Game #56: Formalność w Detroit

New Orleans Pelicans wygrywają drugie spotkanie na wyjeździe z rzędu. Podopieczni trenera Gentry’ego wykorzystali zmęczenie Detroit Pistons i od pierwszych minut przejęli inicjatywę w Mo-Town. Dla Pelicans to kolejne bardzo cenne zwycięstwo, które przedłuża nadzieję na awans do Playoffs.

Tuż przed pierwszym gwizdkiem Alvin Gentry zmienił swoje ustawienie i wrzucił do pierwszej piątki Emekę Okafora za Nikolę Miroticia. To wszystko aby zapobiec dominacji podkoszowego duetu Griffin-Drummond (Boogie wracaj!). I wydaje się, że to był trafiony pomysł.

Pelicans bardzo fajnie weszli w mecz. Widać było zaangażowanie na boisku i walkę o piłki. Wyszli na szybkie prowadzenie, ale te stopniowo malało – głównie przez sporą liczbę fauli, które Pistons zamieniali na punkty na linii rzutów wolnych. Ostatecznie jednak Pellies wygrali tę część spotkania 32 – 31, a 9 „oczek” na koncie miał już Anthony Davis.

Problemy ekipy z Nowego Orleanu zaczęły się jednak, kiedy Blake Griffin mógł rozpocząć rzeź na rezerwowym ustawieniu Pels. Nowy nabytek Tłoków wygrywał pojedynki z Miroticiem. Pelicans pozostawali jednak „gorący” z dystansu i nie pozwolili gospodarzom na ucieczkę, ba, powiększali wręcz prowadzenie. Bardzo fajne minuty zaliczył tutaj m.in. Cheick Diallo.

Prawdziwą dominację Anthony’ego Davisa mogliśmy jednak oglądać w drugiej kwarcie, gdzie torturował defensywę Pistons i prowadził swój zespół małymi kroczkami do zwycięstwa. Po pierwszej połowie 60 – 52 dla Pels i 19 punktów dla AD.

Drugą połowę świetnie rozpoczął Emeka Okafor zdobywając 4 punkty z rzędu. Sfrustrowany Stan van Gundy poprosił szybko o „czas” i poskutkowało to nadrobieniem strat. Pelicans mieli problemy w obronie, zwłaszcza pozostawiając niepilnowanego Bullocka na dystansie, który korzystał z tego z ucałowaniem ręki.

Ta część spotkania to prawdziwa ofensywna wymiana ciosów. Pistons w pewnym momencie udało się dojść już na kilka punktów i kiedy wydawało się, że Pelicans kolejny raz przepuszczą prowadzenie w spotkaniu – odpalili swoje działa. Kilka rzutów trafił Mirotić, pomagał mu Miller, a gorący pozostawał Anthony Davis. Pellies kontynuowali swój run i podtrzymywali solidne prowadzenie.

Jedyne co podopieczni Alvina Gentry’ego musieli zrobić w Detroit w ostatnich 12 minutach to nie przegrać więcej niż 14-oma punktami.

I właśnie to robili Pelicans. Atakowali obręcz, rzucali się po piłki – byli po prostu agresywną drużyną, która wie po co przyjechała do Detroit.

Pistons nie dali już rady dogonić swoich rywali – zabrakło paliwa, bowiem dzień wcześniej rozgrywali ciężkie spotkanie w Atlancie. Tym bardziej cieszy wykorzystanie okazji.

Fantastyczny mecz rozegrał nasz nowy duet Davis & Mirotić. AD skończył spotkanie z 38 punktami i 10 zbiórkami, a Hiszpan dorzucił do tego 21 punktów i 12 zbiórek z ławki. To, co najbardziej imponujące jest w Nikoli, to jego zaangażowanie po defensywnej stronie parkietu. Mimo, że Mirotić to nie jest najlepszy obrońca i z pewnością nigdy takim nie będzie – to po prostu jego chęć gry, walka o pozycję daje Pelicans bardzo dużo.

Cichym zabójcą Pistons był dzisiaj również Jrue Holiday, który zapisał na swoim koncie kolejny świetny występ – 21 punktów i 12 asyst.

Bardzo fajne występy zaliczyli też Darius Miller (12 pkt), Rajon Rondo (8/8/5) i powracający do pierwszej piątki w NBA po kilku latach – Emeka Okafor (8 pkt, 7 zb).

Dla Detroit – 22 punktów miał Blake Griffin, a 13 i 21 zbiórek zapisał Andre Drummond.