New Orleans Pelicans zagrali chyba najzdrowszy tydzień w tym tygodniu. Nie stracili nikogo (choć było blisko i to kilka razy, gdy Anthony Davis zbierał się z parkietu), a przy tym wszystkim odzyskaliśmy Tyreke’a Evans i Norrisa Cole’a. Nie pomogło to jednak w znacznym zrywie i w 7 dni, Pelikany odniosły aż 3 porażki, wygrywając 1 spotkanie.
Pelicans wciąż nie potrafią znaleźć formy, która mogłaby ponieść zespół i pociągnąć do walki o awans do Playoffs. Walka i zwycięstwo pod koniec tygodnia przeciwko Cleveland Cavaliers dają jednak sporą nadzieję na to, że zdrowe Pelikany mogą rozwinąć skrzydła i wreszcie zacząć grać na miarę oczekiwań i własnych możliwości.
PELICANS 87 – 101 JAZZ
Oh boy, oh boy. Anthony Davis jakimś cudem pozbierał się po kontuzji kolana z Los Angeles Clippers nie potrzebował nawet dnia przerwy pomimo tego, iż z parkietu w LA nie zszedł nawet o własnych siłach. Co z tego, skoro nawet jeśli po takiej kolizji wchodzi do gry w Salt Lake City, daje z siebie wszystko, ciągnie Pelikany w każdej akcji, a kończy się to tradycyjnym fiaskiem?
Mecz praktycznie bez jakiejkolwiek historii. Anthony Davis od pierwszej kwarty starał się utrzymywać swoich kolegów w grze, ale samemu nie da się wygrać spotkań w NBA. Obok jego 36 punktów (+11 zb, 3 blk) tylko jeden Pelikan miał więcej niż 10 punktów i był nim… Ish Smith.
Utah Jazz od pierwszych minut przejęli inicjatywę i mimo, że zrobiło im się gorąco w czwartej kwarcie to bardzo szybko i sprawnie ugasili mały płomień nadziei na ławce New Orleans Pelicans.
Eric Gordon, Jrue Holiday i Ryan Anderson zdobili łącznie 15 punktów, byli 2-20 w blisko 85 minut. Dramat. Dramat, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć.
GRIZZLIES 113 – 104 PELICANS
Można byłoby rzec – wreszcie! Wreszcie to mógł być moment na małe odbudowanie się – Tyreke Evans i Norris Cole zaliczyli swoje debiuty w tym sezonie, a to wszystko przed własną publicznością przeciwko Memphis Grizzlies. Rywal bardzo ciężki, ale często udawało się w poprzednich latach pobić Memphis. Nie tym razem.
Jeśli twoim najlepszym zawodnikiem na parkiecie jest wracający po kontuzji i operacji kolana to musi coś być nie tak. Reke z miejsca zrobił kolosalną różnicę, a z nim i Jrue Holidayem gra wyglądała naprawdę bardzo ładnie. To wszystko wreszcie momentami chodziło tak, jak powinno. Był flow.
Evans zapisał na swoim koncie 20 punktów, 10 asyst i 5 zbiórek udowadniając dlaczego tak wszyscy bardzo czekaliśmy na jego powrót. Nieco gorzej spisał się Norris – 11 punktów, 4 asysty, ale tylko 3-12 z gry i dużo przestrzelonych „czystych” pozycji z dystansu.
Pelicans kolejny raz mieli po prostu problem z trafianiem do kosza, a przy tym druga połowa to był prawdziwy popis mniejszego lineupu Memphis Grizzlies i dominacji Marca Gasola, który zagrał dziś na career-high – 38 punktów, 13 zbiórek i 6 asyst. Wszystko nabiera jeszcze większego znaczenia gdy podkreślimy jak fantastycznie obręczy bronił Anthony Davis – 9 bloków tej nocy i wyrównane career-high pod tym względem.
Davis kolejny raz miał jednak problem z egzekucją. Anthony zbyt często za bardzo chce, a przy tym traci umysł i chce robić rzeczy zbyt szybko i na siłę. Kończy to się taką skutecznością jak przeciwko Grizzlies – 4-15 i tylko 17 punktów.
Warto też wspomnieć, że najwięcej rzutów w ekipie Pelicans oddał Ryan Anderson (16), ale to właśnie ławka Grizzlies kompletnie rozbijała gospodarzy i wypracowała sporą przewagę w hali Smoothie King Center. Dla przykładu Mario Chalmers był w 23 minuty gry aż +22!
Nie zadziałał więc nowy pomysł Alvina Gentry’ego, który szuka odpowiedniego ustawienia swojego zespołu. Eksperymentalnie (lub nie) zrzucił Erica Gordona z pierwszej piątki, zastępując go Tyreke Evansem. Gordon ma być shooterem lepiej wykorzystywanym właśnie w drugim unicie i razem z Ryanem Andersonem tworzyć zabójczy duet na dystansie. Skończyło się jednak na zaledwie 19 minutach Gordona i -20 gdy był na parkiecie. Ups.
W pierwszej piątce zobaczyć mogliśmy również Alexisa Ajincę – zagrał jednak jedynie 12 minut, ale podczas nich był 5-6 z gry. Jego największy problem jednak powrócił i nawet gdyby Alvin Gentry chciał (chociaż póki co to się nie zdarza i jestem o to bardzo, bardzo zły) to nie mógłby nim grać tego dnia większych minut przez jego liczbę przewinień. We wspomniane zaledwie 12 minut, sfaulował rywali 4-krotnie. Eh.
Z rotacji na ten mecz wypadł Omer Asik, zagrał jedynie 5 minut i jestem bardzo ciekawy jak Alvin ma zamiar znaleźć mu miejsce w zespole, gdyż póki co prezentuje się fatalnie i myślę, że nie dawałby sobie rady nawet w żeńskiej drużynie koszykówki, a jego skuteczność spod obręczy nie uległaby zmianie. Ja od kilku dni protestuję i nie jem kebabów.
PELICANS 101 – 108 ROCKETS
Można by rzecz, że znów to samo. Pelikany nie potrafią zagrać równych 48 minut i kolejny raz muszą uznać wyższość rywali. Spora strata gdyż to następna porażka z wysoko postawionym zespołem, który jednak na początku sezonu ma spore problemy ze złapaniem formy (dorzucam tutaj Clippers), ale okazja na zdobycie zwycięstwa znów przeszła ekipie Alvina Gentry’ego obok nosa.
Pelicans radzić sobie musieli bez Jrue Holidaya, który i tak w swoich limitowanych minutach, poza przyzwoitą obroną, nie daje zbyt wiele w grze ofensywnej i powinno się to jak najszybciej zmienić. Wobec absencji rozgrywającego, Gentry kolejny raz spróbował innej, zupełnie nowej, wyjściowej piątki. Z ławki wrócił w miejsce Jrue Eric Gordon, a za Alexisa Ajincę wskoczył bezużyteczny ostatnimi czasy Omer Asik.
New Orleans prowadzili w meczu już nawet 14 punktami, ale niestabilność i popełnianie głupich strat tylko pomogło Rockets szybko wrócić do gry. Pelikany popełniły w sumie aż 23 straty, z których Rakiety zdobyły 27 punktów.
Pellies prowadzili jeszcze nawet w czwartej kwarcie, na kilka minut przed końcem, ale wówczas gospodarze doprowadzili do runu 10-0 i przypieczętowali swoją wyższość w tym spotkaniu. Dla przyjezdnych była to 4 porażka z rzędu.
Mocno boli to, iż to właśnie drużyna Pelicans pozwala na wrzucenie sobie punktów zawodnikowi, który albo gra z końca ławki, albo znajduje się w kompletnym dołku. Tym razem z NOLA najlepsze zawody od kilku tygodni zagrał Ty Lawson, który szuka formy i znaleźć jej nie może w swojej ulubionej butelce wódki. Dziś był najbardziej plusowym graczem Houston ze współczynnikiem +23. Miał 12 punktów i 6 asyst w 30 minut z gry z ławki. Dorzucając do tego 24 punkty, 6 asyst i 10 zbiórek Jamesa Hardena, kolejny raz wychodzi nam jak duże problemy w defensywie na obwodzie mają podopieczny coacha Alvina.
Dla Pelicans najlepiej zagrał tradycyjnie Anthony Davis – 29 punktów, 13 zbiórek, 2 przechwyty i 2 bloki. Widać jednak w jego grze i zachowaniu coraz więcej frustracji. Ten gość po prostu chce zacząć wygrywać.
Kolejny bardzo fajny mecz po powrocie zagrał Tyreke – 10 punktów, 6 zbiórek i 8 asyst. Było jednak wciąż widać małą rdzę w kolanach, która nie pozwala jeszcze do końca zagrać na pełnym kontakcie pod koszem. Dziś tylko 2-9 z gry. Dobre wejście z ławki znów dał Ryan Anderson – 19 punktów, 10 zbiórek, ale też 6 strat i 5 faulów.
Zawodzili nadal Eric Gordon (4-10, 1-5 za trzy) i nie potrafiący się wstrzelić Norris Cole (2-10, 0-5).
CAVALIERS 108 – 114 PELICANS [OT]
„To będzie dobry dzień. Po prostu to czuję, wiem, że wygramy.” – mówił Anthony Davis tuż przed meczem….
Czy ktoś rozumie tę drużynę? New Orleans Pelicans wygrali pierwsze spotkanie w tym tygodniu i to z teoretycznie najsilniejszym możliwym rywalem w ostatnim czasie. Pelikany wreszcie momentami wyglądali jak zespół z możliwościami do rywalizacji z każdym przeciwnikiem w lidze, mimo, że jak zwykle po świetnej grze nie zabrakło sporego kryzysu i dominacji Króla LeBrona.
W mecz zdecydowanie lepiej weszli Cleveland Cavaliers, którzy szybko przejęli prowadzenie na starcie. Poprowadził ich do tego J.R. Smith, który trafił aż 5 „trójek” w pierwszej kwarcie. Eksperymentujący z rotacją David Blatt przejechał się jednak na swojej ławce rezerwowych, którzy szybko zaprzepaścili przewagę swoich kolegów w pojedynku z rezerwowymi Pelicans, na których czele stali tacy zawodnicy jak Jrue Holiday (pierwszy mecz jako rezerwowy w sezonie, zastąpił go Evans/Gordon) i Ryan Anderson.
2 i 3 kwarta to już fantastyczna gra Pelicans, nadrabianie strat i w końcu ucieczka przed głównymi pretendentami do tytułu mistrzowskiego. Gospodarze zagrali prawdopodobnie najlepszą ofensywę w tym przedziale czasowym w tym roku i kompletnie odcięli z gry Kevina Love’a i LeBrona Jamesa, którego zatrzymali na słabej skuteczności. Wiele przechwytów, wymuszanie ciężkich rzutów prowadziły do kontrataków, z którymi nie radziła sobie obrona Cavs.
Wróciła również skuteczność z dystansu, skąd trafiał w trzeciej kwarcie Anthony Davis oraz seryjnie Eric Gordon i Ryan Anderson. Eric skończył mecz z 19 punktami, oddając zaledwie 9 rzutów. Trafił z nich aż 7, z czego 4-5 było za trzy.
Gdy gra w czwartej kwarcie wyglądała na kompletnie kontrolowaną przez Pelikany mające już blisko 15-punktowe prowadzenie, wówczas do zrywu Cavaliers poprowadził, nie kto inny, jak LeBron James. Skrzydłowy Kawalerzystów w pewnym momencie w końcówce miał więcej punktów w czwartej kwarcie niż cały zespół Pelicans. Podopieczni Alvina Gentry’ego wyglądali na rozbitych, a Cavs przejęli prowadzenie na 2 minuty przed końcem.
James wykorzystywał missmatch’e i ogrywał w grze 1 na 1 Omera Asika czy Anthony’ego Davisa, wyprowadził swoją ekipę już nawet na 3 punkty przewagi. Wówczas do głosu doszli koszykarze Nowego Orleanu – po świetnej penetracji Jrue Holidaya i nietrafionym layupie, niekryty Ryan Anderson dobił rzut po swoim rozgrywającym dając jeszcze szansę na wyrwanie korzystnego wyniku.
Kilkanaście sekund później doszło do akcji meczu. Pels świetnie wybronili akcję Cavs, Anthony Davis wybił z rąk piłkę J.R. Smithowi i udał się w pogoń za nią na drugi koniec parkietu. Wyprzedził niskich zawodników przyjezdnych i dosłownie na 0.1 sekund przed końcem posiadania Cavaliers, Davis przejął piłkę i zapakował ją z góry. Pelicans prowadzili 1 punktem na 45 sekund do końca.
Następnie James trafił prosty rzut z półdystansu i wykorzystał 2 rzuty wolne po faulu Tyreke’a Evansa. Pelicans przegrywali 3 „oczkami” mając jedynie 15 sekund na zegarze. Celnie zza linii trzypunktowej trafił jednak Jrue Holiday, doprowadzając do remisu, a równo z syreną nie zdołał trafić LeBron James.
Mieliśmy pierwszą w tym sezonie dogrywkę dla New Orleans Pelicans, którzy ostatnie 5 minut meczu zagrali perfekcyjnie kontrolując przebieg dodatkowego czasu od pierwszego wznowienia piłki. Davis zdobył 6 z 9 punktów w dogrywce i poprowadził swój zespół w sumie z 31 punktami i 11 zbiórkami do 5 zwycięstwa w sezonie.
To był ten mecz, gdy prawie-zdrowi-Pelicans pokazali na co ich stać, szczególnie jeśli popatrzymy na trzecią kwartę, w której doszło do konkretnej dominacji nad Cleveland Cavaliers.
POZYTYWY TYGODNIA:
1. Wreszcie jesteśmy zdrowi. Potrzeba jeszcze trochę czasu aż Tyreke czy Norris pozbędą się rdzy na swoich kościach, ale możemy optymistycznie patrzeć na następne tygodnie. Zwłaszcza, że do powrotu szykuje się również bardzo ważny dla tego zespołu Quincy Pondexter, który wzmocni słabą jak do tej pory pozycję niskiego skrzydłowego.
Tyreke potrzebował zaledwie 3 spotkań aby pokazać nam dlaczego tak za nim tęskniliśmy. Jego wybuchowość, szybki pierwszy krok i możliwość penetracji gry 1 na 1, rozwija niesamowicie możliwości w ofensywie całej drużyny. W dodatku w swoich pierwszych meczach widać jego dużą determinację w obronie, gdzie wygląda bardzo obiecująco w nowym systemie.
2. Trzecia kwarta meczu Cavaliers. To byli ci Pelicans, na których czekaliśmy i którzy byli tak hucznie zapowiadani przed sezonem, jako ta drużyna, która może być obok Warriors jedną z najbardziej fun-to-watch. Póki co nie było tego wiele, ale te kilkanaście minut pokazały jak ogromny potencjał, głównie ofensywny, ma ta ekipa. Trzeba walczyć i nie odpuszczać, a wtedy dobre rzeczy wychodzą praktycznie same.
NEGATYWY TYGODNIA:
1. Rotacja. Alvin Gentry wciąż stara się znaleźć swoją magiczną pierwszą piątkę, ale jest tego za dużo i trener powoduje przez to zbyt wiele zamieszania. Zawodnicy w pewnym momencie nie będą mieli pojęcia czy grają pierwsze czy drugie skrzypce. Zarówno z ławki i w pierwszej piątce grali w tym tygodniu Omer Asik, Alexis Ajinca, Jrue Holiday i Eric Gordon. W zespole z Nowego Orleanu potrzeba stabilizacji i mam nadzieję to zobaczyć w przyszłym tygodniu. Zwłaszcza, że pomysł wprowadzania z ławki Holidaya wygląda najlepiej spośród wszystkich testowanych opcji.
2. Wahania formy. Wolałbym zobaczyć jeden słaby mecz i jeden dobry, niż ciągłe walki z formą podczas spotkań. Pelicans potrafią fantastyczne minuty przeplatać z grą katastrofalną, gdzie tracą piłki i pudłują każdy możliwy rzut. Pellies potrafią zagrać na najwyższym poziomie zaangażowania, aby zaraz później grać bez energii i odpuszczać wiele piłek czy zbiórek. Tak być nie może i coach Gentry musi znaleźć odpowiedni środek aby to wszystko zbalansować.
3. Norris Cole jest póki co bezużyteczny i dostaje zbyt dużo, niezasłużonych minut. W trzech meczach gra średnio 21 minut na parkiecie, a spośród 29 oddanych rzutów trafił 7, co daje mu 24% z gry. Z dystansu gra na poziomie 15%, a na linii rzutów wolnych legitymuje się skutecznością na poziomie 57%. Auć. W dodatku wygryzł z rotacji Isha Smitha, który jest fajną maszyną napędową przy szybkich akcjach Pelicans.
4. Omer Asik. Wiecie co macie z nim zrobić.
MVP TYGODNIA:
Ciężko wybrać kogokolwiek przy bilansie 1-3, ale musi to być Anthony Davis, który przez cały tydzień gra na równym poziomie, a słaby okres swojej drużyny przerwał świetnym meczem i zwycięstwo przeciwko Cleveland Cavaliers. W dodatku walczy z wieloma kontuzjami.
PIĄTKA TYGODNIA:
Evans-Holiday-Gordon-Anderson-Davis
CYTAT TYGODNIA:
„Perk powiedział mi przed meczem [z Cavs], że to czas, w którym trzeba być wielkim. Pokazaliśmy, że gdy gramy jak grać powinniśmy – możemy pokonać każdego.” – Anthony Davis
NADCHODZĄCE SPOTKANIA:
7/8 grudnia vs BOSTON
11/12 grudnia @ CHICAGO