Była godzina… właściwie to nie miał pojęcia. Nie posiadał zegarka, nigdy go nie nosił, szczęśliwy czasu nie liczą. Wiedział, że jego drużyna jest co raz lepsza. Może i odpadli z Play-Offów po szybkim sweepie, ale on wiedział, że następny sezon będzie świetny.
Szedł właśnie w to miejsce. W te miejsce gdzie wszyscy chodzą, aby spotkać się ze znajomymi. Te spotkanie jednak z żadnym z nich. On przeczuwał, że to będzie coś niedobrego. Wiadomość tekstowa w jego telefona dużo mu nie mówiła: „Lubisz Monte? To przyjdź TAM, o TEJ godzinie.”. Nie wiedział o co chodziło nadawcy. Być może o Monte Ellisa, albo o Monte, albo nadawca był na tyle nierozgarnięty, że przekręcił imie trenera jego ukochanej drużyny.
Gdy wszedł przez frontowe drzwi TEGO miejsca, zobaczył tłum ludzi. Wszyscy siedzieli przy swoich stolikach, rozmawiali ze znajomymi. On wiedział do kogo ma podejść. Zna go od dzieciństwa. Zawsze byli razem, wszystko robili razem. Urodzili się w tym samym dniu, ukończyli szkołę w tym samym dniu, zdali prawo jazdy w tym samym dniu. Jednak ten drugi, był staszy. Był starszy o około 4 miesiące. Przysiadł się do niego.
– Co tutaj robisz?
– Przyszedłem ze złymi wieściami, kolego.
– Nie zepsujesz mi humoru. Wiem, żeby Tobie nie ufać. Dlaczego nie przychodziłeś do mnie przed każdą imprezą, aby przypomnieć, żebym nie pił?
– To jest sprawa wielkiej wagi.
– O co chodzi z tym Monte?
– Monty Williams zostanie zwolniony.
– Ahh, więc jestem, aż tak nierozgarnięty?
– Nie wyzywaj mnie, to znaczy siebie, to znaczy siedź cicho i słuchaj. Pelicans są…
– Są?
– Ssą.
– Czy Ty mnie teraz obrażasz?
– A czy Warriors wygrali mistrzostwo NBA?
– Skąd mam wiedzieć? Dopiero co skończyła się pierwsza runda. Zaraz, zaraz….
– Ups…. ok, ale ja nie w tej sprawie. Pelicans po pierwszych 17 meczach w sezonie mają 4 wygrane.
– Co?
– Nie każ mi się powtarzać. Wiem, że dobrze mnie słyszałeś.
– No, ale chwila… Kto przyszedł za Monte, tzn. Monty’ego?
– Alvin Gentry.
– Wow, czyli szybsze tempo i dużo rzutów Davisa. Dlaczego, więc tylko 5 wygranych?
– Ech… od czego by tu zacząć…
– Dobra, po kolei. Jak wyglądał ich terminarz?
– No w październiku grali dwa razy z Warriors. Opener i Home Opener.
– No okej, rozumiem, że było ciężko.
– W listopadzie…
– No, opowiadaj jak było w listopadzie.
– Co chcesz wiedzieć?
– No nie wiem… Jest chociaż poprawa w defensywie?
– Czy zadałem Ci jakieś niezręczne pytanie, gdy usiadłeś?
– Jest, aż tak źle?
– Tak, mam nadzieje, że Darren Erman nas teraz nie podsłuchuje.
– Z Ermanem jest, aż tak źle?
– Ech… pytaj dalej.
– Yyy… Davis. Jak Davis?
– No na pewno nie dostaje lepszych pozycji rzutowych, niż za czasów Monte, tzn. Monty’ego. Aczkolwiek zaczął fajnie zbierać, walczy o piłki. Na początku słabo to wyglądało, grał jakby pozbawiony życia, energii. Z czasem jednak zaczęło to wyglądać jakby był jedynym kołem u wozu.
– A co z Jrue?
– Ograniczenie minutowe, dużo nie gra, ciężko mu wejść w rytm meczowy. Dużo dziwnych, wymuszanych rzutów. 2/10.
– A Tyreke?
– Tyreke?
– Na przestrzeni miesięcy zapomniałem kto to jest Tyreke?
– Aaaa… nie gra.
– Co?
– Kontuzjowany będzie. Na training campie złapie kontuzje i nie zagra w Grudniu i Listopadzie.
– Skoro jesteśmy już przy tym temacie – kto jeszcze?
– Cole, Q-Pon, Asik, ale ten ostatni wrócił na kilka meczów.
– I jak?
– Hehehe, nie pytaj.
– Hola hola, skoro Jrue na ograniczeniach, Tyreke i Cole na ławce… to… kto… rozgrywa?
– Ish Smith i Toney Douglas. Był też Nate Robinson na troche, ale szybko się go pozbyli.
– Zawołaj kelnerke, musze się napić.
– Spokojnie, Ish nawet ładnie grał. Atakował obręcz, przyśpieszał grę, gorzej było z rzutem i defensywą, ale jak na koło ratunkowe to powiedziałbym, że całkiem całkiem. Może nie było to pytanie do publiczności, ale raczej telefon do przyjaciela.
– Do przyjaciela, który jest pijany i zapomniał, że balkon nie jest idealnym miejscem do załatwiania potrzeb fizjologicznych?
– Dokładnie.
– Ugh… a co z Ajinca? Jestem pewny, że pomimo słabego początku zespołu to on gra świetnie!
– Ha! On ledwo co gra!
– Ale co? Nie dorzuca do kosza?
– Gentry nie daje mu minut!
– Jak to…
– No katastrofa. Asik i Ajinca dostali ogromne kontrakty, a nawet nie mają szansy się pokazać. W sumie Asik lepiej, żeby nie dostawał szans, bo…
– bo?
– Zawołaj kelnerkę, muszę się napić…
– Jak tam Ryan Anderson?
– Powiem tak: gdybyśmy zaprosili go do TEGO miejsca, to wszedłby tyłem.
– Dla Ciebie koniec kelnerek.
– Zaprawdę Ci powiadam. Większość czasu spędza w post-upach, ale za to te jego fade-awaye! Taki biały Dirk, tzn. amerykański Dirk. No wiesz o co mi chodzi?
– Nie.
– No powiem tak: każde posiadanie Ryno różnią się tylko rzutem jaki oddaje. Rzadko kiedy podaje, raczej zatrzymuje grę, niż przyśpiesza. I jego rzuty można podzielić na trójki i fade-awaye. Jeżeli siedzi to Pelicans wygrywają, jeżeli nie to kaplica i różaniec.
– Czyli jednak potrafią wygrywać!
– Wygrali 3 mecze z rzędu, w tym ze Spurs i dwa razy z Suns.
– I gdzie jest tu haczyk?
– No haczyk jest taki, że jak grali świetnie w tych meczach, tak musieli wyjść na zero grając fatalnie w dwóch następnych.
– Nie mogłeś tutaj przyjść i powiedzieć jakie będą wyniki losowania Lotka?
– Co chcesz jeszcze wiedzieć?
– Zapomniałem o Gor-DANie.
– No powiem Ci, że…
– …że..?
– …że no tak, bezpłciowo.
– Mówiłem Ci kiedyś, że masz dar przemawiania do ludzi w taki sposób, żeby kompletnie Cie nie zrozumieli?
– A jak mi nazwiesz gracza, który grał kiedyś super, ale padł pod wpływem kontuzji.
– Yyy… Grant Hill?
– Okej, a jak mi nazwiesz gracza w/w i w dodatku, rzuca jako tako – pomimo, że w poprzednim sezonie sam dobrze wiesz jak rzucał – do tego stara się, ale mu nie wychodzi, zdobywa punkty, ale z tych punktów nic nie wynika. W dodatku Ish Smith gra znacznie lepiej od niego. Jak nazwiesz gracza, który cały offseason przepracował na siłowni, przewalając żelastwo, ale jego nowego starego atletyzmu kompletnie nie widać, aczkolwiek miał pare wsadów. W dodaktu rzadko kiedy kończy lay-upy, a i jego nazwisko wymawia się inaczej, niż 90% osób je czyta.
– Bezpłciowy.
– Sam widzisz.
– Temu to chyba nawet in vitro nie pomoże.
– Jeszcze jakieś ciekawe wieści?
– Pozatym, że PiS wygra wybory, Warriors zrobią 20-0, Porzingis będzie super zawodnikiem, a Sixers zaczną w swoim stylu to chyba nie.
– Chodziło mi raczej o Pelicans.
– No nie jestem pewien…
– Ok, w takim razie wytłumacz mi parę spraw. Czy Pelicans mają jakąkolwiek przyszłość?
– Pewnie, że mają. Momentami ich gra wygląda naprawdę dobrze. Potrafią grać skuteczne, grać tak, aby się podobalo, z tymże oni od zawsze mieli talent, aby w pewnym momencie siąść pod drzewem i zasnąć. Niestety, w tym sezonie jabłko z drzewa prawie nigdy nie spada, ale może w końcu zacznie.
– A jak oceniasz pracę Gentriego i Ermana?
– Starają się i to widać. Robią crossfit przy linii boczej, ale co z tego jak dietę mają nieułożoną. Drużyna wypracowuje sobie dobre rzuty, ale nie wpadają – przynajmniej tak to wygląda. Obrona ma momenty gdzie jest świetna, ale ma momenty, gdy wszyscy zawodnicy wyglądają jak kuzyni Omera Asika.
– Nie obrażaj kuzynów Omera Asika.
– Nie miałem tego w zamiarze, ale sam wiesz… no właściwie nie wiesz… więc uwierz, że tak jest.
– Jak oceniasz szansę na Play-Offy?
– Tak sobie, potrzebują jednego dobrego streaka. Pokazali już, że potrafią wygrać 3 mecze z rzędu, czas to robić regularnie. Jeżeli obudzą się z tego snu to może być obiecująco. Wiesz co jest najlepsze?
– Yyy… naleśniki?
– Gentry powiedział przed sezonem, że Pelicans wejdą na „elite level”.
– Taa, aż dziw mnie bierze, że wszyscy kupili tę samą grę.
– Czy Ty powiedziałeś naleśniki?
– A co? Pelicans grają jak naleśniki?
– Gorzej, bardziej jak racuchy.
– Myślisz, że podają tutaj racuchy.
– Myślę, że nawet gdyby podawali, to podaliby je gorzej, niż Ryan Anderson.
– No daj mu spokój.
– No ok, gorzej, niż Jrue Holiday.
– Nie rób tego…
– No ewentualnie gorzej, niż Alonzo Gee.
– Dobra, zamówmy jednak te naleśniki…