Game #8: Śmierć, podatki i porażki Pelicans

Znalezione obrazy dla zapytania pelicansW USA doszło już tej nocy do jednej wielkiej niespodzianki – Donald Trump w wyborach prezydenckich nieoczekiwanie (?) pokonał faworyzowaną przez media Hillary Clinton. Kibice Pelicans liczyli więc na swój mały cud – pierwsze zwycięstwo w kampanii 2016/17. Niestety, nie udało się i Sacramento Kings pokonali przyjezdnych 94 – 102. New Orleans Pelicans wyrównali tym samym swój niechlubny rekord – 8 porażek z rzędu na otwarcie nowego sezonu.

Pelicans rozpoczęli to spotkanie bardzo dobrze w ataku. Trafiali rzuty z dystansu, a Anthony Davis grał na wysokiej skuteczności przy koszu i grając na półdystansie. To, co jednak było olbrzymim problemem to obrona. Rudy Gay w pierwszych minutach trafiał seryjnie i punktował na Solomonie Hillu.

Kings mieli w tym wszystkim również sporo szczęścia, bo często po straconej piłce, ta i tak wracała do rąk któregoś z zawodników gospodarzy i trafiali z czystych pozycji zza łuku. Kings wygrali pierwszą kwartę 33 – 26. Na parkiecie nie zabrakło również kilku spięć – Matt Barnes od początku mocno prowokował Davisa, atakował go ostro w obronie, nadużywając często łokci, a do tego buzia mu się nie zamykała. Trzeba tutaj pochwalić Anthony’ego, bo nie dał się wyprowadzić z równowagi, zachowywał spokój, co jeszcze bardziej wkurzało Barnesa.

W drugiej kwarcie żadna ze stron nie potrafiła wypracować sobie przewagi. Przez 12 minut mieliśmy pojedynek cios za cios, gdzie obydwie ekipy nieźle rzucały, ale gorzej broniły i nie były w stanie zatrzymać przeciwnika. Ostateczne na drugą połowę Kings i Pelicans wychodzili przy wyniku 53 – 46 dla gospodarzy z Sacramento.

Rudy Gay szybko jednak otworzył trzecią ćwiartkę rzutem za trzy i przewaga Kings wynosiła już 10 punktów. Pellies nie pozwalali jednak rywalom na większy odjazd i trzymali się w miarę bezpiecznej różnicy, w okolicach 5-7 punktów. Ostatecznie po niezłej końcówce kwarty, gdzie Anthony Davis podgonił DeMarcusa Cousinsa i spółkę, to jednak Pelicans wciąż byli w pozycji atakującej przed czwartą odsłoną spotkania. Kings prowadzili 76 – 70.

Czwartą kwartę wyśmienicie otworzył Cousins, który zamknął dostęp do własnego kosza, a po drugiej stronie zdominował pomalowane. Ławka rezerwowych Pelicans nie potrafiła poradzić sobie bez Anthony’ego Davisa i szybko strata do Kings urosła do 10 punktów na 8 minut przed końcem. W słabej dyspozycji był m.in. Buddy Hield, który nie był w stanie wstrzelić się w ten mecz i pudłował nawet z łatwych pozycji, gdy był niekryty.

Nawet po ponownym wejściu Davisa, gra nie nabrała kolorytu i to Kings przeważali na parkiecie. DeMarcus Cousins kontynuował swój popis, podczas gdy Anthony szukał ponownie swojego rytmu. W pewnym momencie przewaga sięgnęła 12 punktów i Pelicans powinni cieszyć się z tak łagodnego wymiaru kary – Cousins bowiem spudłował rzut wolny po akcji 2+1, a Collison zagrał nieskutecznie kompletnie odpuszczony przez obronę na półdystansie.

Kolejny raz nie pomogło nawet przebudzenie Anthony’ego Davisa, który zaczął znów seryjnie punktować. Buddy Hield trafił nawet trójkę na minutę przed końcem, ale zaraz później sfaulował Afflalo na akcję 3+1 i jakakolwiek nadzieja na pierwsze zwycięstwo po prostu uciekła. Kings wygrali 102 – 94.

„Nie przywyknę do tego. Ale to bardzo długi sezon. Musimy pozostać pewni siebie. Jesteśmy teraz 0-8 w sezonie, ale znajdziemy na to sposób i przebijemy się przez to. Mamy jeszcze sporo spotkań do rozegrania. Jedyne czego potrzebujemy do zwycięstwa, aby się podbudować.” – mówił po porażce debiutant, Buddy Hield.

 

Pelicans przegrali swoje 8. spotkanie z rzędu na początku sezonu. Wyrównali tym samym swój niechlubny rekord organizacji. 

Anthony Davis kolejny raz był najlepszym zawodnikiem w koszulce Pelikanów. Zapisał na swoim koncie solidne 34 punkty, 8 zbiórek, 2 przechwyty i 4 bloki. Cała pozostała czwórka starterów zdobyła w sumie zaledwie 28 „oczek” – Hill (5), Asik (5), Frazier (5) i Moore (13).

Trójka Frazier-Hill-Asik trafiła dzisiaj 4 rzuty na 16 oddanych.

Z ławki najlepiej punktował Buddy Hield, który dorzucił trochę swoich zdobyczy już w końcówce spotkania, gdy to było rozstrzygnięte. Miał 14 punktów, ale był 6/16 z gry i 1/7 za trzy. Auć.

Cały zespół Pelikanów był dzisiaj wyjątkowo nieskuteczny z dystansu – zaledwie 5 trafionych trójek, podczas gdy w samej pierwszej kwarcie mieli już tych trafień 4. Rzucali na 23% zza łuku.

Dla Kings najlepiej zagrał DeMarcus Cousins – 28 punktów oraz Rudy Gay – 21 punktów.

Pelicans następne spotkanie rozegrają w nocy z czwartku na piątek, w Milwaukee, gdzie zmierzą się z miejscowymi Bucks o 2:00 czasu polskiego.