Oh boy, oh boy. Niecały rok temu napisałem Listopadowy Roast Pelicans, który został całkiem ciepło przyjęty. Nie napisałem jednak kolejnych w poprzednim sezonie, czas jednak to zmienić. W tym roku mam zamiar co miesiąc wypruwać z siebie parę zdań na temat Pelicans i tego jak sobie radzili w danym miesiącu. Oczywiście będą pochwały, ale przede wszystkim ma to być roast. Roast bezlitosny, szczery. Bez zbędnego analitycznego bełkotu i cyferek, które ładnie wyglądają kiedy się je zestawi z innymi cyferkami. Ma być sarkastycznie, śmiesznie i szczerze do bólu.
***
Rockets są kandydatami do zdobycia mistrzostwa NBA. Mają w zespole takich wspaniałych zawodników jak Ty Lawson, Dwight Howard, James Harden. Genialny strateg i geniusz ofensywny Alvin Gentry i defensywny fanatyk Darren Erman byli w stanie tak kapitalnie poprowadzić Pelicans do takiego samego bilansu jak Rockets! Na początku sceptycznie podchodziłem do jakiejkolwiek zmiany trenerskiej, szczególnie po osiągnieciu Play-Offów, ale po jakichś 5 minutach przypomniałem sobie, że to Monty Williams został zwolniony i wszystkie obawy odeszły.
I jak na razie jest fantastycznie! Po pierwszych trzech meczach widać, że nowy sztab trenerski świetnie wywiązuje się ze swoich obowiązków – świetne w sezon weszli Curry i McCollum. Jednak trzeba byłemu trenerowi coś oddać. Potrafił tak stopować najlepszych zawodników, że nawet gdy wypadali z powodu kontuzji to drużyna i tak grała na takim samym poziomie.
Alvin Gentry obiecał, że wprowadzi drużynę na „elive level”. Gdy usłyszał, że posada trenera Pelicans jest wolna, natychmiast ruszył do rozmów z Pelicans. Podobno był tak zdeterminowany, że przygotował prezentację, w której udowodnił, iż Anthony Davis jest źle wykorzystywany i pokazał receptę jak to naprawić. I jak na razie nie widzieliśmy niczego odkrywczego w grze Davisa, a nawet gra gorzej, niż przed rokiem, gdy drużynę prowadził popularny „beton”. Jeżeli ta recepta to heavy iso i oddawanie mid range jumperów przez ręce to może zapiszmy się wszyscy do sekty Niebo?
Wszyscy oczekiwaliśmy szybszej gry w ofensywie i rzeczywiście tak jest. Zawodnicy szybciej przechodzą z tego co niby jest defensywą defensywy do ofensywy, ale ciągle jest syndrom post-Monty’owski. Przed jakąkolwiek akcją jest 3-4 sekundy ładowania zasobów mózgowych, a nie na tym polega system Gentry’ego. Doszlifowanie tego nie jest jednak problemem, widzieliśmy już poprawę po kilkudniowej przerwie po meczu z Portland. W dodatku do gry wrócą kontuzjowani gracze i wszystko „powinno” cykać jak w zegarku.
***
W tamtym roku nie było takich oczekiwań odnośnie trenera, drużyny, zawodników. Napompowany balonik jest poddany takiemu ciśnieniowi, że nie trzeba nawet igły, aby on pękł. Dla niektórych fanów on pękł już po pierwszym meczu sezonu.
Często po meczach wchodzę na strony i czytam. Czytam głównie komentarze. Szczególnie NOLA.com i PelicansReport. Niestety są jeszcze tacy ludzie na świecie, którzy myślą, że Pelicans są gotowi na walkę o mistrzostwo NBA i nie widzą powodu dlaczego kontuzjowane pół składu ma z tym jakkolwiek kolidować. Dla „nich” Gentry już jest na gorącym krześle, bo przecież Pelicans nie grali dwa razy w pierwszych trzech meczach z mistrzami NBA i przeciwko gościowi, który trafiłby trójkę nie używając rąk.
Po raz pierwszy roastuje fanów. Fanów, którzy wskoczyli na bandwagon. Fanów, którzy jak płacą za bilety/internet to żałują spędzonego czasu na oglądanie meczu, bo drużyna przegrała. Poruszyłem dosyć delikatny temat, ale identyfikacja społeczności kibiców powinna zaczynać się od CIERPLIWOŚCI. Drużynę przyjdzie rozliczać pod koniec sezonu, gdy już wszyscy zadomowią się w nowym systemie i się na nowo zgrają, a nie gdy Evans w dni meczowe myśli jaki garnitur założyć. Damn…
***
Zastępczy rozgrywający grają średnio. Mogliby lepiej, ale na nasze nieszczęście może być ZNACZNIE gorzej. Ish Smith i Toney Douglas zagrali dosyć dobre debiuty. Ish Smith jest szybki, energiczny, daje pozytywny impuls drużynie. Jednak jego minuty spadną na rzecz Douglasa, który jest bardziej zgrany z Pelicans i ta gra troszeczkę lepiej mu się klei. Jeżeli Smith zacznie czuć grę drużyny i poszczególnych zawodników to wyprze Douglasa z rotacji bez żadnego problemu.
***
Pan Eric Gordon, och mój ulubiony Eric Gordon. Po takim początku sezonu pierwsze co mi przychodzi na myśl to – skuteczność. Końcowka poprzedniego sezonu była dla niego magiczna, drugi w kategorii skuteczności rzutów za 3. Teraz jest tylko gorzej, ale jest aktywny, biega. Widać, że ten system zdecydowanie bardziej mu leży, niż poprzedni. Kilka faktów:
1. Kontuzje kolegów zmuszają go do kreowania sobie rzutów do czego na pewno nie jest przyzwyczajony patrząc na lata kadencji mistrza stylu Monty’ego. 78,6% celnych rzutów Gordona było nieasystowane z tego zaledwie 16,7% trójek było asystowane. Dla porównania – w poprzednim sezonie 94.3% trójek były asystowane!
2. Nie kończy przy obręczy. Gordon jest 2/7 (28,6%) w Restricted Area i 2/8 w rzutach oddanich w odległości mniejszej, niż 5 ft. od kosza i 2/9 w layupach. Odzyskał część swojej dawnej dynamiki, ale musi zacząć kończyć, bo mężczyznę ocenia się po tym jak kończy.
Ech, a miało być bez analitycznego bełkotu…
***
Ryan Anderson wrócił! A co lepsze – zaskakuje! Za dyktatury Monty’ego za każdy razem, gdy Anderson grał w izolacje w post-up płakałem. Bałem się, że zrobi sobie, komuś, nam krzywdę. Być może połamie obręcz, być może rzuci w panią, która właśnie popija kolejny łyk dobrego zimnego piwka w Smoothie King Center. A w tym roku… jestem pewny, że to będzie dobry rzut, bo podobno ćwiczył fadeaway’e przez całe lato. Fadeawaye… Fadeawaye… Fadeawaye… Fadeawaye… Czy on też się kiedyś zastanawiał, że zawsze rzuca fadeawaya nawet, gdy jego przeciwnik jest wzrostu ex-Pelicana Natea Robinsona?
Najważniejsze jest to, że wrócił i altetycznie wygląda lepiej, niż kiedykolwiek. Nie utracił dawnej pewności siebie i cały czas sprawia, że w jednej chwili wszyscy kibice Pelicans na świecie krzyczą „CO TY DO CHOLERY ROBISZ?” a w następnej „FLAM3THROW3R!”.
***
Podobnie jak Ryan Anderson wygląda Jrue Holiday. W ofensywie go kompletnie nie poznaję. Oddaje zdecydowanie więcej rzutów, a przede wszystkim je trafia. Chociaż jego eFG% nie jest zbytnio imponujące (42.4%) to w najważniejszych momentach zamienia się w dostawce pizzy i „delivers”. Strasznie bolą jego ograniczenia minutowe. Widać, że drużyna gra lepiej, gdy jest na boisku. Davis dostaje dobre piłki, rozgrywający przeciwników przestaje się śmiać, bo w końcu zauważył obrońce.
To będzie jest musi być jego sezon. Dzień kiedy zagra swoje pełne minuty, będzie dniem przełomowym. No ewentualnie pierwszy mecz Evansa też może być przełomowy.
***
Anthony Davis. Długo się zastanawiałem czy cokolwiek o nim napisać, bo leżącego się nie kopie, ale jak miało być bezlitośnie to tak będzie.
Miał być MVP Season, ale początek ani trochę na takiego nie wskazuje. Pisałem to już w poprzednim roaście, więc może zrobię po prostu:
/* Anthony Davis nie jest zawodnikiem, który woła o piłkę, wymusza grę w post czy prosi o zagrywki na siebie. Drużyny NBA zobaczyły już jakim zawodnikiem potrafi być nieodpowiednio broniony Davis, dlatego jest podwajany. W takim wypadku trudniej oddać mu piłkę. */
Wydaje mi się, że Alvin Gentry chce na siłkę zrobić z niego takiego zawodnika. Gracza, który bierze na siebie wszystko, mówi dawaj piłę i przy rzucie krzyczy „dobij”. To jednak nie jest to, a pseudo zagrywki, które miały być pokazane przez Wiewiórki Alvina ani troche mu nie pomagają. Ciągle jest jednak zawodnikiem, który zmienia mecz przez samą obecność na parkiecie. Aczkolwiek ta obecność musi zostać naznaczona dobrą obroną, energią, zbiórkami, zasłonami, czymkolwiek. Widocznie tego brakuje w tym sezonie Davisowi. Pierwszy mecz kompletnie mignął mu między brwiami przed oczami.
***
To byłoby właściwie na tyle tego Roasta. Nie było jak za ostatnim razem, chyba wypadłem z formy, ale jak jest naprawdę to nie mnie decydować. Podsumowując pierwsze trzy mecze ciężko cokolwiek stwierdzić, więc ustrzegam się jakichkolwiek pochopnych wniosków, ale kilka rzeczy można od razu zauważyć. Pelicans potrzebują energii, wiary w siebie, walki o każdy centymetr parkietu. Mecze nie wygrają się tylko dlatego, że „jestem kandydatem do MVP”. No i oczywiście kontuzje, ale one nie usprawiedliwiają faktu naprawdę słabej obrony, która nie jest jedynie wypadkową indywidualnych predyspozycji, ale także komunikacji. Jednego i drugiego niestety brakuje. Jestem pewny, że następne mecze pokażą progres w grze Pelikanów.
// Z tego co mi się wydaje, ten roast przestał być roastem już w połowie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
#TAKEFLIGHT
***
BONUS
Sporządziłem wykres przy wykorzystaniu mojego pewnego spostrzeżenia. Ish Smith im szybciej biegnie, tym mniej myśli.