Nie ulega wątpliwości, że to może być kluczowy dla losów organizacji z Nowego Orleanu sezon. Pelicans wzmocnieni DeMarcusem Cousinsem przystępują do kampanii pełni nadziei na awans do Playoffs, pomimo piekielnie silnej Konferencji Zachodniej. Jednym z najważniejszych punktów udanego sezonu jest oczywiście zdrowie, którego w Luizjanie brakuje od kilku lat. Wygląda na to, że to nie ulegnie większej zmianie.
Solomon Hill zerwał ścięgno udowe, poddał się już operacji i jak donosi Adrian Wojnarowski z ESPN – czeka go dłuższa przerwa. Hilla może zabraknąć na boisku nawet przez większą część sezonu regularnego. To ogromny cios w stronę Pelicans, zwłaszcza, że to właśnie pozycja na której występuje Hill wydaje się tą z największymi brakami.
Mimo, że Solo Hill nie spełnił oczekiwań w zeszłym sezonie i z ogromnym kontraktem stał się co najwyżej solidnym wyrobnikiem – to jest on kluczowym zawodnikiem w układance Alvina Gentry’ego. Najlepszy obrońca na skrzydło, człowiek, do którego zadań należała głównie obrona najlepszego zawodnika rywali. To też jedyny sprawdzony i pewny gracz na pozycję niskiego skrzydłowego, bowiem wracający po kontuzji (który to już raz?) Quincy Pondexter i wracający z Europy, Darius Miller, z pewnością do takich nie należą.
Solomon Hill po średnim sezonie miał też również coś do udowodnienia i szczerze mówiąc, liczyłem na sezon przełomowy w jego wykonaniu. Rok, w którym wzbije się na wyższy poziom i będziemy mogli śmiało wymieniać go pośród graczy, którzy wywalczyli Pelicans upragnione Playoffs.
To już nie pierwszy rok, kiedy tuż przed sezonem okazuje się, że Pelicans będą musieli walczyć od samego początku osłabieni. Miejmy nadzieję, że drużyna poradzi sobie z brakiem Hilla i zespół znajdzie sposób, aby jeszcze wzmocnić się na tej pozycji. Nie wygląda to bowiem na ten moment najlepiej.