Do miasta Nowy Orlean przyjechała drużyna, która w swoich szeregach ma wszystko aby można było stawiać ich w roli kandydatów do mistrzostwa NBA. Od lat fantastyczny Dirk Nowitzki, wzmocnieni Tysonem Chandlerem czy Chandlerem Parsonsem, z jedną z najmocniejszych ławek i czołowym trenerem w lidze można było śmiało stawiać nas w meczu z Dallas Mavericks w roli underdoga. Tak też było od pierwszych minut.
Kolejny raz zaczęliśmy spotkanie kompletnie rozkojarzeni, na fatalnej skuteczności i przy przerażającej obronie, gdzie nie potrafiliśmy zatrzymać nawet kozłującego Tysona Chandlera. Bardzo słabo w defensywie grali Tyreke Evans i Eric Gordon (fuck you Eric Gordon), przez których rozgrywający Mavs z łatwością mogli dostarczać piłkę pod kosz, skąd przyjezdni zdobywali łatwe punkty.
Zaczęły się znów problemy na linii rzutów wolnych, a bez rytmu przez kilka chwil wyglądał też Anthony Davis, który był momentami ogrywany przez Hall Of Famera – Dirka Nowitzkiego. Najlepiej wyglądał za to Jrue Holiday, który ratował Pellies kilkakrotnie tyłki w defensywie świetnie przecinając podania rywali, a przy tym świetnie spisując się w ofensywie, gdzie skutecznie grał na półdystansie.
Mavericks zdominowali pierwszą połowę i wygrywali już 66 – 52. Wszystko zmieniło się jednak w drugiej części spotkania. Pelicans wyszli na parkiet tak jak powinno się to robić od pierwszych minut – twarda obrona, szybkie ataki i skuteczne wejścia pod kosz. Anthony Davis sprytnie wykorzystywał swój status All-Star i wbijał się raz po raz w Tysona Chandlera i przede wszystkim Dirka, któremu zagwizdano dzięki temu 4. faul.
Pels zanotowali run 15-0 i wyszli na prowadzenie po „trójce” Jrue Holidaya. To jednak nie był koniec szaleństw w Smoothie King Center – po wziętym „czasie” przez Ricka Carlisle Mavs zaczęli grać już lepiej, ale z odpowiedzią na to przyszedł Tyreke Evans… trafiając dwie „trójki” z rzędu. Tak, Tyreke Evans. W końcówce trzeciej kwarty zdobył 12 z 14 ostatnich punktów drużyny, grał jak All-Star.
Początek czwartej kwarty to już walka łeb w łeb, Dirk z jumperem, w odpowiedzi Anthony Davis. Chandler Parsons wbija się pod kosz, Tyreke Evans robi to jeszcze ładniej. Tyson Chandler wykorzystuje błędy obrony Pelicans, a Omer Asik… Nie. Dallas Mavericks nie robili błędów w obronie, ba, wręcz wygrali nią końcówkę spotkania. To był klucz do sukcesu zespołu z Teksasu.
Mieliśmy kilka momentów, gdzie mogliśmy wyjść na wyższe prowadzenie, ale za każdym razem coś poszło już nie tak. Mavs w ostatnich minutach kilkakrotnie wymusiło na naszych zawodnikach faul w ofensywie, a to kompletnie wybiło gospodarzy z rytmu i pozwolili rywalom na oddalenie się. Niestety zabrakło czasu, doświadczenia i zdyscyplinowania aby podgonić Mavericks, którzy z Luizjany wyjadą ze zwycięstwem 109 – 104 po bardzo dobrym meczu.
Dla Nowego Orleanu wielką noc miał Tyreke Evans, który otarł się o triple-double. Miał 22 punkty, 10 zbiórek, 9 asyst, 2 przechwyty, 1 blok, ale też 4 straty. Poza tym trafił 3 na 6 rzutów zza łuku, wow. Genialnie jak zawsze zagrał też Anthony Davis – 31 punktów, 15 zbiórek, 3 bloki, 2 przechwyty. Zabrakło jednak z jego strony skuteczności (9/21), bowiem momentami forsował rzuty i miał duże problemy z radzeniem sobie z obroną Tysona Chandlera, który fantastycznie grał ciałem z Davisem.
Wreszcie po powrocie po kontuzji bardzo dobre spotkanie rozegrał Jrue Holiday zdobywając 24 punkty, 6 asyst i 4 zbiórki. Miał też 3 przechwyty i był naszym najlepszym obrońcą w tym dniu. Omer Asik miał 13 punktów i 9 zbiórek, ale można mu wiele zarzucić w grze defensywnej, gdzie potrzebujemy go najbardziej.
Kolejny raz zabrakło ławki – Ryan Anderson zdołał tym razem zanotować jedynie 11 „oczek”, a Austin Rivers 3 punkty, 4 asysty i 3 zbiórki w 18 minut. Poza tą dwójką na parkiecie zobaczyliśmy jeszcze Johna Salmonsa na 5 minut i Jimmera Fredette na niemal 4 minuty. Obaj skończyli z samymi zerami na koncie.
Hej, zauważyliście, że nie napisałem niemal nic o Ericu Gordonie? Był 0-6 z gry i miał 4 straty, mimo, że piłki nie trzymał niemal w ogóle. Fenomen. Bierz się w garść, albo pakuj walizki. Dziękuję.
Następne spotkanie rozegramy z Memphis Grizzlies, 3 listopada, na ich parkiecie. Będzie ciężko.