New Orleans Pelicans wyjeżdżają z Oakland bez zwycięstwa. Pelikany musiały kolejny raz uznać wyższość aktualnych Mistrzów NBA, ulegając Golden State Warriors 116 – 121. Do wygranej Wojowników poprowadził powracający po kontuzji Stephen Curry, który rozstrzelał Pelicans wchodząc z ławki. Bardzo dobry występ zanotował również Draymond Green. Pelicans po dobrym meczu numer dwa, wracają do Nowego Orleanu, gdzie muszą stawić opór ekipie z Golden State.
Pierwsza kwarta przebiegała po myśli Pelikanów. Kolejny raz w tej serii, to wręcz Pelicans wyglądali w tej części spotkania minimalnie lepiej. Rzuty wpadały, Rajon Rondo kontrolował tempo, a defensywa poczyniła znaczne postępy w porównaniu z ostatnim meczem. Kevin Durant miał znacznie ciężej, a taktyką było m.in. kompletne odpuszczanie na dystansie Andre Iguodali i Draymonda Greena. Jeśli trafią – pech; ważne, aby ich shooterzy nie trafiali.
Bardzo dobrze w tej części spotkania wyglądał Rondo i walczący na deskach Davis. W pewnym momencie, mimo prowadzenia, Pellies musieli sobie jednak również radzić z presją kibiców, którzy gorąco zareagowali na powrót Stephena Curry’ego po kontuzji, który trafił kilka sekund po wejściu na parkiet dwie trójki z rzędu.
Ostatecznie przewaga Pels nieco stopniała na koniec pierwszego starcia – główną przyczyną była niemoc strzelecka z dystansu. Nowy Orlean dochodził do dobrych pozycji, ale nie potrafił tego wykorzystać (2-13 za trzy w 1Q). 29 – 27 po 1Q. Fatalne minuty dał Solomon Hill, który w 5 minut rzucał za trzy 3-krotnie i nie trafił ani razu.
Druga kwarta to nieustanna wymiana ciosów i zmiana prowadzenia. Te dwie drużyny atakowały raz po raz, a tempo spotkania było szalone. Kilka świetnych momentów miał Anthony Davis, który jednak nie ma łatwego życia w tej serii – jest ostro podwajany, a czasami nawet potrajany pod koszem. Kluczem do tej rywalizacji MUSZĄ być trafione rzuty z dystansu, których Pels w drugiej kwarcie wciąż nie trafiali.
Zwłaszcza prośba w stronę Nikoli Miroticia, który w pewnym momencie był 1-4 za trzy i 0-2 z linii rzutów wolnych – jeśli Niko trafia i jest w rytmie, cała gra ofensywna dla innych zawodników otwiera się w niesamowity sposób. Jeśli Niko pudłuje, Golden State mają bardzo ułatwione zadanie, a Davis/Jrue zamkniętą drogę do kosza.
Ostatnie minuty kwarty to starcie Davisa z Greenem. Draymond przez cały czas uprawiał w stronę AD ‚trash talk’, ale Davis wolał swoje atuty pokazywać poprzez grę i dominując Greena pod koszem. Dray jednak nie ustępował i wykorzystał kilkakrotnie słabe przekazanie obrońcy przez Pellies, kończąc akcje z góry i nakręcając cały stadion w Oakland.
Ostatecznie pierwsza połowa skończyła się prowadzeniem Warriors 55 – 58 po trójce równo z syreną, Klaya Thompsona. Dla Pelicans była to jednak bardzo solidna połowa, w której zabrakło trafionych rzutów i obrony na Draymondzie Greenie. I to z pewnością ta druga rzecz była główną sprawą omawianą podczas przemowy w przerwie Alvina Gentry’ego, który dostawał szału przy linie bocznej po każdej udanej akcji Draya. Pellies nie mogą pozwalać na tak dużo rozgrywającemu Warriors, który każdą łatwa okazję zamieniał na punkty po wybudowanej autostradzie do kosza.
Optymizmem napawały 29 punkty duetu Holiday/Davis oraz trafiona trójka pod koniec tej połowy Nikoli Miroticia, z nadzieją, że to dobry początek udanej serii.
Niestety, trzecia kwarta została otwarta szybkim runem 5-0 dla Warriors, a urazu nogi doznał Anthony Davis, który zaczął delikatnie utykać. Golden State zaczęło delikatnie odjeżdżać Nowemu Orleanowi. Na szczęście run 10-0 (biorąc pod uwagę rownież 2Q) zatrzymał szybko po wziętym czasie Gentry’ego, E’Twaun Moore z dystansu.
Po kilku świetnych „stopach” w obronie i trafionych rzutach Moore’a, Miroticia i Rondo 2+1, Pelicans wyszli nieoczekiwanie w tej trzeciej kwarcie na 1-punktowe prowadzenie. Pellies musieli jednak mieć na uwadze, iż Warriors znani są ze swoich „odjazdów” właśnie w trzeciej kwarcie, gdzie często zostawiają swoich rywali daleko w tyle.
Golden State wróciło szybko na prowadzenie, kiedy do gry wrócił Steph Curry i trafił kilka rzutów z rzędu. Dla Pelicans była to ciężka do przystosowania się sytuacja, gdzie wygrywają batalię pierwszych piątek i nagle z ławki na parkiet wskakiwał 2-krotny MVP.
Gra nieco zaostrzyła nam się pod koniec tej trzeciej kwarty, kiedy Draymond i Davis wdali się w mała wojenkę na parkiecie po upadku. Chwilę później Solomon Hill staranował Andre Iguodalę w kontrze i został ukarany flagrant 1. Warriors wyszli po tej sytuacji na 6 punktów przewagi.
Ostatecznie tę trzecią kwartę wygrali Pelicans, 31 – 30. Na tablicy wyników mieliśmy przewagę Warriors, 86 – 88. O zwycięstwie w Game 2 miała zdecydować czwarta kwarta.
4Q otworzył Draymond Green trafiając dwie trójki z rzędu i wyprowadzając swój zespół na 8 punktów przewagi. Robiło się bardzo groźnie. Nowy Orlean ponownie odpowiedział jednak pełni agresji, chcąc wrócić do gry. W efekcie doprowadzili do runu 7-2 na wynik 93 – 96, a Steve Kerr poprosił o czas.
Na 6 minut przed końcem spotkania, Warriors ponownie udali się na run 11-0. W dodatku Pelicans wdali się w poważne problemy z faulami, kiedy zarówno Rondo i Mirotić mieli na swoim koncie aż 5 przewinień. To nie wróżyło nic dobrego.
Ostatecznie Golden State utrzymało wypracowane wcześniej prowadzenie i doprowadziło do zwycięstwa w tym spotkaniu. Pellies nie dał nawet nic delikatny zryw w końcówce. Mistrzowie NBA nie pozwolili sobie wyrwać tego meczu u siebie w domu.
Pelicans 116. Warriors 121.
To był naprawdę solidny występ Pelicans. Przyjezdni z Nowego Orleanu postawili twarde warunki, ale przewaga parkietu zagrała dzisiaj olbrzymią rolę w zwycięstwie Warriors. Mimo, iż Pellies zdominowali strefę podkoszową to wywalczyli tylko 9 rzutów wolnych. Dla porównania – rzucający Warriors aż 27.
W swoim powrocie do gry, Stephen Curry zdobył 28 punktów i 7 zbiórek. Dray Green skończył mecz z 20 punktami, 12 asystami i 9 zbiórkami. 29 „oczek”, 7 asyst i 6 zbiórek miał również Kevin Durant.
Dla Pelicans bardzo dobrze zagrali Jrue Holiday (24/8/8) oraz E’Twaun Moore (14 pkt). Świetny mecz miał również Rajon Rondo, który skończył spotkanie z 24 punktami, 12 asystami i 7 zbiórkami. Rondo miał jednak również aż 7 strat.
Ciężko powiedzieć coś o występie Anthony’ego Davisa, który potrzebuje więcej pomocy ze strony kolegów, aby ułatwili mu grę. Dzisiaj Davis został zamknięty przez obrońców Warriors i musiał oddawać piekielnie ciężkie rzuty. Ostatecznie wyszedł z tego z 25 punktami, 15 zbiórkami i 5 asystami, ale to były bardzo ciężkie 25 punktów. W takich meczach, jak ten chciałoby się krzyknąć – Boogie wracaj. Pels mogliby skorzystać z jego charakteru, wymuszaniu faulów i dominacji podkoszowej, której dzisiaj tak bardzo brakowało. To cholernie ciekawe, jak wyglądałaby ta seria, gdyby Davis mógł polegać również na Cousinsie.
18 punktów i 9 zbiórek zdobył również Nikola Mirotić, który skończył mecz z 6 faulami. Niko musi jednak wrócić do swojej pewności siebie z serii z Portland, gdzie nie potrzebował chwili zastanowienia na oddanie rzutu. Tego mu dzisiaj znów nieco zabrakło.
Seria wraca do Nowego Orleanu, gdzie Pelicans muszą postawić twarde warunki, aby przedłużyć tę rywalizację. Do or die.