New Orleans Hornets wygrali swoje pierwsze trzy spotkania z teoretycznie słabszymi zespołami, ale kiedy przyszło czoła stawić już silniejszej ekipie z Houston „Szerszenie” nawet na chwilę nie przejęli inicjatywy i przegrali 95 – 75. Rockets wygrali to spotkanie bardzo zasłużenie, dzięki wyśmienitej(!) obronie i bardzo dobremu zgraniu zawodników na parkiecie, dla „Rakiet” było to pierwsze zwycięstwo w preseason.
Przed rozpoczęciem spotkanie z „Rakietami” dziennikarze z Luizjany powiadomili, że do grona nieobecnych Erica Gordona, Jason Smitha, Hakima Warricka i Xaviera Henry’ego dołączy drugi – po Gordonie – lider Hornets, Anthony Davis, który doznał małej kontuzji w poprzednim meczu z Charlotte Bobcats i tym samym Monty Williams bardzo odpowiedzialny postanowił, że wybrany z numerem pierwszym w drafcie zawodnik przesiedzi mecz na ławce rezerwowych. Był to kolejny powód tego, że gra „Szerszeni” wyglądała jak wyglądała, a była bardzo słaba.
„Szerszenie” bez swoich dwóch liderów wyglądali na tle Rockets bardzo blado. Mizernie, a prawie w ogóle nie bronili, jak co mecz regularnie pudłowali – przede wszystkim kolejny raz Ryan Anderson (3-8 z gry), Austin Rivers (3-12), Greivis Vasquez (4-13), Roger Mason Jr. (0-7) czy rewelacja poprzednich spotkań Brian Roberts (3-10). Ten fakt wyśmienicie wykorzystywała szybka i zorganizowana ofensywa „Rakiet”, która po pudłach natychmiastowo ruszała z kontratakiem na kosz gości i bezproblemowo zdobywali łatwe punkty. Najlepiej wykorzystywali to Kevin Martin, który zdobył aż 17 punktów i Chandler Parsons, który zaliczył wyśmienite spotkanie – autor 10 „oczek”.
Duży problem na deskach miał Ryan Anderson (i Robin Lopez) który oprócz licznych pudeł i strat nie poradził sobie z genialnym w tym aspekcie gry Omerem Asikiem, który zanotował w sumie aż 15 zbiórek, 6 punktów, 2 przechwyty i 1 blok. Póki co ściągnięty z Orlando Magic silny skrzydłowy zawodzi Monty’ego Williamsa i miejmy nadzieję, że podczas sezonu regularnego przekona nas, że jest wart swojego – dużego – kontraktu.
Najlepszym graczem New Orleans Hornets było o dziwo Al-Farouq Aminu, który był często przeze mnie wcześniej krytykowany i uważałem, że nie rozwinął się i nie zasługuje na pierwszą piątkę „Szerszeni”. W meczu z Rockets udowodnił jednak, że należy mu się jeszcze jedna szansa. Zdobył 15 punktów, 5 zbiórek, 2 asysty, 2 przechwyty i 1 blok. Trafił w sumie z gry 6 z 10 rzutów (1-2 za trzy) i widać było, że popełnił chociaż minimalny progres w ciężkiej dla niego grze w ofensywie.
Największym rozczarowaniem póki co w preseason oprócz wspomnianego Ryana Andersona jest Austin Rivers, który w żadnym z czterech spotkań nie pokazał się niczym szczególnym. Nie trafił on chociaż jednej często oddawanej „trójki”. Regularnie pudłuje i słabo broni, a jego gra jest bardzo czytelna dla defensyw przeciwnych drużyn.
Najbardziej niepokojącą sprawą jest jednak skuteczność graczy z Nowego Orleanu, którzy w meczu z Houston Rockets mieli – to upokarzające – gorszą skuteczność z gry (33%) niż „Rakiety zza łuku (38%). Jeżeli takie „strzelanie” się nie poprawi to ciężko widzę zwyciężanie spotkań w sezonie regularnym. Miejmy nadzieję, że gdy Eric Gordon wróci do gry wszystko się odmieni, bowiem bez swojego lidera „Szerszenie” daleko nie zajadą na obecnym wózku, nawet z Anthonym Davisem na parkiecie.
Gra drużyny Monty’ego Williamsa musi się zdecydowanie poprawić i miejmy nadzieję, że nastąpi to już w następnym spotkaniu z Atlantą Hawks, które odbędzie się 18 października o godzinie 1:30 czasu polskiego.
| Boxscore |