New Orleans Pelicans wygrali wszystkie cztery spotkania, od czasu gdy do gry wrócił Jrue Holiday. Ostatni raz Pelikany tak długi zwycięski ‚streak’ mieli w 2015 roku. Wówczas drużyna prowadząca jeszcze przez Monty’ego Williamsa wywalczyła ostatecznie Playoffy w ostatnich dniach. Albo może wręcz wyszarpała?
Wydaje się, że po starcie 0-8 i wyrównaniu niechlubnego rekordu pod względem przegranych spotkań na początku sezonu – wszystko zmieniło się wraz z powrotem do gry zaledwie jednego zawodnika. Jrue Holiday zrobił na parkiecie ogromną różnicę, ale jego obecność to nie jedyny czynnik wpływający na tak dobrą grę Pelicans w ostatnich kilkunastu dniach. Jest tego bowiem znacznie więcej.
Pellies na początku sezonu mieli olbrzymie problemy po atakującej stronie parkietu, będąc 29. drużyną NBA pod względem OffRtg. O ile w obronie Pelikanów widać było pewien postęp względem zeszłego roku, to poza Anthonym Davisem, który wykręcał kosmiczne statystyki – zespół Alvina Gentry’ego nie potrafił stwarzać sobie miejsca i punktować. Brakowało zawodników, którzy mogliby wziąć piłkę w ręce i kreować, atakować obręcz. Cała filozofia drużyny opierała się na „podaj do #23” i „módl się”.
Dużym problemem trenera Gentry’ego było również znalezienie optymalnego ustawienia. Sztab rotował składem i zmieniał go nawet, gdy ten wreszcie zaczynał odnosić zwycięstwa. Co było dosyć frustrujące, bo myśleliśmy, że ten etap mamy już za sobą. Momentami można było odnieść wrażenie, że matchupy są po prostu źle dobierane, a Gentry wypuszcza Omera Asika na nieodpowiednie zespoły, podczas gdy Terrence Jones grzeje ławkę. Z czasem jednak zaczęło się to zmieniać, a skutki tego widzimy właśnie teraz. Potrzeba było jednak dużo eksperymentowania.
Zanim zaczniemy, trzeba spojrzeć na cyferki, które pokazują jak zmieniała się gra Pelicans przed i po powrocie Jrue Holidaya. Bo jest to różnica kolosalna.
Przed:
NetRtg: -6.9 (27. miejsce)
OffRtg: 97.4 (28. miejsce)
DefRtg: 104.3 (14. miejsce)
Po:
NetRtg: 16.3 (2. miejsce)
OffRtg: 112.1 (7. miejsce)
DefRtg: 95.8 (3. miejsce)
Warto wspomnieć o tym, że wszystkie cztery zwycięstwa zostały odniesione w starciu z dobrymi zespołami. Pelicans pokonali Blazers, Hornets oraz Hawks, którzy w zeszłym sezonie byli w Playoffs. W ostatnim meczu poradzili sobie również z Timberwolves, którzy przez wielu byli stawiani w gronie najlepszej ósemki na Zachodzie. Pelikany nie tylko byli lepsi na parkiecie, ale momentami rozgramiali swoich rywali. Z Hawks prowadzili w pewnym momencie różnicą 35 punktów, z T-Wolves 23.
Kolejny raz, ciężko przeoczyć przy tak dobrych rezultatach Jrue Holidaya. Rozgrywający nie tylko wprowadził na parkiet dobry procent z dystansu, umiejętność punktowania, ale przede wszystkim fantastyczne kontrolowanie tempa, rozgrywanie piłki. Rywale Pelicans nie mogą już więcej koncentrować się tylko na Anthonym Davisie, bo „z innymi to jakoś tam będzie”. Jak to mówią trenerzy, słynne – „I can live with that”. Nic dziwnego, bo każdy wolałby rzucającego Dante Cunnighama z rogu, niż mającego piłkę w rękach Davisa. Od teraz na parkiecie biega również wszechstronny rozgrywający.
Jrue w swoich pierwszych czterech meczach notuje średnio 16.3 punktów i 7 asyst, ale drużyna z nim na parkiecie jest średnio 7.8 na plusie.
Wraz z powrotem Jrue pojawiło się również nowe rozwiązanie w ułożeniu komfortowej piątki, gdzie Anthony Davis spisuje się dobrze jako center, co nie do końca wcześniej wychodziło. Alvin Gentry bardzo sprytnie gra na dwóch rozgrywających, a Pelicans są na dużym plusie gdy Holiday i Frazier grają razem. Jest to niewygodne dla obrony rywali, którzy często potrzebują czasu aby ułożyć ekipę.
Dużo osób, w czasie kryzysu, zaczęło gdybać, czy problemem Pellies była pozycja rozgrywającego. Otóż nie, Tim Frazier był obok Anthony’ego Davisa najlepszym zawodnikiem drużyny. Fantastycznie rzucał, co było też dużą niespodzianką, a do tego wypracował świetną nić porozumienia z Davisem i rozesłał w jego kierunku najwięcej asyst w lidze. To aktualnie najlepiej działający duet pod względem asyst.
Co ciekawe, Gentry zszedł składem tak nisko, że nie boi się grać nawet wykorzystując trzech guardów. Często możemy zobaczyć ustawienie Holiday, Frazier, Moore/Galloway, Hill/Jones/Dante i Davis. I są to najskuteczniejsze lineupy, jakie Alvin może na ten moment wystawić.
To, co jednak wiąże się z tym ustawieniem najbardziej, to skuteczna gra Anthony’ego Davisa na pozycji centra. Dotychczas, przed powrotem Jrue, Davis był ujemnym graczem na tej pozycji. Pelicans z Davisem na C byli aż -47, od przyjścia Holidaya ten współczynnik to już +42 i wciąż rośnie.
Granie Davisem na środku daje Gentry’emu spore pole do popisu. O ile Pellies wówczas nieco gorzej bronią, to ich gra ofensywna rozwija skrzydła. To również właśnie wtedy Anthony gra tam, gdzie jest najbardziej skuteczny – pod koszem. Mimo, że AD rozwinął swój rzut na półdystansie do perfekcji, to najlepiej czuje się pod koszem i to tam jest najgroźniejszy.
Dużą rolę w dobrej grze Davisa odgrywa również fantastyczny okres Terrence’a Jonesa, który daje drużynie bardzo dużo jakości po obu stronach parkietu. T-Jones nie tylko świetnie przedziera się pod obręcz, potrafi celnie trafić z dalszych odległości, ale również bardzo dobrze broni silnych graczy podkoszowych, co jest niezbędne przy grze z Davisem w niskim ustawieniu. Jones w ostatnich 6 meczach notuje średnio 16.2 punktów, 7.2 zbiórki i po jednej asyście, przechwycie i bloku. Rzuca też na wysokim procencie – 52%.
Moim zdaniem największą różnicę w grze New Orleans Pelicans od kilku dni robi jednak po prostu skuteczność. To takie proste. Poza dobrą obroną, wybieganiu do kontrataków – Pelicans przede wszystkim lepiej rzucają.
Przed przyjściem Holidaya, Pelikany byli najgorzej rzucającą drużyną z dystansu, a ich skuteczność była na żenującym poziomie 29% (30. miejsce). Sam procent z gry, to zaledwie 42.9% (26. miejsce).
Jrue to jakość rozrywania. Koledzy z drużyny po kilku zwycięstwach nazwali go „maestro” w znajdowaniu ich na odpowiednich pozycjach, w odpowiednim czasie. I ma to duży przekład na skuteczność. Z dystansu – 39.4% (9. miejsce) i z gry – 51% (2. miejsce).
Wspominany wielokrotnie Tim Frazier rzuca od 17. listopada 55% z gry i 50% za trzy. Moore odpowiednio 53% i 40%. Galloway 42% i 50%.
New Orleans Pelicans to w ostatnich kilkunastu dniach jedna z najlepszych drużyn NBA. Po katastrofalnym starcie, ich bilans to 6-10, a strata to 6. miejsca na Zachodzie to już tylko 2 mecze straty. Sprawa awansu do Playoffs pozostaje więc jak najbardziej otwarta i jeśli Pelicans podtrzymają swoją solidną grę to mogą śmiało powalczyć o kilka fantastycznych występów.
Jrue Holiday, Tim Frazier, E’Twaun Moore czy Terrence Jones dają Anthony’emu Davisowi w ostatnim czasie wystarczająco dużo pomocy i miejmy nadzieję, że głosów o „osamotnionym Davisie”, który powinien zmienić klub będzie coraz mniej.
Pelicans są w gazie, widać jak każde kolejne zwycięstwo napędza tę drużynę i przed Alvin Gentrym teraz ciężkie zadanie, aby uspokoić swoich zawodników, aby nie wpadali w nadmierną euforię, bo zadanie nie zostało wykonane i jeszcze dużo drogi przed Pellies. Można jednak śmiało powiedzieć, że w ciemnym tunelu, który wydawał się bez drugiego końca, pokazało się ostatnio bardzo jaskrawe światło.
PS.
Od kilku dni na naszej stronie kawał dobrej roboty wykonuje Mateusz, który dostarcza z samego rana(!) relacje z meczów. Dla niego wielkie brawa. Dzięki temu, mam również nieco więcej czasu, aby zająć się tekstami w formie felietonów, które będą pojawiać się co jakiś czas. Mam zamiar umieszczać w nich swoje przemyślenia, ale również i zająć się drobną analizą gry Pelicans, tak jak dzisiaj. Wobec lepszej gry Pelikanów, również i my mamy zamiar podkręcić tempo i zwiększyć ilość treści na stronie. Mamy nadzieję, że się spodoba!