57. spotkanie w sezonie i ostatnie przed All-Star Weekend. Dla koszykarzy Pelicans był to również 3 mecz w ostatnich 4 nocach, co jest piekielnie wymagającą serią spotkań. New Orleans Pelicans osłabieni brakiem Terrence’a Jonesa (kciuk) oraz Dante Cunninghama (narodziny dziecka), po raz kolejny zmuszeni byli wyjściem na centrze Alexisem Ajincą. Okazało się to być strzałem w dziesiątkę, gdyż Francuz zaliczył świetne zawody
Pelikany spotkanie zaczęli na bardzo słabej skuteczności. Pomimo dochodzenia do niezłych pozycji rzutowych, nie potrafili zamienić tego na punkty. Było to przyczyną startu 2 – 10 dla Grizzlies. Nieźle funkcjonowała jednak na początku obrona przyjezdnych z Luizjany.
Alvin Gentry musiał poprosić jednak o czas przy wyniku 3 – 12, kiedy to Memphis wciąż rozbijali Pelicans na ofensywnej desce. Po timeoutcie gra wyglądała już nieco lepiej i udało się zniwelować stratę do zaledwie 2 punktów, po czym o czas poprosił David Fizdale.
Ostatecznie trochę niespodziewanie pierwszą ćwiartkę wygrali Pelicans, 28 – 22. Najlepszym zawodnikiem na parkiecie był Solomon Hill, który dał ofensywny popis. Zdobył aż 12 punktów, rozdał też kilka fantastycznych podań i jak zwykle był solidny w obronie. To prawdopodobnie była jego najlepsza kwarta w barwach Pellies.
W drugą kwartę podopieczni Gentry’ego weszli jeszcze lepiej. Po kilku punktach z rzędu i niezłej grze po drugiej stronie parkietu, przewaga Pelicans urosła aż do 11 „oczek”. Pelikany aż do do końca pierwszej połowy utrzymywali swoją bezpieczną przewagę, która oscylowała w okolicach 10 punktów.
Trzeba również wyróżnić Alexisa Ajincę, który zaliczył kilka całkiem niezłych zagrań, zwłaszcza w obronie na Marcu Gasolu. Popisał się blokiem, miał na koncie też już aż 3 przechwyty i był bardzo aktywny na deskach. Jego gra mogła się podobać. Swoje dokładał też wciąż Solomon Hill i Pelicans prowadzili po 24 minutach, 50 – 43.
Drugą połowę Pellies znów otworzyli na wysokim poziomie. Nieźle grę prowadził Jrue Holiday, który bardzo dobrze w ofensywie uruchamiał m.in. Alexisa. Francuz był w pewnym momencie nawet go-to-guyem, na którym opierał się atak Pelikanów. To był świetny dzień tego zawodnika.
Pelicans rozgrywali kapitalną trzecią kwartę. Bardzo solidnie w obronie, a do tego dzięki dobrym dzieleniu się piłką dochodzili do niezłych pozycji rzutowych. Kilka punktów z rzędu dołożyli od siebie Jrue Holiday i Anthony Davis, nieźle wciąż wyglądał Solomon Hill. Przewaga Pels sięgnęła w pewnym momencie aż 18 punktów.
Ostatecznie Niedźwiadki przegrywali z Pelikanami na własnym parkiecie przed wejściem na czwartą kwartę, 77 – 61. Wszystko wskazywało na to, że ostatnia część spotkania to już tylko dopełnienie formalności.
Memphis Grizzlies po raz kolejny jednak pokazali, że ten zespół gra do końca. Ich klasyczne „grit and grind” ujawniło się już na początku czwartej kwarty, gdzie z pewnością zrobiło się gorąco fanom Pelicans. Grizz charakterem i ogromną wolą walki zaczęli stopniowo niwelować stratę do przyjezdnych z New Orleans. W zaledwie 4 minuty było już 77 – 70.
Wówczas świetnym zagraniem popisał się Alexis Ajinca (potężny blok w trybuny), trójkę trafił Jrue Holiday i gra nieco się uspokoiła.
W tym momencie trzeba jednak wspomnieć o bardzo kontrowersyjnych gwizdkach jednego z sędziów. Wszystkie decyzje były podejmowane przez jednego z arbitrów i wszystkie na niekorzyść Pelicans. W kilkanaście sekund był w stanie ujrzeć kilka przewinień Pelikanów, a Jrue złapał już 5 faul na 7 minut przed końcem spotkania. Holidaya zastąpił natychmiast Tyreke Evans. Po drugiej stronie z tym samym problemem borykał się Zach Randolph, rozgrywający bardzo dobre spotkanie.
Grizzlies kontynuowali swoją twardą grę i na 5 minut przed końcem, Pelicans mieli już jedynie 5 punktów przewagi. Wiadome już było, że aby wyciągnąć zwycięstwo na tak trudnym terenie, jakim bez wątpienia jest parkiet w Memphis, Pellies będą musieli się naprawdę postarać w końcówce spotkania. Zwłaszcza, że duet Conely-Gasol wyglądał z każdą minutą coraz lepiej.
Po trafieniu z półdystansu Toneya Douglasa, na tablicy wyników widniał rezultat 84 – 81 i Alvin Gentry natychmiastowo poprosił o czas. Była to jednak nieco spóźniona reakcja wobec aktualnej sytuacji na boisku. Timeout niewiele jednak pomógł, gdyż layupa spod kosza spudłował Motiejunas, a Grizzlies ucięli przewagę do zaledwie 1 punktu.
Z odpowiedzią na świetną kwartę Grizzlies przyszedł jednak Solomon Hill trafiając trójkę z rogu. Pellies potrzebowali Solo z pierwszej połowy. Anthony Davis dorzucił trafienie z półdystansu i coach Memphis poprosił o czas. Na 2 minuty przed końcem Pellies prowadzili 6 „oczkami”.
Trafieniem z dystansu popisał się jednak Mike Conley, który wciąż utrzymywał Grizzlies w grze. Anthony Davis w następnej akcji nie trafił z półdystansu i gospodarze doskonale to wykorzystali – Vince Carter dorzucił trójkę. Na 45 sekund przed końcem, na tablicy mieliśmy wynik 92 – 91.
Rzut na zwycięstwo trafił ostatecznie Anthony Davis z bardzo, bardzo dalekiego półdystansu. To trafienie zamknęło spotkanie i Pelicans wyjechali z Memphis z cenną wygraną, 95 – 91.
Najlepszymi zawodnikami Pelicans okazali się dziś być Solomon Hill – 23 punkty, 5 zbiórek, 2 przechwyty i 8/11 z gry (4/6 za trzy) oraz Jrue Holiday – 19 punktów, 7 asyst, 7 zbiórek.
Nieco niewidoczny był Anthony Davis, ale było to związane z bardzo twardo ustawioną defensywą przeciwko niemu – dzisiaj 18 punktów, 7 zbiórek i 2 bloki. Był jednak bardzo skuteczny – 9/20 z gry i trafił najważniejszy rzut w meczu.
Na szczególnie wyróżnienie zasłużył Alexis Ajinca, który po długiej przerwie i niemocy w dostaniu się do składu meczowego, dzisiaj popisał się 12 punktami, 10 zbiórkami. Do tego wszystkiego był bardzo aktywny w obronie – 3 przechwyty i 2 bloki. Takiego Francuza nam potrzeba.
Po stronie Memphis Grizzlies najlepiej zagrali Marc Gasol ocierający się o triple-double – 15 punktów, 12 zbiórek i 9 asyst oraz Mike Conley – 17 punktów i 4 asysty. Zach Randolph dorzucił z ławki mecz na poziomie 16/9.
Następne spotkanie New Orleans Pelicans rozegrają dopiero w nocy z czwartku na piątek, 23/24 lutego. Przeciwnikami Pellies po przerwie na All-Star Weekend będą Houston Rockets.