Denver Nuggets nie do zdarcia u siebie w domu, w Pepsi Center. New Orleans Hornets po przegranym back-to-backu liczyli na kolejną niespodziankę i zwycięstwo, ale niestety zabrakło sił, umiejętności i doświadczenia. „Szerszenie” ostatecznie po słabym spotkaniu musieli uznać wyższość gospodarzy aż 98 – 113.
W Nowym Orleanie przygotowania do futbolowego finału Super Bowl, który odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Z tej okazji „Szerszenie” przebywają już na kilkumeczowym tripie, a tym razem przyszło im zmierzyć się z Denver Nuggets. Do tego spotkania przystępowali będąc drużyną niżej notowaną i chyba w żadnej analizie przed meczem nie wymieniano nas jako faworytów do zwycięstwa – szczególnie po tym jak „Bryłki” w styczniu były 12-3, a ich coach George Karl dostał nagrodę Trenera Miesiąca.
Pierwsza kwarta zaczęła się bardzo równo. Zarówno Nuggets jak i Hornets nie potrafiły znaleźć odpowiedniego środka na obronę przeciwnika i tylko jumpshoty z półdystansu lub zza łuku zamieniały się na punkty. Szczególnie Eric Gordon znów miał ciężkie życie z Andre Iguodalą czyli jednym z najlepszych obrońców w lidze na obwodzie. Przypomnę, że w ostatnich spotkaniach musiał stawić czoła Tony’emu Allenowi czy Kobe Bryantowi.
Nuggets w pewnym momencie mieli już run 11-2 i wyszli sporo na prowadzenie. Austin Rivers, Ryan Anderson, Darius Miller i Xavier Henry w ostatnich 2 minutach wzięli się jednak za siebie i przywrócili do gry remis w tym spotkaniu po pierwszej kwarcie.
Hornets w trzeciej kwarcie kontynuowali run 14-0. Punktowali przede wszystkim Austin Rivers i Ryan Anderson. Imponująco wszedł z powrotem na parkiet Anthony Davis – zbiórka w ataku, punkty i efektowny blok w publiczność.
Mecz wyglądał bardzo dziwnie. Nie mieliśmy wymiany punktami „łeb w łeb”, ale raz dominację jednej ekipy, a zaraz później drugiej. Nuggets znów zrobili run 9-0 i mieliśmy remis. Po stronie „Bryłek” szalał Corey Brewer, który wyprowadził drużynę z Denver na prowadzenie 42 – 38. Nuggets przejęli spotkanie i po pierwszej połowie wygrywali 51 – 48.
Prawdziwe zło zaczęło się jednak w trzeciej kwarcie. Nuggets coraz bardziej uciekali „Szerszeniom” z Nowego Orleanu. Wszystko to przez straty, nieczyste zasłony i fatalną obronę. Hornets ostatecznie przegrali tą ’12’ 34 – 30, a buzzerem z prawie połowy popisał się Ty Lawson.
New Orleans Hornets kontynuowali swoją słabą grę w obronie, a przy tym nie potrafili również znaleźć sposobu na zdobywanie punktów. Andre Iguodala, Corey Brewer, Danilo Gallinari czy Ty Lawson dziurawili obronę „Szerszeni” i wygrali dla Denver tę kwartę bardzo pewnie bo 28 – 20 wygrywając przy tym cały mecz 113 – 98.
STATYSTYKI
Do zwycięstwa Denver Nuggets poprowadziło aż pięciu zawodników. Andre Iguodala trafił 10 z 14 oddanych rzutów i zakończył mecz z 24 punktami, 6 zbiórkami, 4 asystami, 3 przechwytami i blokiem. Rozgrywający, Ty Lawson, miał imponujące 21 punktów i 13 asyst i udowodnił, że Greivis Vasquez nie radzi sobie z szybkimi zawodnikami na rozegraniu.
Pozostali bohaterowie to wchodzący z ławki Corey Brewer – 17 punktów (8/12), Danilo Gallinari – 18 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst i 2 przechwyty oraz Kenneth Faried – 13 „oczek” i dodane do tego 9 zbiórek i mnóstwo, mnóstwo energii.
Dobrze wypadł również Andre Miller, który w 23 minuty miał 7 punktów i 6 asyst. Kogoś takiego brakuje właśnie ekipie z Nowego Orleanu.
Po stronie Hornets 21 punktów miał Ryan Anderson, 13 punktów i 9 asyst zapisał Greivis Vasquez. Dobre spotkanie odnotował Anthony Davis z 13 punktami (6/12), 10 zbiórkami i 3 blokami. Robin Lopez podobnie do „The Brow” miał 13 „oczek”.
Przyzwoicie spisali się również Austin Rivers (8pkt, 2ast, 3zb, 4to) i Darius Miller (3pkt, 2ast, 3zb, 3stl).
Najbardziej zawiedli mnie Al-Farouq Aminu, którego energii zabrakło drużynie ogromnie po obu stronach parkietu. Dziś miał zaledwie 3 punkty i 5 zbiórek. Słabo zagrał oczywiście Eric Gordon, który zmagania w Denver zakończył z 9 punktami (3pkt z wolnych) po 3-8 z gry. Miał również 5 strat w 25 minut. Było to jego chyba najgorsze spotkanie w sezonie.