Stało się. Po presji ze strony ligi, Anthony Davis wrócił do gry w meczu przeciwko Minnesota Timberwolves. I wrócił w wielkim stylu.
Pomimo powrotu AD, Pelicans zaczęli mecz słabo i natychmiastowo Wolves udało się przejąć inicjatywę. Choć Davis zdobył pierwsze punkty dla Pels, po czterech minutach Wolves mieli już dwucyfrową przewagę na swoim koncie. Gwiazda Pels punktowała dalej, lecz to dopiero pobudka Jrue oraz Franka Jacksona ruszyła zespół. To, co odrobili, straciła jednak ławka i Minnesota prowadziła 35-22 po Q1. Podobnie zaczęła się druga odsłona, w połowie której Wolves prowadzili już 49-33, kiedy to Pelicans wrócili z martwych i udali się na run 22-4. Spotkanie przestało mijać pod dyktando gości, którzy nie mieli odpowiedzi na Pels oraz Davisa. Dzięki temu, na przerwę oba zespoły schodziły mając po 22 punkty na koncie.
Druga połowa rozpoczęła się od wyrównanej gry, dopóki Anthony Davis trzema trafieniami z rzędu nie dał sygnału do ataku. Zaraz po nim kolejne trzy trafienia z rzędu dorzucił Kenrich Williams i to Pelicans w tym momencie mieli już 11 punktów przewagi. Kenny Hustle chwilę później rzucił kolejne 6 punktów, notując łącznie 13 oczek Pels z rzędu, tylko powiększając przewagę Pelikanów. Minnesota jednak odrobiła niemal całą stratę zanim kwarta dobiegła końca. Q4 Pels spędzili już bez Anthony’ego Davisa, który został uziemiony, ale i bez niego sobie poradzili. Pierw dwukrotnie trafił Stanley Johnson, a potem sprawy w swoje ręce wzięli Jrue, Randle oraz Kenrich. Udało im się obronić prowadzenie, ostatecznie sięgając po zwycięstwo.
Davis zakończył mecz z 32/9 w 25 minut, grając dokładnie tyle, ile liga wymagała od drużyny. Jrue zanotował 27 oczek oraz 9 asyst. Kenrich dodał 19 punktów. O triple double zakręcił się Tim Frazier z 12/9/8, zaś Stanley Johnson w debiucie rzucił 6 punktów, pudłując wszystkie rzuty zza łuku.
Następny mecz Pelicans rozegrają w Memphis.