzędu pierwszy raz od… 19 listopada. To długo. Za długo. Pellies pokazali się jednak z fantastycznej dziś strony, miażdżąc przyjezdnych 95 – 114.
Rywalizacja była bardzo zacięta, ale tylko w pierwszej połowie. Mieliśmy grę runów, gdzie obie drużyny potrafiły w kilka akcji uciec lub dogonić rywala. Trzecia kwarta to już jednak inna historia. Podobnie jak w Cleveland, trzecia kwarta to popis dominacji podopiecznych Alvina Gentry’ego. Tym razem Pelicans wygrali tę część spotkania 11 punktami co ustawiło wynik już do końca meczu.
Kluczowa dla zwycięstwa okazała się być obrona. Grizzlies w trzeciej kwarcie przez prawie 6 minut nie potrafili zdobyć punktu, głównie dzięki świetnej obronie Davisa, Holidaya, Paytona czy nawet Randle’a. Wielokrotnie Pelicans wymuszali straty i ruszali do ataku w kontratakach, a tak Pellies czują się po prostu najlepiej.
„To właśnie sposób, dzięki któremu odnosiliśmy sukces w tamtym roku, dobra gra w obronie. Dzięki temu dochodzimy do gry w kontrze, zdobywamy łatwe punkty, a koledzy dochodzą do czystych pozycji za trzy” – cieszył się po meczu Davis.
Sam Anthony Davis zagrał dziś fenomenalnie, notując 19 punktów w pierwszej kwarcie. Ostatecznie skończył na 36 punktach i 13 zbiórkach, bijąc rekord klubu bowiem zanotował 11. z rzędu spotkanie z co najmniej 20 punktami i 10 zbiórkami.
Co ciekawe, dobrze spisała się dzisiaj ławka – co w ostatnim czasie było wręcz nie do pomyślenia. Liderem rezerwowych okazał się być Frank Jackson, który zagrał najlepszy mecz w swojej karierze, zdobywając aż 17 „oczek”. Frank fantastycznie wychodził do szybkiego ataku i szukał dla siebie dogodnych pozycji w ścinaniu pod kosz. Bardzo dobrze oglądało się jego duet z Jahlilem Okaforem, który wygrywa coraz więcej minut w rotacji Gentry’ego – dzisiaj blisko 24 minuty, 9 punktów i 7 zbiórek.
Ciche spotkanie zagrał dzisiaj za to Jrue Holiday, u którego brakowało nieco agresywności po atakowanej stronie parkietu – 15 punktów i 9 asyst. Bardzo słabe zawody dał od siebie Elfrid Payton, którego w ostatnich kilkunastu minutach nawet nie oglądaliśmy na boisku. Miał dzisiaj momenty świetne, ale i takie w których nie potrafił utrzymać piłki w rękach, a jego straty były kluczowe dla powrotu do gry Grizzlies w pierwszej połowie. Miał 11 punktów, 4 asysty i 4 straty w 24 minuty.
W meczu zabrakło E’Twauna Moore’a i Nikoli Miroticia, ale ta dwójka powinna być już bardzo bliska powrotu do gry. Niko wraca do siebie po skręceniu kostki, a Moore potrzebował chwili odpoczynku po stłuczonym mięśniu w okolicy kolana.
Następne spotkanie Pelicans zagrają jutro z Cleveland Cavaliers w Smoothie King Center. Obowiązek to wygrana, która pozwoli zbliżyć się Pelikanom do pierwszej ósemki.