Pelikany z Nowego Orleanu bo bardzo solidnej pierwszej połowie w Indianapolis musiały jednak uznać wyższość swoich dzisiejszych rywali. Indiana Pacers wygrywając trzecią kwartę aż 30 – 12 zapewnili sobie już niemal kolejne zwycięstwo w sezonie. Wiele strat i słaba obrona doprowadziła do tego, że na kilka minut przed końcem spotkania przewaga wzrosła już do blisko 20 punktów, co było nie do odrobienia.
New Orleans Pelicans spotkanie w Indianapolis zaczęli bardzo dobrze. Niezła obrona i konsekwencja w ofensywie pozwoliła wysunąć się Pelikanom na szybkie prowadzenie. Trzema jumperami z półdystansu popisał się Alexis Ajinca, a Eric Gordon wykorzystywał bardzo dobre podania kolegów. Pacers przez pewną chwilę w grze utrzymywał tylko Paul George, który trafił kilka „czystych” rzutów z rzędu.
W pewnym momencie Pellies zanotowali run 12-0 i wysunęli się na porządne prowadzenie 27 – 13. Indiana Pacers wyglądali jak kilka dni temu w meczu z Toronto Raptors, które niespodziewanie wówczas przegrali. Dzisiaj w nocy już po pierwszej kwarcie mieli do odrobienia 12 punktów straty (27-15).
Drugą kwartę nieco lepiej otwarli już gospodarze, którzy byli zdeterminowani aby odzyskać prowadzenie. Dobre zmiany dali C.J. Watson i Danny Granger. Ten drugi popisał się nawet akcją 3+1. Pelikany utrzymywali swoją przewagę w okolicach 10 punktów dzięki rzutom osobistym, które nieźle wymuszali w okolicach obręczy po niecelnych rzutach (głównie ze skutecznością problemy miał Tyreke Evans).
Na niecałe 3 minuty przed końcem IND udało się zejść do czterech punktów straty po „trójce” George’a Hilla. W swoim rodzinnym mieście po ponad 4 latach przerwy świetnie grał jednak Eric Gordon. Trafił z dystansu i był bardzo skuteczny również w okolicach obręczy wyprowadzając swój zespół raz kolejny na blisko 10-punktowe prowadzenie.
Ostatecznie Indiana Pacers schodziła do szatni po pierwszej połowie przy wyniku 49 – 44. Kluczem do sukcesu Pelicans była postawa Erica Gordona – 17 punktów na 7-11 z gry.
Drugą połowę zespoły zaczęły bardzo równo i na dobrej skuteczności. Wynik wciąż oscylował w okolicach pięciu punktów. Dopiero po blisko sześciu minutach Pelikany popełniać zaczęły wiele strat, co znakomicie wykorzystała drużyna Franka Vogela, która wyszła na 1-punktowe prowadzenie i już go nie oddała.
Paul George i Lance Stephenson prowadzili swój zespół do kolejnego zwycięstwa, mimo, że po pierwszej kwarcie przegrywali już 15 punktami. Fatalna obrona, wiele strat i duża nieskuteczność Pelikanów doprowadziła do tego, że przegrali trzecią ćwiartkę aż 12 do 30 i mieliśmy praktycznie po zawodach.
W czwartej kwarcie Monty Williams starał się jeszcze zbliżyć do gospodarzy, ale Pacers byli nie do złapania i ostatecznie wygrali to spotkanie wysoko 99 – 82.
Największe problemy Pelicans mieli z wymienionymi Paulem George’m (24pkt, 10zb, 5ast) i Lance Stephensonem (19pkt). Roy Hibbert tym razem zdominował Anthony’ego Davisa i zablokował pięć rzutów z czego 3-4 były właśnie na Brwi.
Po stronie Pellies można wyróżnić Erica Gordona, który po dobrej pierwszej połowie jednak przygasł i skończył mecz na 21 punktach i 6 zbiórkach. Miał też 4 straty. Najlepszy występ w swojej karierze zanotował Alexis Ajinca, Francuz miał 17 punktów i 7 zbiórek.
Małą zniżkę formy od dwóch dni prezentuje natomiast Jrue Holiday, który po 4 punktach i 4 stratach w Bostonie dzisiaj miał 8 punktów, 7 asyst i 3 straty.