Myślę, że porażka z Clippers wobec pewnych spraw w tej chwili dla wielu fanów New Orleans Pelicans ma małe znaczenie. Na parkiet około 3 tygodnie przed terminem po złamaniu ręki wrócił Anthony Davis. Zobaczyliśmy również Tyreke’a Evansa wchodzącego z ławki po tym jak opuścił 2 mecze po ponownym skręceniu kostki. Powroty mimo, że bardzo udane nie pomogły w wygraniu z Los Angeles Clippers i Pelikany musiały uznać wyższość rywali z wyższej strefy tabeli 95 – 108.
New Orleans Pelicans weszli w mecz bardzo dobrze. Na świetnej skuteczności grał Ryan Anderson, a bardzo dobry występ zaliczał również Jrue Holiday. Zarówno w defensywie jak i ofensywie Pellies nie wyglądali gorzej niż podopieczni Doca Riversa i po pierwszej kwarcie Clipps wygrywali zaledwie 5 punktami.
To wówczas na parkiet z ławki weszli Davis oraz Evans, którzy zapewnili ekipie kolejny raz powiew świeżości. AD dominował przez pewną chwilę na tablicach, a komentatorzy LAC mówili o nim jak o nowej największej gwieździe ligi. Tyreke zajął się przede wszystkim dostarczaniem piłek do młodszego od siebie kolegi i wychodziło mu to znakomicie.
W drugiej kwarcie Pelicans kontynuowali dobrą grę, ale wciąż było to zbyt mało aby udało się wywalczyć przewagę nad zespołem z Miasta Aniołów. Piekielnie skuteczny z dystansu był Jared Dudley i… Blake Griffin. Natomiast na deskach szalał DeAndre Jordan, który odpowiednio prowadzony przez Chrisa Paula był nie do zatrzymania. CP3 miał za to spore problemy z Jrue Holidayem przez którego obronę mniejszy rozgrywający nie potrafił się przebić. Swoją drogą, dwójka tych graczy walczyła ze sobą praktycznie cały mecz 1 na 1 i ciężko byłoby wyłonić lepszego.
Prawdziwy kryzys przyszedł w trzeciej kwarcie. Przede wszystkim DeAndre Jordan i Blake Griffin robili wciąż swoje, a zawodnicy jak Jason Smith czy tym bardziej Ryan Anderson nie potrafili ich zatrzymać. Trzeba też dodać, że gospodarzom mocno mogli dziś sędziowie. Arbitrzy podyktowali niepotrzebnych fauli, które były bardzo niekorzystne dla drużyny Monty’ego Williamsa. Dzięki temu m.in. Jamal Crawford zdobył 10 punktów, a Darren Collison aż 9.
W czwartej kwarcie popis dał jeszcze przez moment Anthony Davis i Tyreke Evans, ale ich bardzo dobre występy nie przełożyły się na wynik zespołu i do końca spotkania Clippers utrzymali swoje prowadzenie.
Trzeba powiedzieć, że dużym błędem było trzymanie aż 41 minut na parkiecie Ryana Andersona. Po dobrym starcie 3-3 zza łuku zawodnik spudłował 6 następnych i był zaledwie 7-21 z gry (17 punktów). Nie trzeba dodawać, że Ryno nie należy do najlepszych obrońców i w starciach z Jordanem i Griffinem bardziej przydałby się nawet Louis Amundson, który miał swoją drogą świetny występ w Oakland.
To głównie przez takie rotowanie składem aż 20 zbiórek, 14 punktów i 5 bloków na 100% skuteczności miał DeAndre, a Blake dodał 21 oczek i 10 zbiórek. Jared Dudley miał 20 punktów, a Chris Paul zatrzymał się na 12 „oczkach” i 11 asystach.
W zespole z Nowego Orleanu najlepiej wypadł powracający po kontuzji Anthony Davis – wspaniała linijka w postaci 24 punktów i 12 zbiórek. Triple-double na swoim koncie zanotował natomiast wyleczony Tyreke Evans – 11 punktów, 10 asyst i 13 zbiórek. Jrue Holiday miał 13 „oczek” i 10 asyst.
Największym rozczarowaniem był Eric Gordon. Rzucający obrońca od którego dziś bardzo wiele mogło zależeć zdobył tylko 9 punktów w 30 minut. Szkoda, że EG nie podbija swojej wartości transferowej przed rozpoczęciem plotek transferowych. Trade?
New Orleans Pelicans nie kończą wciąż swojego piekielnego tripu wyjazdowego. Już w piątek spotkamy się z Portland Trail Blazers, którzy dziś w nocy przegrali z Minnesotą Timberwolves.