New Orleans Pelicans odnieśli siódmą porażkę z rzędu. Tym razem po słabej trzeciej kwarcie i zaprzepaszczeniu nawet ponad 14-punktowej przewagi lepsi okazali się Houston Rockets. Pelikany nie zdołały wykorzystać nawet świetnego spotkania w wykonaniu Erica Gordona i umocniły się na pozycji numer 12 na Zachodzie.
New Orleans Pelicans pierwszych minut w meczu z Houston Rockets uznać do najlepszych nie może. Ogromne problemy defensywie Pelikanów sprawiał Dwight Howard, który z łatwością dominował w pomalowanym. Gdy Dwight wdał się w jednak w problemy z faulami, show przejął Eric Gordon i Anthony Davis. Pellies grali bardzo skutecznie w ataku, a pozwalała im na to znakomita postawa w obronie m.in. Jasona Smitha (CO ZA BLOK!) i standardowo AD.
Po pierwszej kwarcie Pelicans prowadzili już 30 – 19, z czego 14 „oczek” i dołożone 4 asysty miał na swoim koncie Eric Gordon.
Drugą kwartę bardzo dobrze otwarł przede wszystkim Austin Rivers. Drugoroczniak na parkietach NBA popisał się między innymi świetną akcją 2+1, która wysunęła jego zespół na prowadzenie 39 – 25.
Groźnie wyglądała sytuacja z udziałem Anthony’ego Davisa i Dwighta Howarda. Młody silny skrzydłowy gospodarzy został przy walce o zbiórce uderzony łokciem w twarz. AD przeleżał chwilę na parkiecie i po kilku minutach był już na szczęście w stanie grać dalej.
Houston Rockets zmniejszyli stratę do mniej niż 10 punktów po tym jak wzmożona aktywność Jamesa Hardena przekładała się na punkty z rzutów wolnych. Bardzo dobrze spisywał się też Chandler Parsons.
Anthony Davis i Eric Gordon nie pozwolili jednak Rakietom w pierwszej połowie kontynuować swojego runu i to ostatecznie Pelikany schodziły do szatni z uśmiechami przy wyniku 45 – 56.
Drugą połowę New Orlenas Pelicans otwarli dwoma trafieniami zza łuku, ale po drugiej stronie tym samym odkuł się James Harden. Duże znaczenie miała niestety strata Anthony’ego Davisa po 3 minutach trzeciej kwarty, który po dwóch szybkich faulach z rzędu musiał usiąść na ławce. Przewaga Pellies momentalnie zmalała z 14 puntów do 0 po runie 18-4.
Drużynę Monty’ego Williamsa uratował jednak raz kolejny Eric Gordon, który wymuszeniem faulu i dwoma świetnymi trójkami z rzędu wyprowadził swój team na +8. EJ po trzech kwartach miał 33 punkty i 6 asyst, a Pelicans wygrywali przed kluczowową „12” 81 – 74.
W czwartej kwarcie kolejne punkty po stronie Rockets zdobywał Terrence Jones, ale jego kolega z uczelni z Kentucky – Anthony Davis – udawadniał dlaczego to on został wybrany w drafcie 2012 znacznie wyżej. Świetnie wymuszał faule i trzymał w miarę bezpieczną przewagę w rękach Pelicans.
Houston Rockets na 2 minuty przed końcem wpadli w prawdziwą pogoń i runem 10-3 doprowadzili do 1 punktu straty mając na zegarze zaledwie nieco ponad minutę do końca spotkania.
Do prowadzenia Rakiety poprowadził James Harden, który standardowo swoje punkty zdobył z linii rzutów wolnych. Do remisu doprowadził tym samym Anthony Davis na 47 sekund przed końcem. Punkty na 102 – 100 zdobył James Harden, a po drugiej stronie z czystej pozycji na półdystansie nie trafił Jason Smith – na linii rzutów wolnych wylądował Chandler Parsons i wykorzystał 1 rzut (103-100).
Szansę na doprowadzenie do remisu miał jeszcze w końcówce Darius Miller, ale młody skrzydłowy z Kentucky przestrzelił i Pelikany musiały pogodzić się z 7 porażką z rzędu.
Najlepszymi zawodnikami po stronie New Orleans byli zdecydowanie Eric Gordon (35 punktów, 6-9 za trzy) i Anthony Davis (24 punkty, 7 zbiórek).
Największym problemem dla Pels okazała się masa faulów (w sumie 34 – Stiemsma 6, Smith 5, Ajinca 5, Davis 4, Miller 4). Zawiodła też w pewnym momencie obrona, która pozwoliła Rockets na aż 51 % skuteczność z gry.
Terrence Jones zdobył 25 punktów, 8 zbiórek i 6 bloków, a James Harden dołożył 26 punktów i 6 asyst. 17 „oczek” i 8 zbiórek zapisał na swoim koncie również Chandler Parsons.