Suns 104 – 98 Pelicans

pels_suns_640x294.jpgCiężko opisać taki mecz. New Orleans Pelicans po wręcz dwóch znakomitych kwartach musieli ostatecznie uznać wyższość przyjezdnych ze słonecznej Arizony. Phoenix Suns po comebacku w drugiej połowie wygrali to spotkanie 104 – 98, mimo tego, że w pewnym momencie przewaga Pelikanów wynosiła niemal 15 punktów.

Pels zaczęli to starcie tak jak zacząć powinni. Bardzo dobra obrona, szybkie kontrataki prowadzące do łatwych punktów. Z gry po dwóch minutach przez dwa faule wypadł na jakiś czas Jrue Holiday, ale w jego miejsce nawet lepiej wkomponował się Brian Roberts. 12 punktów w 9 minut zdobył również Eric Gordon, a swoimi rzutami z półdystansu i aktywnością na deskach Jason Smith zgarnął 6 „oczek” i 5 zbiórek.

W drugą połowę Pellies kolejny raz weszli dobrze, a na parkiecie rozszalał się Anthony Davis notując bardzo efektowne bloki na rywalach. Kłopoty zaczęły się – trzeba to przyznać – wraz z powrotem Jrue Holidaya. Były reprezentant 76ers bardzo często popełniał po prostu głupie straty i nie potrafił poradzić sobie z Erickiem Bledsoe. Skuteczność z gry i obrona łuku momentalnie spadły i Suns podgonili gospodarzy.

Druga kwarta była niestety jedynie zapowiedzią tego co Słońca potrafią. W trzeciej ćwiartce Phoenix było 15-22 z gry, z czego aż 7-10 zostało trafione zza łuku. Kosz wydawał się szczególnie duży Geraldowi Greenowi (4-5), który praktycznie w pojedynkę wyprowadził swój team na duże prowadzenie (78-69).

W czwartej kwarcie Pellies chcieli zbyt szybko i zbyt ławko doprowadzić do remisu na tablicy wyników. Zaczęły się szybkie i nieprzemyślane rzuty z dystansu mając jeszcze ponad 5-6 minut do końca spotkania. Kolejny raz piłki tracił Jrue Holiday, co podpierał również wieloma pudłami z gry. Pomagał mu w tym idealnie inny nabytek Pelicans – Tyreke Evans. Dużym czynnikiem były również nietrafione rzuty wolne, które gdyby znalazły swój cel ten mecz mógłby ułożyć się znacznie inaczej.

W tej części spotkania w obronie Jrue Holidaya dał o sobie znać znów Eric Bledsoe, zdobywca 10 „oczek” w czwartej kwarcie. Bez większych problemów ten malutki rozgrywający przedzierał się pod kosz i oddawał tam łatwe punkty. Bardzo dobrze spisywali się również bracia Morris, którzy wspólnie zdobyli 33 punkty i 14 zbiórek.

Trudno wytłumaczyć co się stało z drużyną Monty’ego Williamsa po tak genialnym starcie. Rozluźnienie umysłu, straty i pudła Jrue Holidaya oraz Tyreke’a Evansa? Miejmy nadzieję, że młodzi zawodnicy dopiero muszą scalić się jako zespół, a wyniki przyjdą z czasem. Potencjał jest ogromny i momentami to widać gołym okiem. Brakuje póki co regularnej, dobrej gry. Nie trzeba przez wszystkie 48 minut grać lepiej niż przeciwnik, wystarczy jedynie grać dobrze i równo.

Jedynym plusem w tym meczu to występy Anthony’ego Davisa (17 punktów, 11 zbiórek, 5 bloków), Briana Robertsa  (17 punktów, 5 asyst, 0 strat) oraz Ericka Gordona (20 punktów, 3 zbiórki, 5 asyst). Niezły występ zaliczył również Al-Farouq Aminu (8pkt, 6zb, 2ast, 2prz, 1blk), którego chciałbym widzieć więcej na parkiecie wobec takiej formy Evansa (9pkt, 4zb, 2ast, 3 straty) oraz Jrue Holidaya (3 pkt, 5zb, 9ast, 2stl, 2blk oraz 6 strat i 1-7 z gry).

New Orleans Pelicans mają zaledwie kilka godzin na wyegzekwowanie swoich błędów w meczu Suns bowiem w meczu back-to-back już tej nocy zmierzą się z silnym rywalem – Memphis Grizzlies.