Nawet najwierniejsi fani Pelikanów nie mieli w swoich fantazjach, Pelicans wyjeżdżających z Portland przy wyniku serii 2-0. Pellies zdominowali wyżej rozstawionych Trail Blazers i podczas gdy rywalizacja zmierza już do Nowego Orleanu, są oni już zdecydowanymi faworytami do przejścia do drugiej rundy. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie fantastyczna dyspozycja tej dwójki – Rajona Rondo i Jrue Holidaya.
Gdy przygotowywaliśmy się do tej serii, wszystko wskazywało na to, że największą przewagą ekipy z Oregonu będzie ich duet obwodowy – Damian Lillard i C.J. McCollum. To bezsprzecznie jeden z najlepszych backcourtów NBA, który wielokrotnie w tym sezonie wygrywał Blazers spotkania. Obaj potrafią się odpalić w każdym momencie meczu i zdobywać punkty seriami. Są piekielnie niebezpieczni, ale w ostatnich dniach przegrywają walkę z Pelicans z kretesem.
Gdyby ktoś powiedział mi, że Pelicans będą prowadzić 2-0 po dwóch meczach w Portland, a wszystko to dlatego, iż Rondo-Holiday ograli parę Lillard-McCollum, to pewnie złapałbym się za głowę. Wydawało się, że jeśli Pellies chcą tutaj cokolwiek ugrać, to na prawdziwą wycieczkę po MVP musi wybrać się Anthony Davis, ale to nie on jest tutaj największą rzeczą w tej rywalizacji.
Jrue Holiday, czy jak kto woli, The Jruth w tej serii zdobywa średnio 27 punktów i 5.5 asyst na 55% z gry. Terry Stotts i spółka nie mają kompletnie pomysłu jak bronić tego gracza i są momentami bezradni. Kiedy Portland zbliżają się z wynikiem do New Orleans, piłka najczęściej wędruje do Jrue, a ten spokojnie kolejny raz prowadzi swój zespół do zwycięstwa.
Co ciekawe, blisko 50% rzutów jakie oddaje Holiday to akcje w pomalowanym, gdzie Jrue przedostaje się bez problemów. W następnych meczach powinniśmy spodziewać się znacznie ostrzejszej gry ze strony Blazers, ale to może stosunkowo jeszcze bardziej otworzyć grę dla Anthony’ego Davisa. Lillard/McCollum wspominali, że być może większą uwagę należy skupić właśnie na Holidayu, a wtedy (oh boooy), Davis będzie mógł poszaleć.
To, co jednak w Jrue najbardziej imponujące to jego killer-instynkt i obrona na liderach Blazers. W pierwszym meczu rywalizacji, Damian Lillard był broniony przez Holidaya w 47 posiadaniach, efekt? 1/11 z gry i 5 zdobytych punktów. Mecz nr 2? 27 posiadań, 1/7 z gry i 2 punkty. DOMINACJA.
Jrue Holiday jest na misji i jest wielki. Takimi meczami spłaca swój ogromny kontrakt, a fani powinni być wdzięczni Dellowi Dempsowi, że zatrzymał tego gracza w Nowym Orleanie.
Jrue to jednak nie jednoosobowa maszyna i w tej serii należy wspomnieć jeszcze o fenomenalnym Rajonie Rondo. O tym, w jaki stan wpada podczas playoffs i jak zmienia się jego podejście w wielkich meczach i momentach, słyszy się już legendy i można byłoby napisać porządną książkę. Teraz możemy to zobaczyć na własne oczy.
Rondo kontroluje cały przebieg spotkania. To on jest generałem na parkiecie, to on kieruje drużyną, to on rozmawia i doradza kolegom z drużyny, a oni mają do niego pełne zaufanie. Kiedy trzeba przyspieszyć grę – przyspiesza. Kiedy widzi, że grę trzeba zwolnić i poszukać tego jednego, wymarzonego rzutu – znajduje je. Jest genialny.
Anthony Davis śmiał się, że dostaje po nocach telefony od Rondo, który nie śpi i analizuje grę drużyny przeciwnej i musi natychmiast podzielić się swoimi uwagami. Podobnie chwalił Rondo już Nikola Mirotić, który twierdzi, iż Rajon wcześniej niż Lillard wie, co Blazers za chwilę mają zamiar zagrać na parkiecie. Chyba nie codziennie zdarza się mieć na boisku gracza, który zna lepiej playbook rywali, niż oni sami. Tak jest właśnie w przypadku Playoff Rondo.
Jeśli możemy być temu zawodnikowi za coś wdzięczni, to za podejście do gry. Jrue wszedł w kompletnie inny poziom pewności siebie, Anthony Davis dominuje strefę podkoszową, a gracze tacy jak Nikola Mirotić czy E’Twaun Moore grają pomimo kontuzji i nawet nie pozwolą się wpisać na listę kontuzjowanych.
Rondo podkreśla podejście do gry Pelicans, lekko uderzając przy tym w zespół z Portland. Na konferencji prasowej po Meczu 2 wspominał, że o zwycięstwie w tym meczu był pewny już po pierwszym spotkaniu, kiedy widział jak Lillard i McCollum siedzą z nosem w komórkach i skupiają się na odpowiadaniu na wiadomości, podczas gdy on i reszta zespołu analizowała już film i przygotowywała się do następnego starcia.
Rajon Rondo w tych playoffach notuje 11 punktów, 9 zbiórek i 13 asyst. Rzuca na 45% z gry i 50% za trzy. I to nie jest pierwszy raz, kiedy robi takie rzeczy w tej fazie gry. Ktoś pamięta, kiedy ostatnio drużyna niżej rozstawiona wygrała dwa pierwsze mecze na wyjeździe? To byli właśnie Chicago Bulls Rajona Rondo sprzed roku, który wygrywali z nim w składzie 2-0, aby następnie po jego kontuzji kompletnie się rozsypać i przegrać 2-4. Teraz Rondo jest zdrowy, a Pelicans nie odpuszczą.
Do końca tej serii jeszcze bardzo daleko. To NBA i wszystko się tutaj może zdarzyć. Damian Lillard jest w stanie odwrócić tę serię i nagle wygrywać dla Trail Blazers spotkania. Mimo to, po tych dwóch meczach, powinniśmy być dumni z tego w jakim miejscu są w tym momencie Pelicans. Wygrywają i robią to dzięki swojemu ogromnemu zaangażowaniu i ciężkiej pracy. Not given, earned.
Jeśli Rondo, Holiday, Davis i Mirotić będą podtrzymywać swoją fantastyczną robotę – tylko dobre rzeczy mogą się wydarzyć. Następny mecz pomiędzy Pelicans – Trail Blazers już dzisiaj o 3:00. Cała hala będzie wypełniona po brzegi (bilety wykupione), fani ubrani na czerwono, tak jak zawodnicy. Pellies mają szansę doprowadzić do prowadzenia 3-0. Przed nami wielki mecz, który może zapisać się w historii klubu.
Zdjęcie: www.theringer.com