Spurs 101 – 95 Pelicans

pels_spurs_640x379.jpgNajlepszy zespół Zachodu – San Antonio Spurs – odnieśli piątą wygraną z rzędu, która umocniła ich na fotelu lidera. Pokonani New Orleans Pelicans musieli pogodzić się już natomiast z serią sześciu porażek i głównie przez kontuzje Jrue Holiday’a, Ryana Andersona i Tyreke’a Evansa, zespół Monty’ego Williamsa spadł już na 12. pozycję w Konferencji.

Spotkanie rozpoczęło się na niezłym poziomie i żadna z ekip nie potrafiła wyjść na wyższe prowadzenie niż 2-4 punkty. Znakomicie słabą obronę Pelikanów wykorzystywał Tony Parker, który w kilka minut zdobył 10 „oczek”. Po drugiej stronie bardzo dobrze spisywał się Eric Gordon. Rzucający obrońca w pewnym momencie grał wręcz w ofensywie za czterech swoich najlepszych kolegów z drużyny – kontuzjowanch Andersona, Holiday’a i Evansa oraz mającego problemy z faulami Davisa.

Ostatnie kilkadziesiąt sekund na parkiecie mieliśmy zestaw rezerwowych, ale dzięki Austinowi Riversowi to New Orleans Pelicans mogli cieszyć się prowadzeniem 28 – 24.

Pelikany równie dobrze weszły i w drugą kwartę. Rivers uruchomił w ataku Ajincę, który skutecznie z półdystansu trafił dwa rzuty, a tym samym po indywidualnej akcji popisał się tez Jason Smith. Pellies świetnie też biegali – pierwsze punkty w kontrze z góry zdobył Jeff Withey, a Anthony Morrow trafił „trójkę”. Tym samym rezerwowi Monty’ego Williamsa wywalczyli aż 11-punktowe prowadzenie.

Ostatnie minuty pierwszej połowy należały jednak do San Antonio Spurs. Tony Parker i Tim Duncan potrzebowali zaledwie kilkadziesiąt sekund aby zniwelować dosyć sporą stratę do jednego posiadania i do szatni zawodnicy schodzili przy wyniku 52 – 51.
Trzecią kwartę od dwóch pudeł z rzędu zaczął Manu Ginobili. Świetnie wykorzystali to Brian Roberts i Eric Gordon, którzy zdobyli 7 bardzo szybkich punktów i wyprowadzili zespół raz kolejny na 8 punków przewagi.

Przez pewien moment mieliśmy znakomity pojedynek Anthony’ego Davisa z Timem Duncanem. Przyszły Hall Of Famer ze wschodzącą gwiazdą zdobywali punkt za punkt i wyglądało to naprawdę świetnie.

Wielka Trójka z San Antonio z Tonym Parkerem na czele dała radę wyjść na pierwsze prowadzenie w drugiej połowie na niemalże minutę przed końcem trzeciej ćwiartki. Spurs po runie 8-0 przewodzili w Nowym Orleanie 76 – 73.

Ostrogi czwartą kwartę otwarli w wielkim stylu. Marco Belinelli po niesamowitej „trójce” niemalże 5 metrów za łukiem wysunął swój zespół już na 9 punktów przewagi.

Pelicans nie zamierzali jednak odpuszczać po „trójkach” Dariusa Millera, Austina Riversa i dobitce Davisa w New Orleans Arena znów mieliśmy tylko wynik w zasięgu jednego posiadania.

Prawdziwe show kolejny raz w tym sezonie rozpoczął Anthony Davis. W przeciągu kilku sekund wybronił akcję na Duncanie i popisał się akcją 2+1. Bardzo ważną rolę odegrała również akcja Erica Gordona, który po wejściu pod kosz został sfaulowany przez mającego już 5 fauli… Timmy’ego Duncana. Zawodnik musiał zejść z boiska, a fani z Nowego Orleanu pomachali mu na pożegnanie.

Bye Bye Timmy

W końcówce obydwa zespoły grały na bardzo wysokim poziomie. Kosz za kosz (Parker, Rivers, Leonard, Roberts, Leonard 3, Roberts 2+1) i żadna z ekip nie potrafiła wysunąć się na znaczne prowadzenie.

Na niemal minutę przed końcem spotkania rzut spudłował Anthony Davis i mogło to być decydujące dla rezulatu. Po drugiej stronie szybko bowiem punkty po trudnej akcji zdobył Tony Parker i SAS byli +4 na 40 sekund do końca.

Za trzy nie trafił Brian Roberts, a na linii rzutów wolnych skuteczny był Manu Ginobili. Zakończyło to ostatecznie zmagania Spurs z Pelikanami 101 – 95, dla których była to już druga wygrana z drużyną z Nowego Orleanu.

STATYSTYKI