Lakers 86 – 95 Pelicans

Pelicans power forward Anthony Davis fires a jumper over the Lakers' Wesley Johnson in Friday's game
New Orleans Pelicans nie wygrali żadnego spotkania z Los Angeles Lakers od PlayOffs 2011, a żadnego meczu w regularnym sezonie od wiosny 2010. Wraz z Anthonym Davisem przyszła wreszcie okazja na wygrywanie i Pelikany wykonały kolejny raz fantastyczną robotę zwyciężając z wciąż osłabionymi brakiem Kobego Bryanta, Los Angeles Lakers.

Nie ulega wątpliwości, że była to magiczna noc dla 20-letniego silnego skrzydłowego, który swój debiutancki sezon miał bardzo ciężki. Przez cały ubiegły rok nie potrafił złapać odpowiedniego rytmu przez przeróżne kontuzje (wstrząśnienie mózgu, kolano, kostki). Po ponad 12 miesiącach doświadczenia The Brow wzbił się na wyższy poziom grania, a jego dzisiejszy występ przez kibiców w Nowym Orleanie został doceniony nawet odgłosami „MVP”.

Davis zdominował dzisiaj ofensywnie i defensywnie Pau Gasola, blokując go 5-krotnie i pozwalając mu jedynie na 25% z gry. AD zdobył za to fenomenalne 32 punkty (career-high), 12 zbiórek, 3 asysty, 1 przechwyt oraz 6 bloków (wyrównanie career-high). Był też ponad 66% z gry trafiając 12 na 18 swoich rzutów (i 8-9 z linii wolnych). Jest tym samym najmłodszym zawodnikiem w historii NBA, któremu udało się zanotować linijkę powyżej 30/10/5.

„To wyjątkowy zawodnik… Potrafi zablokować niewiarygodnie rzut jak nikt inny, a w między czasie znajduje się pod przeciwnym koszem i kończy akcje. Jest świetny.” – o swoim młodszym koledze wypowiadał się Hiszpan po porażce 85 – 96.

Przez pierwsze trzy kwarty spotkanie było bardzo wyrównane. W starciach pierwszych piątek wyraźnie lepszy był zespół prowadzony przez Monty’ego Williamsa, jednak gdy nastał czas na kilkuminutowy odpoczynek i na parkiecie pojawiali się rezerwowy mecz przejmowali nieco podopieczni Mike’a D’Antoniego.

W pewnym momencie trzeciej kwarty to właśnie LA Lakers byli bliżsi wyjścia na wysokie prowadzenie kiedy to Evans i spółka mieli ogromne kłopoty ze swoją skutecznością. Kiedy Tyreke pudłował kolejne rzuty kilka punktów z rzędu po cichu zdobył Anthony Morrow i bardzo możliwe, że uratowało to Pels przed bardzo trudną sytuacją w czwartej kwarcie, która należała już jedynie do Anthony’ego Davisa.

Jeżeli ktoś uwielbia dobrą koszykówkę i chciałby zobaczyć przyszłą gwiazdę to polecam odpalić chociaż pierwszą i ostatnią kwartę tego meczu. Obrona, rzuty z półdystansu i nieosiągalny w powietrzu dla bądź co bądź słabej obrony Jeziorowców.

W zwycięskiej drużynie z Nowego Orleanu dobre zawody rozegrał również Jrue Holiday, zdobywca 13 punktów, 13 asyst, 5 zbiórek i 4 przechwytów. All-Star z zeszłego roku wciąż jednak ma problemy z szanowaniem piłki – kolejny raz stracił ją 4-krotnie. Eric Gordon na skuteczności 45% zdobył 16 punktów i 6 zbiórek, a Jason Smith zaaplikował rywalom 14 „oczek”. Center Pels kolejny raz odwalił kawał dobrej roboty rozciągając ofensywę Pelikanów swoim rzutem z półdystansu przy nieobecności Ryana Andersona.

Zaledwie 7 punktów (3-12), 7 zbiórek i 3 przechwyty zapisał na swoim koncie szukający formy Tyreke Evans. Dla porównania w 12 minut mniej na boisku Anthony Morrow rzucając na kosz 7 razy zdobył 10 punktów.

W drużynie wielokrotnych Mistrzów NBA najlepsze spotkanie rozegrał Steve Blake, który po zwycięskim rzucie w Houston wygląda na człowieka w świetnej formie. Dziś zdobył pokaźną sumę 13 punktów oraz 8 asyst. Nieźle mając 16 „oczek” wypadł też przed swoją byłą drużyną Chris Kaman. Jordan Farmar miał 10 szybkich zdobyczy punktowych.

Dobry popis rzutowy dał w trzeciej kwarcie Nick Young, ale jego najgorszy w całym meczu współczynnik -17 nie jest do wybaczenia.

Najbardziej zawiódł jednak wspomniany Pau Gasol. Zawodnik, który pod nieobecność Black Mamby miał wziąć stery w swoje ręce póki co zupełnie nie potrafi odnaleźć się w takowej roli. Zdobył dziś co prawda 9 punktów i 11 zbiórek, ale weteran taki jak Hiszpan nie powinien tak łatwo dawać się ogrywać przez 20-latka. Miał też zaraz po Youngu najgorszy współczynnik w postaci -16.

New Orleans Pelicans legitymują się w tej chwili bilansem 3-3 i są bardzo blisko miejsc premiowanych awansem do PlayOffs, co bezwzględnie jest ich celem. Jeziorowcy z Los Angeles po mały tripie wyjazdowym są 3-4 i mimo, że odnieśli porażkę w Luizjanie ich dotychczasową grę można jednak rozliczać całkiem nieźle.

Monty Williams ostrzega jeszcze wielu kibiców i twierdzi, że przed zespołem jeszcze wiele ciężkiej pracy.

„To dopiero sześć spotkań. Nie kupujcie jeszcze sukienek na bal.”