Drugie zwycięstwo New Orleans Hornets stało się faktem, po niezwykle emocjonującym spotkaniu drużyna prowadzona przez Monty’ego Williamsa pokonała Chicago Bulls 87-80 89-82. Za ojca tego sukcesu można uznać Greivisa Vasqueza, który tym razem nie tylko w świetny sposób kreował grę, ale również skutecznie zdobywał punkty kończąc spotkanie z 18 oczkami na koncie.
Zwycięstwo jednak nie miałoby miejsca gdyby nie świetna gra całego zespołu. Każdy zawodnik, który choć przez chwilę przebywał na parkiecie dołożył swoją cegiełkę w budowaniu tego triumfu.
W dwóch pierwszych spotkaniach tegorocznego sezonu gracze Hornets przyzwyczaili nas do niezwykle ciekawych spotkań, których rozstrzygnięcie waży się do samego końca. Nie inaczej było i tym razem. Już pierwsza kwarta pokazała nam, że należy się spodziewać niezwykle emocjonującego meczu okraszonego dobrą grą defensywną ze strony obu drużyn.
Wynik spotkania otworzył Robin Lopez w łatwy sposób radząc sobie z Carlosem Boozerem. Chicago Bulls źle weszli w spotkanie, zupełnie nie potrafiąc sobie poradzić se świetną w tym meczu defensywą drużyny gości. Żaden z czterech pierwszych rzutów popularnych „Byków” nie był celny.
Hornets konsekwentnie grali twardo w obronie nie pozwalając na zbyt wiele rywalom. Po świetnym przechwycie Aminu zakończonym spokojnym wykończeniem akcji Szerszenie uzyskali 6 punktową przewagę. Łatwa strata piłki z pewnością podrażniła gospodarzy, którzy wreszcie zdobyli pierwsze punkty. Gapiostwo graczy Hornets wykorzystał Joakim Noah.
Gracze z Chicago w dalszym ciągu mieli problemy ze skutecznością co udanie wykorzystywali goście, których przewaga momentami wynosiła nawet 10 punktów.
Dopiero pod koniec pierwszej kwarty gracze Bulls zaczęli regularnie trafiać w czym pomógł im Marco Belinelli, który dwoma 3 punktowymi akcjami doprowadził do remisu 18-18. Odpowiedzi na poczynania „Byków” udzielił Ryan Anderson popisując się akcją 2+1 jednocześnie ustalając wynik pierwszej kwarty.
Gra w drugiej kwarcie wiele się nie zmieniła, oba zespoły w dalszym ciągu toczyły niezwykle wyrównany pojedynek. Kolejny raz motorem napędowym drużyny Bulls był Belinelli, błyskotliwą asystę Włocha wykorzystał Taj Gibson. Byki jednak na długo nie mogli cieszyć się z nawiązania kontaktu z Hornets- po 3 punktowych rzutach Rogera Masona i Ryana Andersona drużyna prowadzona przez Montyego Williamsa ponownie odskoczyła na 6 punktów.
Nie podłamało to jednak gospodarzy, Gibson wspólnymi siłami z Luolem Dengiem doprowadzili do wyrównania po tym jak akcją „2+1” popisał się zawodnik pochodzący z Sudanu. Akcja ta dodała skrzydeł Chicago Bulls, po celnej trójce Marco Belinelliego na 5.39 min. przed końcem pierwszej połowy drużyna ze stanu Illinois po raz pierwszy wyszła na prowadzenie.
Gdy wydawało się, że gracze Hornets zejdą na przerwę przegrywając wynikiem 43-44 rzutem za 3 punkty na 1.7 sek przed końcem popisał się Grevis Vasquez ustanawiając wynik do przerwy.
Trzecia kwarta była pokazem niesamowitej gry obronnej Hornets. Gracze z Chicago w żaden sposób nie potrafili przeciwstawić się defensywie „Szerszeni”, którzy w świetny sposób wykorzystywali niemoc strzelecką gospodarzy wychodząc w pewnym momencie na 10 punktowe prowadzenie.
Przewaga w trzeciej odsłonie ani na moment nie spadła poniżej 4 punktów. Gdy można było odnieść wrażenie, że drużyna dowodzona przez Toma Thibodeau jest na dobrej drodze by doprowadzić do nawiązania kontaktu gracze „Byków” byli sprowadzani na ziemie świetnymi blokami gości. W tym momencie należy pochwalić Jasona Smitha, który na 10 sek przed końcem w bardzo efektowny sposób zablokował Kirka Hinricha. Na ostatnią odsłonę gry Szerszenie schodziły przy prowadzeniu 66-60.
Gra w czwartej kwarcie praktycznie niczym nie różniła się w porównaniu do kwarty numer 3. Tym razem ostatnie 12 minut spotkania nie było przepełnione zwrotami akcji tak jak w poprzednich dwóch spotkaniach. Różnica punktowa New Orleans Hornets w dalszym ciągu oscylowała w granicach 4/6 punktów. Wynik spotkania rzutami osobistymi ustalił Brian Roberts.
Najlepszym zawodnikiem spotkania był zdecydowanie Grevis Vasquez – autor 18 punktów i 6 asyst. Wenezuelczyk po raz kolejny pokazał, że jest w stanie wziąć na swoje ramiona grę w najważniejszych momentach. Bardzo dobre spotkanie rozegrali również Robin Lopez (16 pkt, 7 zbiórek) oraz Ryan Anderson (12 pkt, 13 zbiórek).
Po stronie Bulls z pewnością należy wyróżnić Marco Belinelliego(13 pkt, 2 asysty), Taj Gibsona(12 punktów, 5 zbióre) oraz Nate Robinsona(15 punktów, 5 zbiórek, 2 asyty). Zdecydowanie przyćmili swoimi występami swoich kolegów z s5.
Następnym rywalem Hornets będzie drużyna z Philadelphi. Spotkanie odbędzie się w nocy z środy na czwartek. Miejmy nadzieję, że dobra gra „Szerszeni” będzie kontynuowana.