Jeśli ktokolwiek myślał, że Pelicans bez Cousinsa mogą sobie poradzić, to dzisiaj chyba zmienił zdanie. Nasza drużyna poległa w meczu z przedostatnią drużyną Konferencji Zachodniej, czyli Sacramento Kings. Była to już druga porażka z rzędu, po utracie cennego zawodnika.
Pelicans zaczęli dobrze to spotkanie. Przez większość kwarty utrzymywali prowadzenie. Kings jednak dotrzymywali nam kroku i nie pozwalali uciec na więcej niż 5 punktów przewagi.
Pod koniec drugiej kwarty prowadziliśmy 9 punktami, lecz run 8-0 gości spowodował, że wynik wynosił 62-61 i z naszej przewagi został już tylko punkt. W pierwszej połowie duet Davis-Holiday zdobył 24 punkty. Pellies rzucali w tym okresie na poziomie 61%.
W ostatnim spotkaniu, po dwóch pierwszych całkiem dobry kwartach, następne dwie wyglądały słabo. Tutaj nic się nie zmieniło. W trzeciej kwarcie Kings zaczęli nam się oddalać. Nadzieje dała nam jednak nasza ławka, a w szczególności Ian Clark. Z 12-punktowej straty, zostało nam przed czwartą kwartą tylko 5 punktów.
W czwartej kwarcie na ponad 8 minut przed końcem strata do Kings wynosiła punkt. Szkoda tylko, że Pels nic już w tej ćwiartce nie pokazali rzucając tylko 18 punktów, co pozwoliło gościom odnieść drugie zwycięstwo w Nowym Orleanie w tym sezonie.
Wynik: 102-114
Najlepszym graczem w zespole Kings oraz całym spotkaniu był Zach Randolph, który zdobył 26 punktów i 12 zbiórek.
W naszej ekipie wyglądało to następująco: Anthony Davis (23 punkty, 13 zbiórek, 6 bloków), Jrue Holiday (21 punktów, 6 asyst) oraz Ian Clark (20 punktów, 6 zbiórek).
Trzeba również dodać, że goście zbierali piłkę aż 49 razy (14 w ofensywie), natomiast my 36 (2 w ofensywie).