New Orleans Pelicans przegrali swoje drugie spotkanie w terminarzu Summer League. Po pewnym zwycięstwie nad New York Knicks, Pelikany musiały uznać tym razem wyższość letniego składu Kozłów z Milwaukee. Pomimo starań i gonienia przeciwnika w końcówce Pels przegrali to spotkanie 61 – 69.
Mecz rozgrywany w Las Vegas z pewnością nie należał do najlepszych spektakli dla oka. Jeżeli nie oglądaliście zmagań naszych młodych zawodników to szczerze radzę – możecie sobie odpuścić. Mnóstwo strat i katastrofalna skuteczność z gry. Pellies spudłowali aż 46 rzutów z oddanych 70 (34%!). Dzięki większej liczby wymuszonych strat Bucks (13-17) oddali na kosz 24 rzuty mniej, ale nic to nie pomogło przyjezdnym z Nowego Orleanu. Milwaukee rzucało na 50% skuteczności i to było głównym powodem dla którego Pelicans przegrali pierwszy mecz w swojej historii.
Najlepszymi zawodnikami New Orleans Pelicans byli Brian Roberts i Austin Rivers, którzy prowadzili grę niemalże przez całe spotkanie. Po stronie Kozłów popis dał Dominique Jones (16pkt) i Ish Smith (11pkt).
Brian Roberts – początkowo zaczął mecz bardzo ospale, podobnie do ostatniego starcia z Knicks. Kilka słabszych podań i spudłowanych rzutów. Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty show należało jednak do niego. Zdobył kilkanaście punktów z rzędu dla swojej drużyny i chyba gdyby nie jego postawa to Pellies ponieśliby bardziej srogą porażkę. Brian robił to co potrafi najlepiej – ścinał po zasłonach i oddawał dalekie „dwójki”, które są w jego przypadku wyćwiczone wręcz do perfekcji. Zaliczył też kilka fajnych wjazdów pod kosz. Brakowało jednak z jego strony grania jako rozgrywający, ba, grał bardzo samolubnie nie patrząc na kolegów z drużyny. Fakt, że to Las Vegas i każdy walczy o swoje minuty czy kontrakt, ale bycie point guardem na parkiecie jednak powinno do czegoś zobowiązywać.
Roberts był najlepszym punktującym drużyny. Zdobył 20 punktów (8-15|0-2|4-5), 2 zbiórki, 2 asysty.
Austin Rivers – kolejne solidne spotkanie od drugoroczniaka na parkietach NBA. Nie pokazał się już z tak efektownej i efektywnej strony jak przy meczu z Nowym Jorkiem, ale trzeba przyznać, że był nieco krzywdzony przez sędziów. Gwizdane nieprawidłowo faule i straty. Koledzy również mu nie pomagali, bowiem większość punktów Austina pochodzi z ostatnich sekund akcji kiedy Rivers musiał ratować drużynę po tym jak sami nie potrafili dojść do kosza. Kolejny raz pokazał jednak niesamowitą łatwość w przedostawaniu się w „pomalowane” i przechodzeniu dobrych obrońców jak pachołki. Tutaj Austin pokazuje najwyższy poziom, większy problem ma przy rzutach z dystansu, które siedzą bardziej w jego głowie. Boi się rzucić z daleka, a gdy już ma na to miejsce to rzuca daleko od celu. Akcje catch’n’shoot mogą pomóc mu w wywalczeniu kilku cennych minut w rotacji Monty’ego Williamsa i nad tym syn Doca Riversa powinien sporo popracować.
15 punktów (7-16|0-3|1-2), 4 zbiórki, 2 przechwyty.
Darius Miller – przed meczem mówił o tym, że ma nadzieję rozegrać lepsze spotkanie niż z NYK. Nie udało się. Trafił 2 na oddane 9 rzutów, kolejny raz był bardzo niewidoczny, nie szukał piłki i według statystyki +/- był najgorszym graczem Pelicans w tym meczu. Darius to całkiem niezły shooter zza łuku, ale to jednak wciąż zbyt mało aby walczyć o miejsce w rotacji coacha. Miller będzie miał jeszcze kilka szans w tym tygodniu na odkupienie win.
8 punktów (2-9|2-4|2-2), 3 zbiórki, 1 przechwyt.
Lance Thomas – po tym jak został zwolniony przez Della Dempsa dostał kolejną szansę na powalczenie o kontrakt podczas Ligi Letniej. Pierwsze spotkanie nie poszło jednak po myśli absolwenta uniwersytetu Duke. Dużo pudeł i odgwizdane dwukrotnie kroki. Później starał się to nieco poprawić walcząc całym sercem na tablicach, ale w sumie w 30 minut zebrał piłek zaledwie 7. Standardowo pomagał sporo w obronie. Muszę jednak przyznać, że jeżeli Lance nie wejdzie w lepszy rytm podczas tych rozgrywek to do Luizjany na przyszły sezon nie wróci.
2 punkty (1-7), 7 zbiórek, 2 przechwyty, 1 blok.
Pierre Jackson – materiał na naszego nowego ulubionego zawodnika drużyny z Nowego Orleanu. Doczekał się swojego pierwszego spotkania jako zawodowiec i chyba jako jedyny skradł serca widowni w Las Vegas. Pierre jest piekielnie(!!!) szybki, napędza każdą kolejną akcję, znakomicie panuje nad piłką i – co mnie niesamowicie zaskoczyło – jest wyśmienitym rozgrywającym. Świetny przegląd pola, ryzykowne ale bardzo dokładne podania. Momentami jest jednak za szybki dla swoich kolegów z drużyny, którzy dostali bardzo dobre podanie szybciej niż się zorientowali. Każde jego posiadanie to ryzyko połamania kostek rywalom, którymi w meczu z Bucks potrząsnął kilkakrotnie przedostając się pod kosz. Pokazał się kilkoma kapitalnymi zagraniami, ale również i bardzo słabymi. Widać było, że był niesamowicie podekscytowany i zestresowany swoim debiutem co przeniosło się na kilka przypadkowych strat. Pomimo bardzo dobrego rzutu (szybki rzut i duży zasięg) nie potrafił się wstrzelić. W następnych spotkaniach powinno być już tylko lepiej. Autor najładniejszej akcji meczu i nasze nowoorleańskie połączenie Erica Bledsoe’a z Nate’m Robinsonem.
4 punkty (1-7|0-1|2-2), 3 asysty, 1 zbiórka.
Jeff Withey – nic wielkiego o Jeffie po tym spotkaniu powiedzieć nie można. Jest duży, dobrze się porusza po parkiecie, robił różnice na deskach i w obronie. Materiał na dobrego centra, który będzie przeszkadzał w „pomalowanym” drużynom przeciwnym. Punkty jakie zdobył były po dobitce i po rzucie z 15 metrów, nad którym ponoć Withey sporo pracuje na treningach – może to być klucz po dodatkowych kilka minut. Starał się również zagrać kilka akcji w post-up, które ostatecznie ani razu nie wyszły mu na dobre zwyczajnie pudłując. Monty Williams powinien mu jednak w tym aspekcie gry sporo pomóc. Czekam na mecz, w którym Bryan Gates da mu więcej minut i będzie można napisać o absolwencie Kansas coś więcej.
4 punkty (2-6), 5 zbiórek, 1 blok.
Na uwagę zasłużyli:
Jon Brockman – jedyny „nieznany” zawodnik, który dostał w drugim meczu porządne minuty od tymczasowego head coacha na Ligę Letnią. Gdyby nie on, Pelicans nie mieliby kilku drugich szans na zdobycie punktów. Niesamowicie aktywny na deskach, walczący o każdą piłkę (zaimponował mi tym jak po prostu się rzucił po piłkę po podaniu i ją przechwycił). Solidny obrońca i, trzeba śmiało to powiedzieć, póki co lepsza wersja Lance’a Thomasa. Zagrał zaledwie 22 minuty, a mimo to był wspólnie z Lance’m najlepszym zbierającym i przechwytującym drużyny.
8 punktów (3-8|0-0|2-2|, 7 zbiórek, 3 przechwyty.