Choć było bardzo blisko, jednak źle się skończyło. New Orleans Hornets, po bardzo zaciętym meczu, ostatecznie polegli z jedną z najlepszych drużyn w NBA – Chicago Bulls 95 – 99. Dla „Szerszeni” była to już 26. porażka w sezonie i z kiepskim bilansem (8-26) zajmują pewnie ostatnią pozycję na Zachodzie.
Mecz, jak zwykle, zdominował Michael Jordan wraz ze swoim uczniem – Scottie Pippenem. Ów duet zdobył razem powyżej 50 punktów. Zatrzymać ich nie zdołał nawet Larry Johnson. Nie te czasy? Takie są fakty…
Fani na całym świecie zachwycali się dziś kapitalnym pojedynkiem zeszłorocznego MVP: Derricka Rose’a z Chrisem Paulem. Było pięknie, mecz owocował w znakomite crossovery i klasowe dogrania. Przepraszam, nie ten recap.
Dobra , do rzeczy…
„Szerszenie” przystąpiły do dzisiejszego pojedynku z „Bykami” w osłabionym składzie (do czego zresztą już się przyzwyczailiśmy). Szczerze mówiąc , nie sądziłem, że ten mecz może być w jakimkolwiek stopniu ciekawy. Dodam jeszcze, że Bulls wystąpili w najlepszym składzie z D-Rose’m i Richardem Hamiltonem na czele. Ten drugi zagrał jednak niespełna 17 minut, w których uzbierał 5 punktów i 5 asyst. Skutki kontuzji?
Ale po kolei …
Mecz, o dziwo, od pierwszych minut był bardzo zacięty. Gospodarze z Chicago wygrali pierwszą odsłonę 30:26, w drugiej natomiast tempo i styl gry dyktowali goście ze stolicy Luizjany i ostatecznie to oni na dluższą przerwę schodzili z kilkupunktową zaliczką.
Trzecia odsłona to spory run i dominacja „Byków”, głównie za sprawą kapitalnego Rose’a. W ostatniej kwarcie sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie.
Od jej rozpoczęcia Chicago gładko wygrywali, prowadząc w pewnym momencie nawet +12. Monty Williams spokojnie poprosił o time-out i powiedział chyba coś w stylu:- „Wygracie ten mecz? Podniosę wam wynagrodzenia! (haha)”. No i nagle „Boom”. „Szerszenie” zaliczają run, jak się nie mylę to 12-0 i na dwie minuty do końca prowadzili różnicą 4 .”oczek”.
Mecz w swoje ręce wziął lider drużyny – DR. Świetny tego ( i nie tylko tego) wieczoru, rozgrywający Bulls zdobył ostatnie 6 – punktów w „crush time” i wydarł zwycięstwo naszej drużynie, dosłownie rzutem na taśmę. Na remis nie trafił kilka chwil później Jarrett Jack. Hornets faulują,w końcu przegrywają… Owa sytuacja tylko pokazuje , jak bardzo nam brakuje jakiegokolwiek „clutch playera”.
„Hero of the game”:
Ostatecznie Rose zakończył mecz z dorobkiem 32 punktów, 9 asyst, trafiając 11/24 z gry. Drugim strzelcem drużyny był dziś Joakim Noah, autor 15 punktów i 16 zbiorek. Loul Deng, objawienie sezonu? Skompletował dziś solidne DD – 14 punktów i 11 zbiórek, ale trafił zaledwie 6/16 prób.
„Hornets time”:
W naszych szeregach ponownie brylował Chris Kaman, zdobywca 17 punktów i 11 zbiórek. Oprócz niego bardzo dobre wrażenie wywarł na mnie Trevor Ariza (16 punktów, 8 zbiórek) i Xavier Henry (12 punktów, 6 zbiórek). Można powiedzieć, solidnie z ławki? Szkoda tylko, że trafił słabe 3/10 z gry.
Co by tu jeszcze napisać? Wenezuleczyk Vasquez zaaplikował rywalom 12 punktów w ciągu 21 minut spędzonych na parkiecie, a Jarrett Jack 10 przez 28:05.
Pięta achillesowa:
Problemem Hornets okazała się dziś skuteczność rzutów z gry 36/89 (40.4%).Kto wie, może gdybyśmy trafili te 40/89 udałoby się jednak wygrać, a tak pozostaje tylko niesmak.
Trenera Bulls o ból głowy przyprawiła dziś skuteczność jego podopiecznych zza łuku (3/18). Sorry, Kyle Korver, ale 1/5 za 3, tak nie wypada. Korver , tak nie wypada!
Podsumowanie:
„Blisko, blisko, było tak blisko, ale źle się skończyło” New Orleans Hornets, po bardzo dobrym spotkaniu, przegrali jednak 26. mecz w sezonie. Dla „Byków” była to natomiast 28. wygrana w tegorocznych, skróconych rozgrywkach.