Nie zwyciężysz z Królem

LeBron James to ukoronowany władca NBA naszych czasów. Czy komuś się to podoba czy nie, tak po prostu jest i tak przez jeszcze jakiś czas pozostanie. King James to Król, a Miami Heat to jego armia, która taranuje na swojej drodze wszystko co popadnie. Wygrali 27. spotkań z rzędu, czym zapisali się jako druga najlepsza ekipa w historii ligi. Po porażce z Bulls przyszedł mecz z New Orleans Hornets, który, kto wie, zapoczątkował nową serię wygranych, która może potrwać nawet do samych Finałów NBA. 

LeBron James był dzisiaj w pojedynkę sam lepszy niż cały zespół Monty’ego Williamsa. Zdobył 36 punktów, zebrał 4 piłki i rozdał 6 asyst. Udowodnił również swoją wartość tym, że trafił aż 7 „trójek” na 10. prób i to bez większych problemów, tak po prostu, od siebie. Od siebie dołożył również Dwyane Wade – 17 „oczek”, 9 asyst i 4 przechwyty. Miami Heat wygrali pewnie 108 – 89. 

Dla większości fanów New Orleans Hornets takie mecze to jednak coś wyjątkowego. Zawsze kiedy bowiem do miasta przyjeżdża Król, wszyscy chcą go zobaczyć – tak było i dziś, bowiem trybuny były wypełnione co do jednego miejsca, a bilety wykupione były z kilkutygodniowym wyprzedzeniem – 18674 fanów oglądało aktualnych Mistrzów NBA i wschodzącą powoli niczym Feliks z popiołów drużynę z Nowego Orleanu.

Nie skłamię jeżeli przyznam się, że dla mnie – jako fana Hornets – nie liczą się już wygrane w tym sezonie. Ba, przydałoby się wręcz przegrywać w tych jakże ciężkich dla nas czasach, które dzięki oparciu się na draft pozwoli nam może już za rok czy dwa powalczyć jak równy z równym z takimi potęgami jak Heat, Thunder, Bulls czy Clippers i Spurs.

Gdyby Szerszenie walczyły w tej chwili o PlayOffs to, wierzcie mi, w składzie widniałoby nazwisko Jasona Smitha i Greivisa Vasqueza. Ten pierwszy mógłby przejść operację po sezonie, a Wenezuelczyk z jego charakterem ugryzłby się w język i grał z Miami na 110%. Drużyna Monty’ego Williamsa zdobywa w tej chwili jednak cenne doświadczenie i piłeczki w loterii draftowej.

Anthony Davis gra z meczu na mecz coraz lepiej, przywyka do warunków NBA i uczy się swojego stylu. Dziś zdobył skromne 11 punktów, 5 zbiórek, 5 przechwytów i 2 bloki, ale swoim samym pewnym już byciem na parkiecie udowadnia, że już wkrótce stanie się bestią. Ryan Anderson miał dziś 20 „oczek” i miejmy nadzieję, że w kampanii 13/14 odzyska formę z początku sezonu 12/13.

Brian Roberts zdobył 13 punktów i 5 asyst, Eric Gordon 17 punktów, a Al-Farouq Aminu miał 7 „oczek” i aż 16 zbiórek.

Następny mecz już jutro z Cleveland Cavaliers. Spotkanie te może sporo namieszać na dnie tabeli i rozłożeniu pozycji w loterii draftowej.

Pytanie jednak – ile będzie jeszcze trwać sytuacja, w której fani swojej drużyny bardziej oczekują porażki niż zwycięstwa, bo tak „będzie lepiej”?