Pierwszy raz od 2011 roku, New Orleans Pelicans wygrywają 6 spotkań z rzędu. Kiedy ostatnim razem ta drużyna była podczas tak dobrej serii zwycięstw na parkiecie w Nowym Orleanie biegali Chris Paul, David West czy Emeka Okafor. Ten ostatni wrócił do gry po kilku latach przerwy i kolejny raz jest uczestnikiem świetnej koszykówki w tym mieście.
Pelicans po szalonym meczu dzień wcześniej w Milwaukee, musieli już następnego wieczoru podjąć groźnych, młodych Phoenix Suns u siebie w domu. Gra podczas back-to-back zawsze wiąże się z większym zmęczeniem, co szybko wykorzystała ekipa z Arizony.
Pierwsza kwarta to kryminał w wykonaniu defensywy Pelicans. Suns grali to co chcieli, a Devin Booker rozkręcał się z minuty na minutę. W Bostonie już coś wiedzą o tym, dlaczego nie można pozwolić temu młodemu zawodnikowi wpaść w swój zabójczy rytm. Bardzo dobrze dla Phoenix spisywali się też Elfrid Payton oraz T.J. Warren, a Słońca po pierwszej ćwiartce prowadzili aż 26 – 36.
Druga kwarta nie zapowiadała się, aby mogła cokolwiek zmienić w grze Pels. Alvin Gentry sfrustrowany prosił o czas na żądanie, który jednak nie dawał zbyt wiele. W grze widać było zmęczenie. Przełomowy moment nadszedł jednak pod koniec pierwszej połowy, kiedy Suns przy dość wysokiej przewadze (17 punktów) rozluźnili się i dostali bardzo szybko nauczkę. Anthony Davis i spółka zaczęli powoli odrabiać straty i ostatecznie wygrali tę kwartę 29 – 32.
Trzecia kwarta to już popis ekipy z New Orleans. Mieliśmy powtórkę z rozrywki z meczu z Bucks, kiedy to Pelicans w mgnieniu oka odrobili straty i już po kilku minutach byli w stanie przejąć prowadzenie. Phoenix szybko popadali też w problemy z faulami, co nie pozwalało im na nawiązanie walki w tej kwarcie. Anthony Davis zakręcił się już wokół 40-punktowego spotkania, a Pelicans wygrali tę część spotkania aż 24 do 38.
Pelicans wciąż jednak mieli musieli zachować koncentrację i motywację, bowiem wynik spotkania wciąż pozostawał otwarty. Anthony Davis rozkręcał się, a dla Suns jedyną odpowiedzią na szalejącego AD była bardzo ostra gra. Na szczęście skrzydłowy nie odpuszczał i wykorzystywał to na linii rzutów wolnych.
W trakcie trwania czwartej kwarty zaczęło się robić groźnie, kiedy Pelicans zaczęli „puchnąć” ze zmęczenia i ostrego runu, do którego doprowadzili wcześniej. Suns zauważyli okazję i zaczęli ostro atakować obręcz.
Kluczową akcją w tym spotkaniu popisał się jednak Darius Miller, który wykorzystał to, iż Suns potrajali Anthony’ego Davisa. Miller trafił trójkę z faulem, a zaraz później po niecelnym rzucie z linii, Jrue Holiday skończył akcję z góry. Było po meczu.
Suns 116 – 125 Pelicans
Dla Pelicans była to 6. wygrana z rzędu, pierwsza od ponad 7 lat.
Anthony Davis skończył mecz z kosmicznymi 53 punktami, 18 zbiórkami i 5 blokami. To pierwszy taki występ od 1974 roku, kiedy to podobne cyferki wykręcił Bob McAdoo.
Jrue Holiday miał 20 punktów i 7 asyst, a trzecim najlepszym punktującym drużyny był Emeka Okafor, który wciąż zachwyca swoją grą – 14 „oczek” i 4 zbiórki.
Dla Suns aż 40 punktów zdobył Devin Booker. 23 miał Warren, a 20 i 12 zbiórek Josh Jackson.