Tankowanie. Proces, w którym drużyna NBA nie jest w stanie nawiązać walki z czołówką ligi i bardziej opłacalne okazują się porażki i walka o najwyższy pick w nadchodzącym drafcie. Każdy fan NBA, który ze swoją drużyną jest już przez pewien dłuższy okres czasu najprawdopodobniej przechodził przez to, mniej lub więcej razy. To zależy czy kibicujesz Boston Celtics, San Antonio Spurs, czy jednak stałeś się męczennikiem i trzymasz się z Sacramento Kings, czy Minnesota Timberwolves.
W dzisiejszej NBA okazuje się, że często po prostu nie jest warto wygrywać. Idealnym tego przykładem w tym sezonie są New Orleans Pelicans, którzy od blisko 5 lat nie potrafią stworzyć wokół Anthony’ego Davisa odpowiedniej drużyny, aby zacząć wygrywać. Pelikanom brakuje dobrego trenera oraz silnej drugiej opcji, a gdzie tego drugiego szukać, jeśli nie w drafcie? Czy Pelicans powinni już tankować? I czy widać światełko w tunelu – jeśli tak, to jakie?
NBA Draft 2017 i sprawa Jrue Holidaya
Jrue Holiday i nadchodzący draft to bardzo powiązana sprawa. Rozgrywającemu Pelicans kończy się po tym sezonie kontrakt i klub będzie stał przed bardzo trudną decyzją – przedłużać, wymieniać, czy odpuścić.
Holiday to solidny rozgrywający, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Bardzo dobry obrońca, jeden z najlepszych na swojej pozycji oraz solidne wsparcie w ataku. Problem w Jrue to jednak właśnie wcześniej użyte słowo – „solidny”. 26-latek zapewnia stabilność, ale nie wybuchowość. Nie można wymagać od niego występó, w których może w pojedynkę wygrywać spotkania i dawać ogromne wsparcie Davisowi. To nie ten typ. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze bardzo długa lista poważnych kontuzji.
Za Jrue Holidayem w lato, gdy ten będzie wolnym agentem, będzie najprawdopodobniej przemawiać W MIARĘ niska cena. Podczas gdy za innych rozgrywających będzie trzeba wyrzucić pieniądze w okolicach maxa, Jrue może być taką „eko-PG” wersją za około 15-16 mln $. To oszczędna, bezpieczna i underrated opcja. Która jednak szału nie będzie robić.
Tutaj pojawia się Draft 2017, który jest pełen talentu i to chyba najbardziej wypełniona klasa świetnymi rozgrywającymi od wielu, wielu lat. Same TOP3 wybory mogą zostać przeznaczone właśnie, aby wzmocnić pozycję PG – Markelle Fultz, Dennis Smith oraz Lonzo Ball. Do tego dochodzą też De’Aaron Fox i Frank Ntilikina.
Jeśli Pelicans otrzymaliby pick w pierwszej piątce draftu to bardzo możliwe, że któryś z tych zawodników byłby do wyciągnięcia. Wówczas zespół zyskałby młodego rozgrywającego, który potencjałem, na dłuższą metę, najprawdopodobniej przewyższałby Jrue Holidaya (zwłaszcza Fultz i Smith). To również jeszcze bardziej opłacalna wersja pod względem pieniędzy, miejsca w salary cap oraz zabezpieczenia na przyszłość. Wyciągnięty zawodnik z draftu zarabia zdecydowanie mniej kasy, a klub będzie miał do niego prawo przez wiele lat.
Pelikany powinny zacząć tankować, chociażby tylko po to, aby wyciągnąć ogromny talent w klasie 2017. Wydaje się, że może to być wieloletni proces, ale właśnie w ten sposób powinno się teraz budować zespoły. Nie w pośpiechu, nie na chaos, nie na TERAZ. Anthony Davis będzie w klubie jeszcze przez co najmniej 4 lata. Wciąż jest (trochę) czasu.
Draft – najlepsza forma budowania zespołu
Nowe CBA faworyzuje budowanie zespołu poprzez draft i młodych graczy, a nie poprzez wyciąganie zawodników na rynku wolnych agentów. Jest to łatwiejsza, bardziej bezpieczne i tańsze. To fakt.
Kluby NBA mając zawodnika w swoich szeregach mają teraz również możliwość zaoferowania większych pieniędzy swojemu graczowi, niż inne zainteresowane kluby. Wszystko to wprowadzone przez Kevina Duranta, który uciekł Oklahoma City Thunder do Golden State Warriors. Kluby chciały zabezpieczyć się i dać możliwość oferowania znacznie więcej, aby zatrzymać swoich All-Starów.
To oznacza, że Pelicans, którzy chcieliby zaatakować na rynku mają bardzo utrudnione zadanie.
Zawodnicy wybrani w drafcie znajdują się na taniej umowie debiutanckiej, a do tego zespoły mają prawo do zastrzeżenia gracza i zatrzymania go przez następne, około 5 lat. To większe zabezpieczenie, niż drogi wolny agent, który wyciągnie z twojego salary cap olbrzymie pieniądze, będzie czekał na wypłatę, a po zakończeniu kontraktu ucieknie w poszukiwaniu jeszcze większej sumy.
Więc – wolisz Markelle’a Fultza na prawie 10 lat, czy Jeff Teague’a za blisko maksymalne pieniądze na okres 4-5 sezonów? No właśnie.
Pelicans w przyszłym sezonie mogą być jeszcze gorsi
New Orleans Pelicans to tak wyjątkowy zespół, w którym zawodnicy zarabiający 10 mln $ oraz 5 mln $ nie grają w koszykówkę. Natomiast gracze na minimalnych umowach grają pierwsze skrzypce wchodząc z ławki i dając bardzo dobre minuty. Te osoby to Omer Asik oraz Alexis Ajinca, którzy na poważnie nie powąchali parkietu od grudnia, a druga dwójka to Terrence Jones oraz Donatas Motiejunas.
Można byłoby rzecz – super, Pellies wreszcie znaleźli porządnych graczy na frontcourt! Otóż tak i nie. Byłoby świetnie, gdyby klub miał prawa do tych zawodników i mógł zatrzymać ich na dłużej. Zarabiają oni jednak zdecydowanie mniej, niż powinni i pieniądze w okolicach 500 tys. $ oraz 1 mln $ to o jakieś 7-8 mln $ za mało.
Pelicans nie będą więc w stanie zatrzymać ich dwóch, a bardzo trudnym zadaniem będzie nawet, aby pozostawić jednego z nich. Będzie to wręcz graniczyć z cudem. W tym polega problem. Zawodnicy niepotrzebni i przepłaceni zostaną na dłużej, a gracze, którzy dają coś dobrego – odejdą. To tylko potwierdza jak nieudolnie budowany był skład – krótkoterminowo i bez pomysłu na przyszłość. To należy zmienić.
W tym miejscu znów pojawia się słowo – tankowanie. Pellies powinni zatankować i zbudować skład oparty na młodych, którzy wniosą jakość i zostaną na dłużej, niż 80 spotkań.
Wyjątkowa sytuacja
Pelicans znajdują się w ciekawym miejscu. Nie jest często spotykane, aby klub NBA w lutym miał takie same szanse, aby skończyć w top3 loterii i wciąż mieć również szansę na walkę o top8 konferencji. I to na Zachodzie. Tak, Pelikany z 19 zwycięstwami w sezonie i blisko 31 porażkach, wciąż mogą powalczyć o playoffs. I jest to bardzo niebezpieczne.
Zarząd wciąż będzie widział światełko w tunelu – czytaj 0-4 od Warriors w pierwszej rundzie. Aby to osiągnąć, Dell Demps i spółka są w stanie wymienić nawet cenne picki i ściągnąć drogiego weterana, którego kontrakt będzie kończył się za kilka miesięcy. Wówczas Pellies znów będą musieli przepłacać, aby udowodnić (Dell Demps musi to robić na każdym kroku), że dokonane ruchy były właściwe.
Tak było z Omerem Asikiem, za którego klub oddał pierwszorundowe picki, a następnie aby pokazać, że to była dobra wymiana (a nie była) – GM Pelicans postanowił dać mu wieloletnią i ogromną umowę. Co uderzyło w organizację i będzie boleć jeszcze przez 3 lata. Auć.
Zwycięstwa nad zranionymi Cleveland Cavaliers czy San Antonio Spurs może i są imponujące, może i fajnie wyglądają i dają dużo radości na kilkanaście godzin. Są jednak niepotrzebne, bo aktualnie Pelicans znaleźli się w sytuacji, gdzie trzeba tankować. Nie lubię tego słowa, jestem nim znudzony i obrzydzony.
Ten proces tak naprawdę trwa już kilka lat, a organizacja nie potrafi się pozbierać po odejściu Chrisa Paula. Problem polegał jednak na tym, że Pellies nie potrafili nawet tankować, tak jak powinno się to robić. Nie chcieli przyjąć do wiadomości, że są drużyną słabą, która potrzebuje długotrwałej przebudowy opierającą się na drafcie i talencie. Wciąż starano się wygrywać, nieudolnie. Teraz zróbmy to, co trzeba. Dajmy Anthony’emu Davisowi wsparcie, na jakie zasługuje.
Zatankujmy.