Kiedy NBA wypiera się, iż nakazała Pelicans grać określoną ilość minut Anthonym Davisem, Davis oraz Pelicans skutecznie udowodnili jak mało ma to sensu.
Ponieważ Pels walczyli z Magic przez równe trzy minuty. Nie więcej. Anthony Davis wyraźnie myślami był gdzie indziej (Los Angeles), nie wykazując ani woli walki, ani chęci do gry. Rzuciło się to cieniem na resztę drużyny, która po zdobyciu zawrotnej ilości trzech punktów w trzy minuty, nie zdobyli żadnych przez kolejne pięć. Dopiero rezerwy ocaliły resztki honoru, jakie tej drużynie zostały. 36 do 9, zanim ławka rynek 8-3 osłabiła to ośmieszenie. Po meczu. Przez resztę meczu Magic spokojnie kontrolowali grających bez życia Pels.
Pierwszy do krytyki był Anthony Davis, mówiący o tym, iż nikt nie wyszedł na ten mecz z intencją do gry i walki. Sam z kolei trafił zaledwie jeden z dziewięciu rzutów, kończąc mecz z trzema punktami.
Nie popisał się również Alvin Gentry, zupełnie ignorując Franka Jacksona, czy Stanleya Johnsona w przegranym meczu.
Z dobrych wieści jednak, Pelicans spadli na ósme miejsce w walce o Ziona Williamson, który poprowadził Duke do powrotu z Louisville, rzucając 23 punkty, dominując jako center oraz wgniatając piłkę swoimi palcami.
W Lexington z kolei LSU przejęło tytuł najlepszej drużyny koszykarskiej w Luizjanie, wygrywając z Kentucky w ich hali po dobitce Kavella Bigby-Williamsa. Tygrysy tym samym umocniły się na czele tabeli SEC i coraz mocniej pukają do bram turnieju NCAA.