Choć rok 2016 jeszcze się nie zakończył to niektórzy zapamiętają go, jako rok swojego wyboru w drafcie czy jako okres w którym pomimo, że grałeś na maksimum swoich umiejętności, Twoja drużyna zaczeła sezon gorzej, niż beznadziejnie. Powiem szczerze, że specjalnie nie będę wspominał tego roku, ale na pewno będę pamiętał miesiąc listopad. Dostałem wtedy świetny materiał do roastowania. Odpuszczę sobie październik, bo leżącego się nie kopie.
Zacznijmy od początku, czyli… właściwie nie wiadomo od czego tutaj zacząć. Ruchy w te lato, jakie by one nie były, miały różny skutek na parkiecie. Początek sezonu pokazywał, że nowi zawodnicy prezentują zaskakująco równy poziom – grają tak samo beznadziejnie. Nie wiem czy Gentry jeszcze praktykuje puszczanie muzyki na treningach – co miało być taką nowością w poprzednim sezonie – jeżeli tak to z pewnością musiał im puszczać przemówienia Trumpa.
Galloway ze swoją reputacją dobrego obrońcy zaczął sezon z przegranym „pojedynkiem” z siwiejącym już Jameerem Nelsonem. Jrue Holiday udowodnił wszystkim, że Galloway jest zawodnikiem, który im dłużej ma piłkę w dłoniach, tym szybciej spadają notowania światowych giełd, powiększa się dziura budżetowa, topnieją lodowce, a i Pelicans gorzej grają. Dobry jako catch-and-shooter, poza tym dziura. No czasem zagra co nieco w obronie, ale jak już mówiłem – Nelsona nikt by nie upilnował.
Solomon Hill oglądał pierwsze mecze w domu, bo nigdzie nie było go widać. Podobno nie odbierał też telefonów, a listonosz zostawiał wszystko u sąsiadów. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że pomagał liczyć głosy przy wyborach w USA. Jedno jest pewne – na pewno nie jest znajomym Pogby. Jego prezencja przypomina wygląd losowo wygenerowanego gracza w NBA 2k. No i jest całkiem „okej” obrońcą. Napisałem „okej”, bo ktoś tu zawalił ostatnie sekundy przeciwko Bucks, ale nie będę wskazywał palcem. Jako podpowiedź dodam, że zarabia bardzo dużo.
E’Twaun Moore był okej, ale… to wszystko. Porównując do Erica Gordona jest niemalże identyczny, z tą różnicą, że lepiej broni. Wierzę jednak, że takie porównanie nie ma prawa bytu. Gordon był w końcu po osiemnastu kontuzjach, 4 rozwodach i 10 powodziach, a Moore awansował z role playera do startera. A właśnie, Moore zarabia mniej, niż kaleka EG. Jakby on nie grał to ciągle widać w nim mentalność zadaniowca. Pokemony, które łapie na ławce ćwierkają, że przed każdym meczem robi sobie „To-Do List”. Podobno na żadnej z nich nie było napisane: „Help AD win a NBA Game.”.
Tim Frazier – ha, prawdopodobnie mój ulubiony temat do roastu. Wszyscy się zachwycają, że tak dużo asyst; taki przegląd pola; taka inteligencja; taka skuteczność gry! Zacznę może od małego plusa z mojej strony – uwielbiam gify z jego udziałem. To chyba wszystko. Prawdopodobnie rywale też je lubią i uważają Frazier za literówkę w słowie Fryzjer. Zero szacunku z jakiejkolwiek strony. Niby rozdaje asysty, wypełnia komórki w tabelkach, ale nic poza tym. Końcówki w jego wykonaniu są fatalne, dobry zawodnik z ławki, powiedziałbym – potencjalny 6th man, ale miejsce w pierwszej piątce ogrzewa dla Jrue, żeby ten nie miał za zimno kiedy tam wróci. Prawdopodobnie jest prekursorem masowego zainteresowania Pelicans ligą D-League.
Kumpel, fumfel, mordeczka, ziomeczek, przyjaciel, wychodzili razem na piwo-guy Anthonyego Davisa z czasów Kentucky – Terrence Jones. Podobno nad jego szafką było napisane TERRANCE, czyli możecie sobie wyobrazić jak jego początek sezonu skoro zmieniono to dopiero po kilku meczach. Zawodnik, którego zawsze chciałem mieć w Pelicans i niemożliwe stało się faktem! Nie potrzebowałem dużo czasu, aby się przekonać, że jego osoba może być świetnym materiałem na memy! Za każdym razem, gdy łapie piłkę to robi pompkę. Drinking game, w którym pijesz za każdym razem, gdy T-Jones wykona pompkę, jest zabójczy i trzeba przygotować hektolitry alkoholu, aby dotrwać do końca meczu. Najlepiej zaopatrzyć się w jakiejś tłuste jedzenie, dużo wody, 2KC, no i ewentualnie jakieś chusteczki, aby otrzeć łzy po kolejnej przegranej.
Omer Asik, czyli największy wygrany preseasonu. Jeden z tych ludzi, którzy wyglądają jakby sami pili litra przed meczem, a tak naprawdę nie umie polewać, bo nie potrafi złapać butelki. W porównaniu z poprzednim sezoniem Asik opanował nowe skille takie jak: zbieranie, wsadzanie piłki z góry, sprint, bronienie, podawanie. Podobno miał szansę złapać organizatora Puczu w Turcji, ale no niestety wyślizgnął mu się z rąk.
A może by tak wszystko zostawić i wyjechać na Mazury Bahamy? Buddy Hield miał być najbardziej gotowy, na grę w NBA, pierwszoroczniakiem, ale coś chyba poszło nie tak. Kozioł słaby, rzuty niecelne; za niski, aby być skutecznym obrońcą. Bust? Absolutnie nie. Poczekajcie, aż zacznie trafiać trójki… w Clippers. Chociaż mogę się mylić, w końcu nie ma tam ojca trenera. Szacunek dla Pelicans, że nie próbują zrobić z niego rozgrywającego.
Alexis Ajinca, chciałbym, ale nie mogę. Jego gra mówi sama za siebie. Uczył się pijaru od Gentriego – „Będę starterem w tym sezonie”. Ta, chyba w Scrabble.
Dante Cunnigham przebił się do pierwszego składu, gdy zaginionego Hilla szukano na terenie całego stanu Luizjana. Na ten czas na zastępstwo wybrano Dante, głównym powodem podobno było jego zajebiste imię, a Gentry uważa, że ten sezon Pelicans to będzie Boska Komedia. Cunningham na starcie sezonu był najlepszym „snajperem” drużyny. Dwa lata temu z trójki potrafił rzucać tylko obraźliwe słowa.
Alvin Gentry i jego giermek Darren Erman! Zastanawiałem się do jakiego duetu porównać te dwie persony. Gentry wygląda jak ojczym Ermana – nie wtrąca się w jego wychowanie, ale wymaga wyników; podczas gdy sam pije piwo i ogląda Azja Express. Nie chce tutaj dużo atakować trenerów, bo wiem, że to nie oni grają. Zawodnicy mieli całkiem dużo szans, aby wygrać więcej meczów, ale… No trudno, Gentry często wygląda jakby nie wiedział co się dzieje na parkiecie. Podczas końcówek meczu zapomina, że jest trenerem. Erman natomiast jest taki zestresowany, jakby musiał po meczu odrobić matmę, bo jutro pani będzie sprawdzać.
Anthony Davis i Jrue Holiday, dziękuję, że jesteście.
BONUS
Paintowy wykres miesiąca!