Kolejne spotkanie pomiędzy tymi drużynami i raz kolejny bardzo wysoka wygrana New Orleans Pelicans. Praktycznie ani na chwilę drużyna Monty’ego Williamsa nie musiała martwić się zbytnio o wynik, mimo, że Brett Brown swoich podopiecznych w tym sezonie do każdego starcia przygotowuje bardzo dobrze. Pelikany wygrały aż 121 – 105, a do zwycięstwa poprowadziła najlepsza piątka: Jrue Holiday, Eric Gordon, Tyreke Evans, Ryan Anderson oraz Anthony Davis.
Pierwszym zaskoczeniem były zmiany w pierwszej piątce Pelicans. Z rotacji zupełnie w dniu dzisiejszym wypadł Al-Farouq Aminu (identyczna sytuacja jak rok temu, gdy nie pojawił się po miesiącu rozgrywek na kilka spotkań), a zastąpił go super-strzelec Anthony Morrow. Zdobył 7 punktów w swoim pierwszym starcie dla Williamsa i popisał się akcją 3+1 na wejściu.
Bardzo dużo problemów Pellies mieli znów z bronieniem dystansu. Evan Turner i Thaddeus Young nawet z nieprzygotowanych pozycji, ale zupełnie nie kryci mogli zagrać bardzo skutecznie. To co jednak mogło się podobać w defensywie to bardzo wzmożona aktywność, która wymusiła aż 18 strat u rywali z Filadelfii. Genialną robotę w tym aspekcie wykonywali Jrue Holiday na MCW oraz Tyreke Evans wychodzący wyżej w obronie i przerywający kilka podań. Pels zanotowali aż 13 przechwytów, a Sixers zaledwie 6.
Dużo dobrego wniósł w pewnym momencie Ryan Anderson (18 punktów, 8 zbiórek), który idealnie urywał się gdzieś obronie Philly i trafiał zza łuku. Brett Brown wpadał w szał za każdym razem gdy jego zawodnicy choćby na sekundę odpuścili najlepszego w lidze stretch-four. Przez to kilkakrotnie na ławce siadali Elliot Williams, Brandon Davies czy Lavoy Allen.
Dzięki obecności Andersona wiele w strefie podkoszowej narobił Eric Gordon (26 punktów, 11-16 z gry), najlepszy punktujący spotkania. Idealnie przedzierał się przez rozstrzępioną obronę. Był też gdy trzeba było skuteczny na dystansie i bardzo dobrze wspomagał swoich kolegów (7 asyst). Bardzo dobrze i podobnie do Gordona wyglądał Tyreke Evans (16 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty, 4 przechwyty, 6-10 z gry). Reke idealnie wspomagał obronę, wychodził znakomicie(!) do kontrataków, a jego zwody momentami wywoływały wielki zachwyt nawet wśród kibiców w Filadelfii.
“It was fun being back here and the crowd showing me a little bit of love,” Holiday said. “I didn’t hear too many boos. It was a little surprising, but it’s definitely good.”
Największą gwiazdą spotkania był chyba jednak Jrue Holiday. Wracający do swojego nie tak dawnego domu zanotował prawie triple-double, w postaci 20 punktów, 13 asyst, 7 zbiórek. Był też aż 8-13 z gry i nie stracił tylko jedną piłkę. Zupełnie zdominował Michaela Cartera-Williamsa i utarł nieco tym, którzy uważali, że debiutant z miejsca gra lepiej niż ich były All-Star. The Jrue bardzo dobrze wspomagał Anthony’ego Davisa, który około 60% punktów zdobył po podaniach rozgrywającego. The Brow zapisał 22 punkty, 10 zbiórek i 4 bloki.
Najwięcej problemów wśród Peliknaów stworzył Tony Wroten, który bardzo dobrze przebijał się w strefę podkoszową i kończył tam skuteczni akcje. Jeżeli taki zawodnik jest 9-13 z gry i zdobywa 24 punkty głównie z gry w „pomalowanym” to strach się bać co mógłby robić LeBron James do spółki z Dwyane’m Wade’m.
22 punkty miał też Evan Turner, a Thad Young 15 „oczek” i 12 asyst. Zdominowany przez Holidaya, Carter-Williams zdobył 10 punktów, 10 asyst, ale miał aż 5 strat.
Był to ostatni mecz pomiędzy tymi drużynami. New Orleans Pelicans zanotowali więc pierwszy w tym sezonie „sweep” nad niżej notowanymi rywalami.
Następne spotkanie już z niedzieli na poniedziałek z 14. drużyną Wschodu(!!!) – New York Knicks. Spotkanie odbędzie się w Madison Square Garden.