Drama dotycząca zawodnika wybranego z pierwszym numerem draftu w 2007 roku trwa już od ponad 2 tygodni. Wiele drużyn zgłaszało się do Grega Odena, bo to o nim mowa, oferując mu kontrakt i szansę do powrotu do wysokiej formy sprzed kilku lat kiedy jeszcze jego kolana pozwalały mu grać na parkiecie (ostatni występ zaliczył ponad 1337 dni temu).
Greg Oden wybrał najlepsze dla siebie opcje powrotu, a w nich znalazły się ekipy z Dallas, Atlanty, San Antonio, Sacramento oraz Miami i Nowego Orleanu. Później okazało się, że dla byłego środkowego Portland Trail Blazers liczą się już tylko Heat i Pelicans, a wybór padnie pod koniec tego tygodnia. Greg Oden zrobił jak obiecał i wybrał w nocy z piątku na sobotę naszego czasu. Wybór padł na Mistrzów z Miami.
Opcje były tak naprawdę dwie. Pójście na skróty i dołączenie do drużyny LeBrona Jamesa, która z miejsca gwarantować mu będzie walkę o pierścień lub Nowy Orlean gdzie powoli będzie mógł obudować się psychicznie i wrócić do grania w koszykówkę na najwyższym poziomie, to samo mógł znaleźć m.in. w San Antonio. Takiego komfortu po tak ciężkich kontuzjach i – bardzo bliskiego – zakończenia kariery nie zagwarantuje mu jednak miasto Miami. Gdzie wymagania są ogromne, a wszystkie kamery świata będą skierowane właśnie na jego przyszłą już drużynę. Tak ogromna presja wraz z pierwszym wybiegnięciem na parkiet z pewnością mu nie pomoże.
Ale jak to mówią zawodnicy NBA – „Chodzi tylko o mistrzostwo”.
Teraz przed Gregiem Odenem ciężkie tygodnie pracy na hali treningowej. Już w październiku przekonamy się jaką rolę dostanie od coacha Erika Spoelstry – czy będzie tylko rezerwowym na 10 minut gry, który będzie oszczędzany na takie serie jak z Indianą Pacers w PlayOffs 2013 czy Oden zacznie już od początku grać na maksimum umiejętności i dostanie więcej minut.
Kontrakt opiewa na sumę około 1 miliona dolarów z opcją dla zawodnika na drugi rok. To bardzo dobra umowa dla obu stron – tani i ogromnie utalentowany center za tak małą cenę dla Miami, a dla Grega szansa odbudowania się w sezon i walki o wyższy kontrakt w następne lato.
Przed Nowym Orleanem i Dellem Dempsem teraz nowe szukanie centra, tak podejrzewam. Trzeba bowiem przyznać, że po odejściu Robina Lopeza – a nawet i z nim w składzie – ta pozycja nie wygląda najlepiej. Pelicans mogą grać na niej Gregiem Stiemsmą, debiutantem Jeffem Witheyem i z konieczności Jasonem Smithem i Anthonym Davisem. Nie trzeba ukrywać, że przydałby się duży kawał mięsa, który dodałby kilka centymetrów pod kosz potrafiący dobrze zbierać, kończyć akcję z góry i gwarantujący solidną obronę.