New Orleans Pelicans zdominowali pierwsze spotkanie w Nowym Orleanie. Przyjezdni z Portland nie mieli nawet przez minuty nadziei na wygraną w gorącej do czerwoności hali Smoothie King Center. Pelicans postawili kolejny, potężny krok ku wygraniu całej serii, przejmując prowadzenie 3-0. Pellies pokonali Trail Blazers 102-119. Fantastyczne spotkanie zagrał m.in. Nikola Mirotić, który zakończył mecz z career-high w playoffs – 30 punktami.
Pelicans rozpoczęli to spotkanie z przytupem, tak jak należy. Hala wypełniona po brzegi eksplodowała, miasto czekało na momenty tej drużyny właśnie takie jak dzisiaj. Trail Blazers przez kilka pierwszych minut utrzymywali się w grze i trafiali rzuty. Damian Lillard trafiał wreszcie z dystansu, a pomagał mu w tym również Al-Farouq Aminu. Wszystko wskazywało na to, iż dobrze rzucający Portland wrócili do żywych. Wtedy odezwali się Pelicans – Nikola Mirotić szalejący ze swoim rzutem, Jrue Holiday który torturował swoich obrońców, Anthony Davis, Ian Clark… Jak to zatrzymać? Nie da się.
Pellies rozpędzili się na run 20-2 i osiągnęli już w pierwszej kwarcie gigantyczne prowadzenie w postaci 18 punktów. Ostatecznie tę pierwszą część spotkania Pels zamknęli 20 – 36.
W drugiej kwarcie, Pelikany kontynuowali swoją dominację. To, z jaką intensywnością i zaangażowaniem ta drużyna gra w defensywie, to piękna rzecz. Każdy, kto lubi piękną koszykówkę powinien obejrzeć to przedstawienie w wykonaniu tej drużyny. Trail Blazers byli po tej stronie parkietu ZDOMINOWANI. Kilka strat z rzędu, wybijanie piłek z rąk, gracze z Portland nie potrafili przez chociaż chwilę wejść w swój rytm, bo gdzieś za plecami czekał już na nich podekscytowany obrońca z Nowego Orleanu. Jeśli wygrywać, to właśnie tak.
Kiedy wydawało się pod koniec pierwszej połowy, że rzeczy powoli zaczynają się wymykać spod kontroli Pelicans i Trail Blazers trafiają rzuty – New Orleans kolejny raz odpowiedziało. Trójkę trafił Jrue Holiday, chwilę później Pellies fantastycznie wybronili kolejne posiadanie zakończone blokiem Nikoli Miroticia, a następnie ten sam Niko skarcił ich z dystansu. Blazers nie potrafili złapać oddechu.
Pierwszą połowę Pelicans wygrali 45 – 64 i nikt nie wyobrażał sobie lepszego startu w pierwszym meczu playoffs w Nowym Orleanie.
Drugą połowę Pellies znów otwarli bardzo bardzo mocno. Przewaga zwiększyła się już nawet do 22 punktów, ale gdy gra się z takim zespołem jak Trail Blazers trzeba mieć na uwadze, iż to wciąż bardzo mało, gdy na zegarze zostało praktycznie 20 minut gry. Wszystko się może jeszcze zdarzyć. Blazers podłapali trochę ognia, zaczęli trafiać rzuty i przewaga zaczęła powoli topnieć – do 15 punktów, a Alvin Gentry zareagował „czasem” na żądanie.
Ale cholera, ile to już razy Pelicans budzili się w odpowiednim momencie i zamykali Blazers możliwość powrotu? Tak było i tym razem, kiedy po timeoutcie, Pels znów przejęli dominację w tym meczu. Mirotić znów trafiał rzuty, a Anthony Davis popisał się fenomenalną dobitką, która powinna znaleźć się w każdym top10 następnego dnia. Smoothie King Center było najgłośniejsze od kilku lat.
Tę kwartę można podsumować jednym słowem: ThreeeeeeeeeeeKooooooola! Niko po trzech kwartach miał 30 punktów, 8 zbiórek na 12/15 z gry. Pels prowadzili 70 – 91.
Czwarta kwarta to dobijanie przeciwnika. Z szacunku do rywala, chyba nawet nie powinniśmy się tutaj rozpisywać. Pelicans byli po prostu drużyną lepszą, z większym serduchem do gry. Damian Lillard i spółka byli sfrustrowani, a to było widać po ich grze – zero pomocy, zero dzielenia się piłką i spuszczone głowy. Jeśli w ich podejściu nic się nie zmieni, to ta seria może się zakończyć już w sobotę po sweepie.
Trzecie starcie Pelicans wygrali z Trail Blazers 102-119. Pels prowadzą 3-0 w serii. I jeszcze nie skończyliśmy, wciąż mamy misję do wykonania.
Z rzeczy ważnych: na meczu w Nowym Orleanie pierwszy raz po kontuzji pojawił się DeMarcus Cousins. Udało mu się wyprosić przyjazd i zabrał ze sobą swój cały sztab od rehabilitacji i dopingował swoich kolegów z całych sił na ławce. Cousins usłyszał nawet w pewnym momencie od kibiców głośne „Boogie! Boogie!”. Było świetnie.
Pelicans nie potrzebowali nawet grać swoimi najlepszymi zawodnikami więcej niż 35 minut, tak potężną wyrobili sobie przewagę. Mirotić skończył mecz z 30 punktami i 8 zbiórkami. Anthony Davis miał 28/11/2/3/2. Jrue Holiday zagrał kolejny fantastyczny mecz z 16 punktami, 7 asystami, 3 zbiórkami i 3 przechwytami. Rajon Rondo dorzucił kolejne double-double, 16 punktów i 11 asyst.
To był fantastyczny popis defensywnych umiejętności Pelicans. Blazers kolejny raz nie potrafili znaleźć odpowiedniego środka, aby choć zbliżyć się do zespołu Alvina Gentry’ego. Pelikany pobiły również swój rekord pod względem przechwytów w meczu – aż 16. Blazers stracili dzisiaj piłkę aż 24 razy – najwięcej Damian Lillard, 8.
Dla Portland 22 punkty zdobył McCollum i bardzo ciche 20 Lillard.
Pelicans mają szansę przypieczętować swoją dominację w sobotę. Mecz nr 4 o 23:00 czasu polskiego.