New Orleans Pelicans mimo, że rozgrywają aktualnie małą serię meczów domowych, nie mogą jej wspominać jak na razie zbyt dobrze. Przegraliśmy wszystkie dwa spotkania, z Dallas Mavericks i Oklahoma City Thunder. Przed nami jeszcze następne dwa – dzisiejszy z Detroit Pistons i następny z Memphis Grizzlies. Starcie z „Tłokami” pomimo wielu osłabień (Anthony Davis, Tyreke Evans) będzie tym, które należy wygrać aby wciąż utrzymywać się blisko czołowej „8” na Zachodzie.
Nie ulega jednak wątpliwości to, że o zwycięstwo z Detroit bez Anthony’ego Davisa będzie bardzo ciężko, nawet jeśli mecz rozgrywany jest w Nowym Orleanie. Zespół Mo Cheeksa to przede wszystkim rażąca siła podkoszowa – jak frontcourt grają tam Josh Smith, Greg Monroe i bestialski Andre Drummond. To przede wszystkim braku pojedynku Davisa z tym ostatnim wielu fanów może żałować. Należy czekać do następnego spotkania.
Głównym problemem będzie 20-letni Dre. Jeżeli środkowemu Pistons pozwoli się na chociaż odrobinę swobody to może stać się prawdziwym dominatorem, a jego dominacja trwać będzie przez cały mecz. Monty Williams nie ma wobec kontuzji Stiemsmy i Davisa zbytnio kogo postawić do matchupu z Drummondem, oprócz oczywiście Jasona Smitha. Powinniśmy więc być gotowi na dużo minut najwierniejszego zawodnika Pelikanów z aktualnego składu.
Greg Monroe to zawodnik, który ma mecze lepsze i gorsze. Potrafi w pojedynkę poprowadzić swój zespół do zwycięstwa i genialnie męczyć swoimi zwodami pod koszem obrońców, ale często też jest zupełnie niewidoczny, a koledzy nie widzą nawet sensu podawania do niego. Josh Smith to atletyczna „czwórka”, która zmuszona jest do grania na niskim skrzydle, gdzie w moim odczuciu (i chyba wielu, wielu innych) sobie nie radzi w obronie. O ile w ataku ma dużą przewagę fizyczności, o tyle jako obrońca jest po prostu zbyt duży i za mało ruchliwy. Często przysypia, albo po prostu odpuszcza „swojego” gracza i pozwala mu na łatwe punkty. Tym bardziej trudno przeboleć stratę Tyreke’a Evansa, który wymusiłby zmianę grania swoją najsilniejszą „piątką” u Mo Cheeksa, który to wirtuozów trenerskich nie należy i wywołałoby to u niego problemy.
Na obwodzie Pistons również są bardzo głębocy. Brandon Jennings, KCP, Chauncey Billups czy Kyle Singler – wszyscy panowie potrafią poważnie zagrozić obronie przeciwnika. To i tak niezbyt mała siła rażenia, a przecież nie zagrają z powodu kontuzji Will Bynum i Rodney Stuckey.
Szkoda, że obydwa zespoły nie będą walczyły w najsilniejszych składach, bowiem byłby to fascynujący pojedynek dwóch zupełnie innych ekip. Detroit Pistons opiera swój atak przede wszystkim na graczach podkoszowych, czyli zupełnie inną techniką niż New Orleans Pelicans, którzy w swoim składzie mają Jrue Holidaya, Erica Gordona i Tyreke’a Evansa.
Detroit są 10-12 w tym sezonie i będą w Nowym Orleanie grać po ciężkim meczu u siebie z Minnesotą Timberwolves, który ciężko i bardzo wysoko przegrali. Cała trójka frontcourtu dostała srogie lanie od Kevina Love’a i Nikoli Pekovicia. Miejmy nadzieję, że Monty Williams pójdzie w ślady Ricka Adelmana i znajdzie złoty środek na bardzo niewygodną drużynę ze stanu Michigan.
Starcie o godzinie 2:00 czasu polskiego. New Orleans Pelicans nie przegrali u siebie z Pistons od roku 2007.