New Orleans Hornets po dwóch zwycięstwach z rzędu odnieśli katastrofalną porażkę z Philadelphią 76ers 77 – 62. „Szerszenie” osłabione brakiem swoich trzech jednych z najlepszych zawodników w kadrze ustanowiły tym samym nowy niechlubny rekord w historii organizacji – najmniej zdobytych punktów w jednym meczu. To samo mówi za siebie jak to spotkanie wyglądało w wykonaniu Hornets.
Żeby znaleźć jakiekolwiek plusy dzisiejszego meczu trzeba byłoby się poważnie zastanowić, ale Al-Farouq Aminu zdobył 10 punktów i zebrał 16 piłek z tablic co jest jego nowym rekordem kariery.
Jak dobrze, że ten mecz mamy już za sobą. To było najgorsze spotkanie jakie „Szerszenie” mogły rozegrać i miejmy nadzieję, że będzie to pierwszy i ostatni z takich wybryków podopiecznych Monty Williamsa w tym sezonie. Osłabieni brakiem Anthony’ego Davisa i Austina Riversa – bo Erica Gordona już nie liczę – zostaliśmy po prostu zmiażdżeni przez drużynę z Filadelfii.
Do przerwy chyba wszyscy oglądający myśleli, że Hornets powalczą o zwycięstwo podobnie jak w meczu z Chicago Bulls. Wygraliśmy bowiem w pierwszej kwarcie 19 – 16, a w drugiej ulegliśmy dwoma punktami 20 – 18. Dzięki czemu na drugą połowę „Szerszenie” wychodziły z jednopunktową przewagą 37 – 36. Już wtedy widać było, że wynik będzie bardzo niski – praktycznie jak we wszystkich meczach Nowego Orleanu – ale nie aż tak.
W trzeciej kwarcie Hornets po prostu przestali istnieć. Nie potrafiliśmy rozegrać jednej składnej akcji, 76ers rozpoczęli od runu 10-0 i krok po kroku dobijali swoich rywali. Ostatecznie w trzeciej kwarcie rzuciliśmy zaledwie 10 punktów na 21 „Szóstek”. O wiele lepiej nie było i w ostatniej kwarcie, którą przegraliśmy 20-15. Straty, pudła i gwizdki sędziów którzy chyba byli z Filadelfii, bowiem sędziowanie było na poziomie PLK – koszmarne!
Po tym meczu już wiem kto jest najgorszym zawodnikiem New Orleans Hornets – Brian Roberts. Zagrał kolejny raz po prostu strasznie. Żadnej dobrej rozegranej akcji, bezsensowne rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Jednym słowem powinien wrócić do Niemiec. 7 punktów i 3 asysty, ale to w żadnym stopniu nie mówi o tym jak fatalnie wyglądał w dzisiejszym spotkaniu.
Kto spisał się najlepiej? Chyba kolejny raz Al-Farouq Aminu, który może i miał fatalny dzień pod względem ofensywnym (3-11 z gry), ale jako jeden z nielicznych w ostatnich minutach chociaż starał się walczyć i grał z serduchem. Zdobył 10 punktów, 2 przechwyty i 3 asysty. Podbił również swoje career-high w liczbie zbiórek w obronie (12) i zbiórek ogółem (16), a dzięki takim statystykom stał się nowym liderem Hornets pod względem zbieranych piłek z tablic.
Zupełnie nie rozumiem dlaczego Jason Smith dostaje tak małą liczbę minut. Kolejny raz wszedł na parkiet i zrobił swoje w doskonały sposób. Pomimo świetnej(!!) zmiany i 8 punktom, 5 zbiórkom i 5 blokom musiał ustąpić miejsca Ryanowi Andersonowi czy Robinowi Lopezowi, którzy na pewno nie mieli swojego dnia. Anderson zdobył 9 punktów (3-10 FG), 10 zbiórek natomiast Lopez 6 punktów (3-7 FG) i 4 zbiórek. Jason Smith powinien dostać zdecydowanie więcej minut…
Greivis Vasquez bardzo się starał, ale tak jak bardzo chciał tak bardzo dzisiaj nie mógł. Trafił zaledwie 3 z oddanych 13 rzutów i zdobył 7 punktów. Miał również 7 asyst i 3 zbiórki, ale i aż 5 strat. Darius Miller w swoim debiucie w pierwszej piątce zdobył jedynie 5 punktów, 1 zbiórkę, 2 przechwyty i 2 straty.
Zespołowo New Orleans Hornets trafiło 23 na 69 rzutów co daje nam fatalną 33% skuteczność z gry, a nie było lepiej zza łuku gdzie byliśmy z 21% skutecznością. Mieliśmy również aż 20 strat, ale z tego przynajmniej połowa została gwizdnięta z winy sędziego…
Najlepszymi postaciami w ekipie 76ers byli Jrue Holiday (14 punktów, 12 asyst), Evan Turner (14 punktów, 8 zbiórek) i Thaddeus Young (12 punktów, 10 zbiórek).
To spotkanie musi jak najszybciej odejść w niepamięć i przygotować się jak najlepiej do meczu z Charlotte Bobcats. Oby Austin Rivers i Anthony Davis wrócili już na to spotkanie, bowiem bez nich nasza gra wygląda bardzo nieciekawie…