Niestety, stało się. Po serii 10 zwycięstw przyszła kolej na porażkę. Smuci trochę fakt, że nasza drużyna nie umiała nawet zagrozić Czarodziejom, którzy przez trzy kwarty prowadzili bezpieczną ilością punktów. Ostatecznie Wizards wygrali wynikiem 116-97. Tym samym skończyła się również seria, w której Pels zdobywali co najmniej 110 punktów.
Jak wiadomo Anthony Davis pauzował z powodu kontuzji, więc naszą nadzieją i liderem zespołu został Jrue Holiday, który jednak nie sprostał zadaniu i przez całą noc był niewidoczny. Zdobył tylko 4 punkty, trafiając tylko 2 rzuty na 8 prób.
Pelicans zaczęli to spotkanie energicznie, przez co nie odstawaliśmy bardzo od gości. Świadczy o tym wynik po pierwszej kwarcie, w której przegraliśmy tylko 3 punktami (22-19). Brak opcji ofensywnych spowodował jednak, że Wizards w dalszej części spotkania nie mieli z nami problemów.
Na początku drugiej kwarty udało nam się wyjść na jednopunktowe prowadzenie, lecz 2 minuty po tym wydarzeniu, przegrywaliśmy już 9 punktami.
Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 53-38 dla gości. Nasza skuteczność w tej części nie wyglądała dobrze. Tylko 38% z pola (w tym 0/10 w próbach za 3 pkt).
W trzeciej kwarcie przewaga Czarodziejów wzrosła w pewnym momencie do 27 punktów, aby przed czwartą ćwiartką zmaleć do 21 oczek.
Czwarta kwarta wypadła w tym spotkaniu najlepiej. Zdobyliśmy w niej 35 punktów. Wizards jednak nie odpuszczali, zdobywając tylko 2 punkty mniej.
W naszej drużynie najlepiej zagrał Darius Miller, który zgromadził 20 punktów.
Cheick Diallo również pokazał się z dobrej strony, zdobywając 14 punktów i dokładając 9 zbiórek.
W drużynie gości największą ilość punktów zdobył Otto Porter Jr., który miał ich 19.
Następne spotkanie zagramy już jutro o godzinie 21. Przeciwnikiem będą Utah Jazz.