Osłabieni Spurs wygrywają z Hornets

New Orleans Hornets po bardzo dobrym spotkaniu i świetnej pierwszej połowie musieli jednak uznać dzisiejszej nocy wyższość swoich rywali z San Antonio. „Ostrogi” wygrały 106 – 102 dzięki doskonałej obronie i szybkich kontratakach w ostatnich minutach, a przewagi jaką sobie wyrobili w zaledwie 2 minuty „Szerszenie” już podgonić nie zdołały. Był to ostatni mecz pomiędzy tymi drużynami w tym sezonie (Spurs 3 – 1 Hornets). 

Pierwsza kwarta zaczęła się bardzo zacięcie. Po stronie Hornets Greivis Vasquez uruchamiał swoich kolegów (Lopez, Davis), a w Spurs Tony Parker świetnie współpracował z Tiago Splitterem przez co Monty Williams szybko musiał poprosić o timeout – Splitter dwukrotnie złapał również Davisa na dwa faule w zaledwie 3 minuty. 

„Szerszenie” nie spudłowały ani razu przez cztery minuty, a w tym Eric Gordon szybko trafił dwie „trójki”, który wyśmienicie wszedł w spotkanie. Dobrze wyglądał również Ryan Anderson i podobnie jak w meczu z Kings trafiał swoje wszystkie rzuty. Gdyby jednak nie Tony Parker, który był za szybki dla Vasqueza, Hornets uciekliby w pierwszej kwarcie bardzo daleko Spurs.

Gdyby nie wprowadzenie rezerw w końcówce pierwszej kwarty i małe show Manu to Hornets wygraliby tą część spotkania o wiele wyżej, a tak zakończyło się tylko na 35 – 32.

Drugą kwartę Hornets zaczęli w tym samym składzie w którym kończyli drugą więc lekko mówiąc Spurs dali nam lekki wycisk. Monty Williams szybko jednak zareagował i po trzech minutach wprowadził część pierwszej piątki i gra momentalnie wyglądała znacznie lepiej przez co znów wyszliśmy na szybkie 6-punktowe prowadzenie.

Spurs wciąż trafiali „trójki” i starali się podgonić wynik, ale Hornets pozostawali „red hot” i każdy rzut zamieniał się w punkty. Mieliśmy znakomity popis ofensywny drużyny Monty’ego Williamsa co jest akurat rzadkością. Ostatecznie po szalonej końcówce w San Antonio Hornets prowadzili 64 – 60. Wyśmienicie spisywali się Greivis Vasquez, Ryan Anderson i Eric Gordon. Dobrze rozpoczął również Anthony Davis, ale z powodu ograniczonych minut przez szybko złapane faule nie mógł się rozkręcić na dobre.

Trzecia kwarta zaczęła się bardzo wyrównanie, obydwie drużyny chciały wywalczyć sobie przewagę. Dopiero na 5:41 przed końcem trzeciej kwarty Spurs wyszli na swoje pierwsze prowadzenie po akcji 2+1 Tony’ego Parkera.

Hornets wciąż mieli problem w znalezieniu złotego środka na obronę drużyny z San Antonio przez co często tracili piłkę w bardzo głupawy sposób. Na 3:32 po „trójce” Ryana Andersona „Szerszenie” znów przejęli prowadzenie i wszystko na to wskazywało, że przejściowy kryzys już minął. Po 36 minutach gry i niesamowicie emocjonującym widowisku na tablicy wyników Hornets prowadzili 79 – 78, a zawdzięczać mogliśmy to doskonałej grze i aktywności na tablicach Jasona Smitha.

Przez blisko pierwsze trzy minuty gry czwartej kwarty nie widzieliśmy żadnych punktów. Jako pierwszy po świetnym wjeździe pod kosz zapunktował jednak De Colo, który wyprowadził Spurs na prowadzenie 80 – 79. Później „trójkę” trafił również Gary Neal i Spurs wygrywali już 83 – 79.

Na 7:40 Hornets doszli jednak Spurs i po punktach Andersona znów mieliśmy remis. Wciąż mieliśmy grę punkt za punkt. Obydwie drużyny stworzyły wyśmienite widowisko i to, że Spurs i Hornets grają nudną koszykówkę jest zupełną nieprawdą. Na pięć minut przed końcem Tony Parker rozkręcił nam swoje „Ostrogi”, które wygrywały już 86 – 93.

„Szerszenie” ostatnie minuty rozegrały po prostu fatalnie, a może po prostu Spurs zagrali tak doskonale. Hornets w każdej akcji zatrzymywali się na obronie Spurs jak na górze lodowej. Po zaledwie 2 minutach „Ostrogi” zrobiły tak wielką przewagę, że praktycznie mieliśmy już po meczu. Obrona i kontrataki dały im prowadzenie 101 – 89.

Monty Williams się poddał. Zdjął całą pierwszą piątkę i wprowadził rezerwy. To właśnie one, a w szczególności Brian Roberts i Roger Mason dali w końcówce cień szansy trafiając trójki i dając swojej drużynie już tylko 100 – 103 na 24 sekundy przed końcem – piłka dla San Antonio.

Bezbłędnie jednak na linii rzutów wolnych zachował się Manu Ginobili i osłabieni Spurs wygrali ostatecznie 106 – 102.

 

[ciąg dalszy wkrótce…]