Podsumowanie preseason

New Orleans Hornets z piątku na sobotę – podobnie jak inne drużyny NBA – zakończyli preseason 2012. Sezon regularny 2012/2013 zbliża się wielkimi krokami i już za godzin kilkanaście na parkiety najlepszej ligi na świecie zawitają fani, aby oglądać i dopingować swoje ulubione ekipy. Warto jednak przyjrzeć się temu co mogliśmy oglądać w zakończonej już fazie preseasonu. 

Drużyna z Luizjany zakończyła swoje zmagania w preseasonie z bilansem 4-4. Początkowo wygrali swoje wszystkie trzy pierwsze spotkania z rzędu (Magic i 2x Bobcats), aby później przegrać ich aż cztery z rzędu (2x Rockets, Mavericks i Hawks). Ostatnie spotkanie zostało wygrane z nie byle kim, bo z aktualnymi Mistrzami NBA – Miami Heat. Popatrzmy jednak na plusy i minusy ekipy Hornets.

    • Skuteczność

 To właśnie z nią podopieczni Monty’ego Williamsa największy problem w preseason. Przede wszystkim w pierwszych spotkaniach pomimo wygranych „Szerszenie” mieli momenty kiedy to seryjnie pudłowali z każdych odległości. W drużynę słabo początkowo wszedł Ryan Anderson, który ogromnie rozczarowywał głównie właśnie swoją fatalną skutecznością. Słabo trafiał również Austin Rivers, który przez pierwszych kilka spotkań nawet nie potrafił trafić jednej(!) trójki. Nie najlepiej rzucała po prostu cała drużyna i miejmy nadzieję, że sztab szkoleniowy przygotuje godziny dodatkowe dla koszykarzy, którzy będą ćwiczyć swój rzut, oby. Statystycznie trafialiśmy na 39% skuteczności z gry co jest drugim najgorszym wynikiem w lidze – tuż przed Charlotte Bobcats.
    • Straty

Kolejna bardzo słaba strona „Szerszeni” – byliśmy bowiem pod tym względem trzecią najgorszą drużyną w lidze ze wskaźnikiem 19.38 strat na spotkanie (tuż przed Portland i Denver). Głównie pretensje trzeba mieć do naszego pierwszego rozgrywającego, Greivisa Vasqueza, który miał podobno zmniejszyć liczbę strat, a powiększył ją aż do 4.3 co jest najgorszym wynikiem w lidze w preseason! Również Al-Farouq Aminu i Anthony Davis mieli po 2.4 strat na spotkanie, takie wyniki są wręcz niedopuszczalne w regular season i trzeba jak najszybciej je wybić zawodnikiem z głowy.
    • Gra w ataku

Trzeba o tym mówić śmiało i wyraźnie – New Orleans Hornets bez Erica Gordona na czele są jedną, o ile nie najgorszą drużyną atakującą w lidze. W poprzednim sezonie byliśmy jedynie przed ekipą z Charlotte, a w tym roku w preseason ze średnią 84 zdobywanych punktów na mecz byliśmy pod tym względem najgorsi! Anthony Davis miał być typowym graczem defensywnym, ale pokazał się również i z bardzo dobrej strony w ofensywie. Swoje w sezonie dorzuci również zza łuku zawsze Ryan Anderson, ale brakowało choćby w preseason gry w ataku Austina Riversa czy chociażby Greivisa Vasqueza.
    • Obrona

Pod tym względem drużyna z Luizjany, przynajmniej w preseason, nie ma sobie nic do zarzucenia. Trzecia najlepsza defensywa w lidze ze wskaźnikiem 87.14 straconych punktów na spotkanie – tuż za ekipami z Chicago i o dziwo Minnesoty, która traciła zaledwie 80 punktów(!). Bycie na parkiecie Anthony’ego Davisa i solidna gra w obronie Robina Lopeza, Al-Farouq Aminu i Lance Thomasa dało drużynie Monty’ego Williamsa bardzo wiele. Jeżeli dodamy jeszcze zdrowego Erica Gordona to szykuje się nam kolejny raz świetna defensywna ekipa.
    • Postawa na tablicach

To może być jedna z największych broni „Szerszeni” w sezonie 2012/2013. Anthony Davis, Ryan Anderson, Robin Lopez czy Al-Farouq Aminu wprowadzają bardzo dobrą mieszankę zbieraczy piłek z tablic co tylko potwierdzili w preseason, bowiem to głównie dzięki nim Hornets byli trzecią najlepiej zbierającą ekipą ze średnią 46.4 zebranych piłek. To, że świetnie zbierają nie jest jeszcze aż tak dużym sukcesem – trzeba jeszcze nie pozwolić na to swoim rywalom, a to również robili doskonale, bo drużyny przeciwne w meczu z drużyną Monty’ego zbierały średnio tylko 40 piłek z tablic, co jest czwartym najlepszym wynikiem (+/- drugi wynik w lidze).
    • Kontuzje

Austin Rivers miał być swego rodzaju rozgrywającym i zabezpieczeniem gdyby Eric Gordon miał się znów pokruszyć. Okazuje się jednak, że młodziutki syn Doca sam będzie miał problemy ze swoim zdrowiem, a raczej ze swoimi kostkami. W meczu z Dallas podkręcił ją i zrobił sobie mecz przerwy, by na Miami Heat być już gotowym. Z „Żarami” stało się jednak prawie to samo i znów skręcił sobie kostkę, w bardzo podobny sposób. Rivers to jednak ‚tough guy’ i miejmy nadzieję, że na mecz ze Spurs będzie już gotowy i da z siebie wszystko i nadal będzie ciężko pracował. Urazu doznał również Jason Smith, który już w pierwszym meczu preseasonu doznał kontuzji pleców, a kiedy już wrócił do treningów już na pierwszym zrobił coś z ramieniem przez które już go więcej razy na parkiecie w tej fazie sezonu nie zobaczyliśmy. Oby wszyscy wyzdrowieli na czas – w tym i Gordon, który swój pierwszy treningowy mecz 5vs5 miał rozegrać w ten weekend.
    • Zaskoczenia

Jednym z zaskoczeń jest dla mnie przede wszystkim Antony Davis i to jak niesamowicie wszechstronnym graczem jest. W pierwszej piątce wychodzi bowiem na pozycji silnego skrzydłowego, ale swoje minuty miał również na środku gdzie podobnie jak na „czwórce” nie ustępował swoimi warunkami fizycznymi żadnemu zawodnikowi. Do tego momentu było wszystko w porządku, do czasu kiedy zobaczyliśmy go broniącego niskich skrzydłowych gdzie żaden(!) nie był od niego szybszy i żaden nie potrafił mu uciec. Polecam mecz z Dallas Mavericks kiedy to bronił graczy small forward i jednego z nich zablokował kiedy ten oddawał rzut za trzy, niebywałe!

Zaskoczeniem jest dla mnie również postawa niektórych graczy – Briana Robertsa i Lance Thomasa. Ten pierwszy został ściągnięty z Niemiec i podpisał kontrakt jeszcze przed campami i szczerze mówiąc zrobił na mnie duże wrażenie przede wszystkim w pierwszych spotkaniach. Był w kilku potyczkach momentami nawet najlepszym zawodnikiem na parkiecie, good job Dell Demps! Lance Thomas to już inna historia, wywalczył sobie jako undrafted player miejsce w zespole z Luizjany – dostawał kilka minut i zdobywał doświadczenie na parkietach. Jeszcze przed summer league chyba nikt nie myślał o tym, że Lance zrobi tak duży progres. Wyśmienicie bronił, poprawił swój rzut, a pod nieobecność najlepszych graczy „Szerszeni” na parkiecie stawał się nawet swego rodzaju liderem. Jak dla mnie wywalczył sobie kilka minut więcej.

Zapomnieć nie można i o Al-Farouq Aminu i Robinie Lopezie. Obydwoje pokazali się z dobrych stron i szczerze mówiąc na tę chwilę nie mam już chyba nic przeciwko aby ci dwaj wychodzili w pierwszej piątce (co nie znaczy, że będą mieć więcej minut). Aminu poprawił swoją grę w ataku i nie jest już tak osłupiały jak rok temu, ale i popracował nad obroną. Robin Lopez potwierdził natomiast, że zmiana Phoenix na Nowy Orlean zrobi mu bardzo dobrze i poprawi się praktycznie pod każdym względem – dobrze zbierał i ma smykałkę do blokowania, szykuje się niezły duet pod tym względem z Anthonym Davisem.